|
Lochy Gdzie Snape mówi dobranoc...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lafiel la Fay
Członek Wizengamotu
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Lochy Severusa
|
Wysłany: Nie 14:17, 11 Cze 2006 Temat postu: Huncwockie przygody - Filomenka |
|
|
Zgoda autorki jest
Huncwockie przygody
No, skoro już się przedstawiłam w tzw. "drzwiach", to wreszcie mogę napisać coś konstruktywnego.
Postanawiam zamieścić tutaj moją pierwszą próbę literacką pod jakże ambitnym tytułem Uprzedzam, że owe opowiadanko zostało zaczęte przed dwoma laty i kończone całkiem niedawno. Nie jest to może twórczość najwyższych lotów, ale trudno. Każdy się uczy. Mam nadzieję, że po poznaniu dalszych rozdziałów może nieco zaciekawi czytelników, którzy stwierdzą, że moje, coprawda jeszcze skromne zdolności literackie nieco wyewoluowały. Jako przedsmak posyłam pierwsze 4 rozdziały (opowiadanie jest już bowiem skończone od dawna) i serdecznie zapraszam do komentowania. Każde słowa krytyki będą mile widziane.
Huncwockie przygody
Rozdział I "Podróż i szok"
- Och, rany nie zdążymy! James ty fajtłapo, pakuj ten kufer byle jak i już lećmy.
Właśnie dziś pierwszego września Huncwoci mieli rozpocząć szósty rok nauki w Hogwarcie. Syriusz, który teraz mieszkał u Potterów pomagał przyjacielowi z powrotem wsadzić rzeczy, które wypadły z przewróconego kufra.
- Chłopcy, gotowi? - spytał ojciec Jamesa.
- Jasne - odpowiedzieli chórem James i Syriusz. Wkrótce już cała rodzina Potterów i jeden "wyrodek" Blacków, stłoczeni w służbowym samochodzie z Ministerstwa wyruszyli na dworzec. Na miejscu byli dziesięć minut przed odjazdem pociągu. Syriusz i James błyskawicznie wsadzili swoje bagaże na wózki i w podobnym tempie przeszli przez barierkę. Peron dziewięć i trzy czwarte jak zwykle był zapełniony uczniami Hogwartu. James i Syriusz przeciskali się w tłumie poszukując znajomych twarzy.
- Wreszcie jesteście! - odpowiedział im za ich plecami rozzłoszczony głos - jak długo mam ściemniać, że w przedziale jest łajnobomba byśmy mieli go tylko dla siebie?!
- Och Lunatyku stary druhu - powiedział spokojnie Syriusz - wybacz nam ale Rogacz fajtłapa upuścił swój kufer na schodach.
- Wcale nie jestem fajtłapą - zaprzeczał James - O patrzcie! Evans idzie! Rzeczywiście w ich kierunku kroczyła Lilly Evans w towarzystwie jakiejś... nowej DZIEWCZYNY. Gdy mijały Jamesa, Syriusza i Remusa Lilly rzuciła Rogaczowi pełne pogardy spojrzenie, po czym powiedziała niemrawo "cześć" i oddaliła się.
- Ona jest super ekstra, po prostu niesamowita - westchnął James.
- Taa Rogaczu. NIESAMOWITA JAK BÓL ZĘBA! - krzyknął z całej siły Syriusz, by uprzytomnić zastygniętego w letargu przyjaciela.
- Chodźmy - ponaglił kolegów Lupin.
- Te, Rogacz widziałeś jej kumpelkę? - wypalił Syriusz. Remus mimowolnie wzruszył ramionami na znak swojej obojętności i zniechęcenia, a po chwili...
- Ruszycie się wreszcie, Glizdogon nie może sam tam wiecznie siedzieć, a za chwilę odjazd! - Remus przeszył wrzaskiem dyskusję Łapy i Rogacza, a potem wszyscy wsiedli do pociągu.
Podróż była przyjemna. W drodze opowiadali sobie o wakacjach no i o dziewczynach. Najgłośniej gadał James zwierzając się przyjaciołom ze swoich przyszłych randek z Lilly. Po chwili Peter zapytał:
- A ta dziewczyna, co szła z twoją "zielonooką", kim ona była?
- Nie wiem Glizdogonie ale Łapa na pewno by ją usidlił - prychnął James. Wszyscy troje parsknęli śmiechem. Lupin milczał.
- Sądzę że byś tego nie zrobił - sztywno odparł Remus.
- A czemu by nie? - zaciekawił się Syriusz.
- Właśnie Lunatyku, Łapa to przystojniak i jeśli zechce może mieć każdą. Ostatnie słowa Rogacza zadźwięczały w uszach Lupina jak echo. To, co powiedział James było szczerą prawdą. Syriusz wysoki, przystojny wzbudzał zainteresowanie płci pięknej prawie w całym Hogwarcie. Do tego uroku osobistego dochodziła jeszcze egzotyczna uroda Łapy. Czarne, hebanowe, zawsze lśniące włosy i te jego ciemnobrązowe bystre oczy. Wyróżniał się z tłumu i właśnie to było w tej chwili dla Remusa tak niepokojące.
- Ale chłopaki, on nie może jej poderwać - błagalnie odparł Lupin.
- Może, jasne że może - wtrącił Glizdogon.
- Właśnie nie może - upierał się Remus - czy wy MATOŁY nie rozumiecie, on nie może podrywać mi kuzynki!
- Że jak?! KUZYNKI! - wszyscy troje otworzyli szeroko oczy i usta w głębokim zdziwieniu.
- No, kuzynki - westchnął Lunatyk - ta dziewczyna to Irin Sullivann i jest moją kuzynką. No i... ten... tego... no... ona za bardzo nie lubi czarnoksiężników, a poza tym mam jej pilnować więc...
- Ekhm..., przepraszam chyba pomyliłam przedziały - wycedziła Irin płonąc przy tym delikatnym rumieńcem - już mnie tu nie ma. I to mówiąc uciekła.
Pozostali Huncwoci siedzieli sparaliżowani w szoku tak długo dopóki ekspres Londyn - Hogwart nie przyjechał na stację w Hogsmeade.
Rozdział II "Prośba"
- Coś ci na mózg padło, Remusie! Ja czarnoksiężnikiem! To, że pochodzę z okropnej, rasistowskiej i NIENORMALNEJ rodziny nie znaczy, że jestem taki sam jak oni.
- No dobra, nie gorączkuj się stary - pocieszył Syriusza James -już od dwóch dni stale nadajesz na Lunatyka.
Od pamiętnego przyjazdu do Hogwartu Syriusz chodził wściekły (Ja czarnoksiężnikiem, też coś!), a James i Peter próbowali załagodzić jego stosunki z Remusem. Po wielu nieudolnych zmaganiach udało im się tego dokonać. Syriuszowi nadal myślało się o tym, by "zająć" się Irin. Dziewczyna ta została przydzielona w poczet Gryfonów gdyż z ich domu odeszła niejaka Beatrix McCallet. Huncwotom bardzo przypadło to do gustu (szczególnie Syriuszowi i Jamesowi), że taka kaszalocica od nich odeszła, bo psuła opinię dziewcząt w Gryffindorze, a na jej miejsce pojawiła się jakaś normalna i ładna.
Tak, jeżeli chodziło o Irin, to była ona bardzo ładna. Długie, jasnobrązowe włosy powiewały jej beztrosko, spoczywając na ramionach, a szare oczy miały wyraz jakby lekkiego rozmarzenia. Całość uzupełniała drobna i szczupła postura dziewczyny. Nawet okulary, które nosiła dodawały jej uroku. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, iż była ona kuzynką Remusa, co dla Syriusza stało się barierą nie do przekroczenia bo Lunatyk stale jej pilnował. Coś trzeba było z tym fantem zrobić...
- Hej Łapo, coś taki markotny? Nawet nie odżywiasz się jak na ciebie przystało, co z tobą? Jesteś jakby nie swój. - spytał pewnego dnia James, kiedy siedzieli na śniadaniu w Wielkiej Sali.
- Och Rogaczu, to wszystko przez nią - mruknął Syriusz i skinął głową na siedzącą przy stole Irin - a ten jej "strażnik cnoty", Lupin boi się mnie do niej dopuścić.
- Tak przyjaciele, obydwoje macie podobny problem - westchnął Glizgdogon. Lupin starał się w spokoju skończyć swoją owsiankę ale w głowie mu się kłębiło: "Ja mu dam "strażnika cnoty" - pomyślał szybko.
- A to dlaczego ja i Syriusz mamy podobny problem, Glizdogonku?
- No wiesz James, ty i Łapa jesteście niedostępni dla swoich cudów - wypalił szybko Peter z trudem powstrzymując chichot.
- Tak, zgadzam się z nim. Rogacz nie może zdobyć Evans bo jest według niej zbyt arogancki i obleśny, a mnie dostępu do kobiety mych marzeń broni zakompleksiony wilkołak - powiedział ironicznym tonem Syriusz.
- Wcale nie bronię ci dostępu do Irin, poza tym to twoje gderanie już mnie wykańcza - stwierdził ponuro Lupin wstając ze swego miejsca.
- Czyli, czyli mogę zabrać Irin w sobotę do Hogsmeade? - spytał uradowany Syriusz.
- Jasne, że... NIE - ostudził zapał przyjaciela Lunatyk.
- Ale czemu, czemu mu to robisz? - dopytywał się Rogacz - nie zasługuje na to. Remus machnął ręką. Już miał od nich odejść gdy jakaś szatańska myśl zaświtała mu w głowie...
- Ech, niech już ją zaprosi, jak mu tak zależy, tylko ma mi jej nie zdemoralizować i TY Rogaczu masz się tym zająć. Wygraliście - stwierdził najwyraźniej zmęczony tą rozmową Lupin i poszedł w stronę dormitorium chłopców.
Gdy wrócili po zajęciach do wieży Gryffindoru w pokoju wspólnym zawrzało.
- Słyszałeś James, mogę zaprosić Sullivann na randkę! Jestem w siódmym niebie! - krzyczał podniecony Syriusz.
- Nie ekscytuj się za bardzo stary, ja muszę dopilnować byś jej nie zdem...
- Cii, wiem. Dziewczyny idą wracajmy do sypialni - powiedział Łapa gdy zobaczył Lilly i Irin przełażące do salonu przez dziurę w portrecie.
Syriusz z wrażenia nie mógł zasnąć. Cały czas myślał o tym jak ma zaprosić Irin do Hogsmeade, no ale też i o tym jak James ma go strzec przed zdem..., no sam wiedział przed czym, Sullivann.
- Rogaczu chyba mi coś świta, ale nie wiem czy tak można, zastanawiałem się wczoraj...
- Wiem, że się zastanawiałeś bo od tego myślenia łóżko ci trzeszczało - zaśmiał się James. Gryfoni mieli właśnie lekcję eliksirów razem ze Ślizgonami i James właśnie zamieniał sznurowadła Snape'a w węże. Glizdogon patrzył na niego z podziwem natomiast Lunatyk z odrazą. Znudzony Syriusz czekał tylko na koniec lekcji i drapał się po głowie silnie nad czymś się zastanawiając. Po upragnionym dzwonku czworo przyjaciół wyszło z zamku na błonia. Zrzucili tornistry i usiedli na trawie. James położył się, opierając głowę na łokciach.
- I jak, wymyśliłeś już coś? - zaciekawił się Peter, który przez całe eliksiry nie myślał o niczym innym. Na twarzy Lupina malował się wyraz wyższości ale jak spojrzał na Black'a i usłyszał ten jego plan lekko wzdrygnął się ze strachu.
- No... ja z nią pójdę, a ty weźmiesz pelerynę - niewidkę i ...
- I będę cię śledził. To idiotyczne! Ty będziesz się obściskiwał z Sullivan, a ja mam się skręcać z ... Nie dokończył bo właśnie przechodziła Lilly Evans w towarzystwie (o dziwo) Krukonki - Linsday Rockwood.
- Umów się ze mną Evans, błagam - szeptał do siebie James, tak by nikt nie słyszał. Syriusz jednak podchwycił to, po czym rzekł.
- Mam pomysł chłopaki, genialny plan! - zawołał z triumfem - teraz i to zaraz idę wprowadzić go w życie - uśmiechnął się szyderczo i pobiegł w stronę zamku.
Biegł cały czas przed siebie, aż dopiero zatrzymał się przed drzwiami do damskiej toalety. Oparł się o ścianę i czekał. Z łazienki wychodziła Irin (uśmiechnął się do niej i powiedział cześć), a za nią Lilly.
- Witaj Lilly - powiedział
- A co, już nie Evans? - fuknęła Lilly.
- Może i Evans ale dzisiaj Lilly - odrzekł Syriusz powoli tracąc pewność siebie - ekhm... no...
- No, co Black?
- Mam do ciebie prośbę - zaczął.
- Do mnie?! Czyżbym się przesłyszała? Potter przysłał cię, czy jak?! - odparła Lilly robiąc się już czerwona ze złości.
- No nie ale on też w tym siedzi choć jeszcze o tym nie wie. Syriuszowi powoli zaczynało brakować odwagi, jednak złapał głęboki oddech i wycedził.
- No wiesz Eva... to znaczy Lilly mam ogromną prośbę ale nie o tym mi w tym miejscu gadać więc... Łapa porwał Lilly za rękę i wepchnął do pustej klasy. W klasie siedział Irytek i malował kredą ławki. Wściekły Syriusz wyciągnął różdżkę, rzucił na poltergeista urok i okropnie przeklął (Syriusz na Miłość Boską! - taka była reakcja Lilly). Usiadł na krześle i nerwowo odgarniając hebanowe włosy z czoła powiedział.
- Dobra Lilly mam problem, a ty jesteś mi potrzebna jak nie wiem co. Lilly zmrużyła oczy.
- Ja, a do czego?
- Bo wiesz, mnie się tu bardzo spodobała pewna dziewczyna.
- Domyślam się, że to Irin Sullivann. Wszystkim się podoba, nie zaprzeczam jest ładna i miła. Nawet TY mógłbyś się z nią umówić ale ona nie znosi chamów, łgarzy i arogantów. Jednym słowem nie załapujesz się.
- Evans, możesz mi nie prawić złośliwości. Wysłuchaj mnie, proszę?
- Jak prosisz to mogę posłuchać, o co chodzi?
- Chciałbym iść w sobotę do Trzech Mioteł razem z Sullivann.
- No to idź.
- Ale nie mogę zabrać jej sam.
- A ja mam robić za przyzwoitkę, tak?!
- No nie całkiem, za nią ma robić James, a on nie chce iść sam więc chciałem się spytać czy...
- Co?! Odbiło ci! Z Potterem na RANDKĘ, to nieosiągalne.
- Ależ Lilly, błagam zrób to dla Irin i... dla mnie - dodał po chwili - przecież nie będzie tak źle. Będzie Irin, a James tak się podnieci, że jesteś z nim, to z wrażenia się nie odezwie, błagam.
- No... nie wiem, zastanowię się - powiedziała Lilly najwyraźniej rozbawiona tym obrotem sytuacji.
- Błagam, zrobię wszystko, co zechcesz!
- Co zechcę, hmm, więc przestań znęcać się nad Snape'em.
- No mogę obiecać, że nie ruszę Snivellka w twojej obecności.
- Hmm, przypuszczam, że wątpię ale zgadzam się. Przekonała mnie twoja błagalna mina i ta pięciosekundowa skrucha.
- Naprawdę? Serio?
- Tak, serio ale już mnie zostaw bo zmienię zdanie.
- Dzięki. Jesteś wspaniała, cudowna - wypalił Syriusz, potem w euforii wdzięczności pocałował pannę Evans i pobiegł jak strzała do przyjaciół.
Wieczorem, gdy wszyscy Huncwoci siedzieli w pokoju wspólnym Syriusz szepnął do Jamesa:
- Pst, bracie mam nowinę dla ciebie. Możesz iść otwarcie jako moja przyzwoitka na randkę z Irin.
- A to czemu? - zapytał James.
- Bo ona ma swoją.
- Kogo?
- Niejaką Lilly Evans.
- Co?! Moją "zielonooką"?
- Tak i wiesz, co chcę ci przez to powiedzieć?
- Nie?
- To, że właśnie najprawdopodobniej załatwiłem nam podwójną randkę w sobotę razem z naszymi aniołami, podoba ci się ta opcja? Na tę wiadomość James omal nie spadł z krzesła. Błyskawicznie wstał, objął Syriusza i ... ucałował go w policzek ku zdziwieniu wszystkich Gryfonów zgromadzonych w salonie. Następnie lekko zawstydzony przelazł przez dziurę w portrecie. Chwilę potem na korytarzu dało się słyszeć radosny okrzyk w stylu OCH MOJE ŻYCIE - KOCHAM CIĘ!!!
Rozdział III "W ataku szału"
- Matoł, idiota, kretyn, palant i po prostu czubek!
- Lil, uspokój się, po co te epitety?
- No wiesz, Ester, tak czasem trzeba poużywać sobie...
- Co tam znowu? Czyżby Lilly ponownie obrzucała mięsem Jamesa Pottera? - spytała Irin, wchodząc do dormitorium dziewcząt i tym samym przerywając zażartą dyskusję koleżanek na temat Huncwotów.
- Ja tego Blacka normalnie zatłukę! - rzucała wściekle Lilly - Jak mogłam być tak głupia?!
- No ale co oni ci zrobili? - dopytywała się Willberta.
- Przykro mi to mówić dziewczęta, ale to sprawa wyłącznie między Lilly, a Jamesem i Syriuszem, więc na razie najlepiej dla niej będzie, żeby trzymała język za zębami bo inaczej cała szkoła się dowie - odparła Irin.
- Czyli masz nas po prostu za jakieś koszmarne paple, tak? - zapytała ze złością Olimpia. Irin wywróciła oczami.
- Dzięki za wsparcie Sullivann - powiedziała szorstko Lilly - na pewno z Potterem nie pogadam, bo się nim brzydzę, natomiast z Black'iem chętnie zamienię słówko - stwierdziła Lilly, po czym wyszła z dormitorium.
***
- Jak tam po randce z Irin, Łapko? - zapytał Remus z przekąsem.
- Źle nie było, ale wczoraj nieźle oberwałem od Evans za Jamesa. To mówiąc Syriusz pokazał odciśnięte pięć palców dziewczęcej dłoni na swoim policzku.
-Więc, jednym słowem nie zachwyciłeś Lilly, co Rogaczu? - zapytał Peter - Może dałbyś sobie z nią odpór, choć na chwilę? - westchnął ciężko.
- Coś cię pogięło, Glizdogon w życiu! - wojowniczo zaprzeczył James.
- Właśnie Rogaczu w naszym domu są jeszcze jakieś inne dziewczyny. Zastanów się dobrze. Peter ma rację. - dorzucił Lunatyk.
- No chłopaki, powiedzcie mi jakie, bo mnie niestety głowę zaprząta tylko ta jedna, wspaniała Lilly Evans i nie robię z tego problemu natury egzystencjalnej w przeciwieństwie do was.
- Potter, ty i tak tylko Lilly zauważasz bo wyróżnia się z tłumu (to przez te jej ogniste włosy)! Ktoś z taką papką zamiast mózgu, jak TY rzeczywiście jest ślepy jak kret i głuchy jak pień! Huncwotów normalnie zatkało. Do pokoju wszedł bowiem Severus Snape w towarzystwie Gryfona z ich roku, Timothy'ego McDickonsa.
- McDickons, zabieraj stąd tego ślizgońskiego śmiecia! - rozkazał Syriusz.
- Ani mi się śni, Black! - Timothy stał wściekle, bez ruchu, dolna warga mu dygotała.
- Tim, ja pójdę, nie zadaję się z prostakami - stwierdził Snape i opuścił pokój wspólny.
- Ty ośle, teraz ta szmata zna hasło do naszego domu, powinienem cię sprać! - krzyknął Lupin. Remus normalnie był bardzo opanowany, jak na prefekta przystało ale teraz stracił kontrolę nad sobą. Timothy jednak nie przejął się ich groźbami i usiadł w fotelu przy kominku.
- Chyba niczego nie przegapiłem, co? - stwierdził ironicznie McDickons głośno przy tym ziewając - Nie martw się Potter, zostało ci w naszym domu jeszcze kilka niezłych "towarów", bo Evans traktuje cię jak robala, ale i tak musisz się pospieszyć - wysyczał przez zęby Timothy.
- Niby to o jakich "towarach" mówisz McDickons? Szacunku dla płci pięknej to mógłbyś się od nas nauczyć. - odpowiedział Syriusz tonem prowokującym do bójki. Remus, Peter i James nerwowo zacisnęli pięści.
- Chłopaki, wyluzujcie, a zwłaszcza TY Black, osiłku. Potter podpowiem ci jakie mamy dziewczyny w naszej klasie - odrzekł z zacięciem Timothy i zaczął wyliczać wszystkie Gryfonki z szóstego roku: Ester Arsdale*, Willberta McCullough* i Olimpia Webster*.
- To twoje boginie zamiast Evans - zakpił McDickons.
- Chyba o którejś zapomniałeś - nieśmiało wyjąkał Glizdogon.
- Raczej nie Pettigrew, bowiem wymieniłem wszystkie WOLNE Gryfonki w naszej klasie, a Irin Sullivann ani urocza Lilly Evans się do nich nie zaliczają.
- Jak to? - spytał zaskoczony Łapa.
- Tak to, Black. I teraz oświadczam ci uroczyście, żebyś przestał robić maślane oczy do MOJEJ dziewczyny.
- To ty masz DZIEWCZYNĘ, McDickons? To raczej podobizna Berty Jorkins, co? - odpowiedział Syriusz zanosząc się ze śmiechu. Huncwoci także parsknęli śmiechem, rozbawieni tą sytuacją.
- Widzę Black, że humor ci dopisuje, to nawet dobrze, bo są na tym świecie rzeczy, o których TY biedactwo nie masz zielonego pojęcia.
- Co masz na myśli? - dorzucił James.
- Takie z was tępaki, że wam powiem. Wzbudzacie we mnie litość. Moją dziewczyną jest sama boska Irin Sullivann, a teraz was zostawię, bo mam spotkanie ze Snape'em, a potem randkę z moim słoneczkiem - odpalił im na koniec McDickons i wyszedł z pokoju wspólnego zostawiając czworo Huncwotów z ustami szeroko otwartymi ze zdziwienia...
***
- Łgarz, kłamca! Irin z pewnością nie spotykałaby się z takim gogusiem i palantem! - miotał wściekle Syriusz do Jamesa, gdy szli na numerologię. Rogacz jednak nie słuchał go, a także nikogo innego. Całą i następną lekcję był otępiały, nic do niego nie docierało, nawet uwaga McGonagall na transmutacji i informacja o kolejnym szlabanie. Gdy przyszli na drugie śniadanie nieco oprzytomniał.
- Rogaczu, co ci jest? - spytał z troską Łapa.
- W sumie to nic. Wkurzyła mnie ta wczorajsza gadka McDickonsa - Remus i Peter nadstawili uszu - tylko ja nie mogę znieść myśli o tym, że MOJA Lilly spotyka się z jakimś facetem.
- Doskonale cię rozumiem, stary - pocieszył przyjaciela Syriusz - mam pomysł jak poznać adoratora Evans i sprawdzić autentyczność oświadczeń McDickonsa...
Następnego dnia, a była to sobota Łapa i Rogacz ukryci pod peleryną-niewidką przemierzali Hogsmeade w poszukiwaniu Lilly Evans i Irin Sullivann. Nie musieli długo szukać, gdyż natknęli się na pannę Sullivann wchodzącą razem z Remusem do Trzech Mioteł. O spisku Syriusza i Jamesa żaden pozostały Huncwot nie wiedział, bo Rogacz z Łapą powiedzieli, że zostają w zamku w celu przygotowania kilku "niespodzianek" dla Timothy'ego. Chłopcy ukryli się pod stolikiem, by nikogo nie potrącić. Nagle usłyszeli strzęp rozmowy...
- ... ale tego po tobie się nie spodziewałem, moja droga - dobiegł do ich uszu głos Lupina - taką świnię podłożyć Syriuszowi. Chłopak będzie miał złamane serce...
- Uwierz mi, Remusie, ja naprawdę lubię Syriusza i nie chcę go zranić, ale on jest taki niedojrzały.
- A McDickons jest dojrzały, że ha! - odparł ze złością Lunatyk.
- Przynajmniej nie robi z siebie pajaca przed całą szkołą. Gdyby nie ten Potter... (James miał ochotę porządnie rąbnąć Irin, Syriusz zmarszczył brwi)
- Największego pajaca to właśnie ON robi z siebie, zadając się ze Snapem. - rzucił wściekle Remus - a teraz wybacz ale twój NARZECZONY, moja droga kuzynko, zmierza w naszą stronę więc nie chcę wam przeszkadzać - dodał ironicznym tonem. W tym momencie zjawił się McDickons, ucałował na przywitanie Irin i usiadł. (Syriusz już wychodził spod peleryny, a James, by go powstrzymać ciągnął go za włosy).
- Więc co, Lupin. Wychodzisz z siebie, czy stąd? - spytał Timothy z przekąsem. Odpowiedź Lupina była tak ostra, że aż nie nadała się do napisania.
- Uspokój się, wilczku - za plecami Remusa dało się słyszeć zimny glos Severusa.
- JAK ŚMIESZ TAK OBRAŻAĆ MOJEGO PRZYJACIELA!!! - wrzasnął Syriusz, któremu mimo usilnych prób Jamesa udało się wygramolić z peleryny.
- O! Patrzcie, nieproszony gość, co Black, teraz mi wierzysz??? - dorzucił McDickons.
- Co się tu wyrabia? - krzyknęła Lilly wchodząc do pubu i trzymając za rękę przystojnego blondyna, kapitana drużyny Puchonów, Nestora Harsey'a *.
- Jeszcze tego mi brakowało, żeby MOJA kobieta zadawała się z takim niedołęgą jak ON! - wycedził Rogacz wychodząc spod stołu.
- Jaka TWOJA? - parsknęła obrażona Lilly.
- Widzę, że mamy prawdziwy skandal, jak w operze mydlanej, zdrada goni zdradę - ze śmiechem odparł Snape - na szczęście nie zaszczycę was swoją obecnością. Po tych słowach odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Wiesz co, Sullivann, myślałem, że jesteś inna z racji tego, że należysz do rodziny Remusa - zaczął Syriusz - jednak bardzo się pomyliłem. Może i jesteś ładna ale jesteś też chyba najgłupszą dziewuchą w całej szkole. Jest mi przykro to mówić, ale będziesz musiała się sporo napracować, by odrobić te straty. Jeżeli zaś chodzi o ciebie McDickons, to zemszczę się na tobie tak jak na początku roku na Snivellku i nawet Potter albo Dumbeldore nie będą ci w stanie pomóc. Serio zemszczę się jak nigdy, McDickons! I wypowiedziawszy te słowa wyszedł z Trzech Mioteł pozostawiając wszystkich z mętlikiem w głowie...
* Wszystkie nazwiska oznaczone tą gwiazdką pochodzą z książki Jean Webster (o i już jedno nazwisko) pt. "Patty" bo moja wyobraźnia nie zawsze działa jak trzeba. Jeśli zaś chodzi o imiona to jest tzw. produkcja własna.
Rozdział IV "Wielka wpadka Glizdogona"
Czas mijał, a Syriuszowi aż do tej pory nie udało się zemścić na McDickons'ie ani na Irin, więc pozostali Huncwoci twierdzili, że Łapa szykuje coś naprawdę okropnego. Święta zbliżały się nieubłaganie, a razem z nimi Bal Bożonarodzeniowy, który był największą atrakcją Hogwartu (prócz Quidditcha oczywiście). W szkole zapanowało nerwowe podniecenie. Bowiem wszyscy uczniowie od czwartego roku wzwyż nieustannie rozprawiali o Balu. Ten nastrój udzielał się także Huncwotom, którzy jak zwykle postanowili zrobić coś EKSTRA przed Balem i Świętami. Ale niestety nie wyszło nic EKSTRA, bo "tajemnicza choroba" Lupina dopadła go niemiłosiernie.
- Napisałem Lunatykowi list, że go dzisiaj odwiedzimy. Oczywiście pod postaciami Łapy, Rogacza i Glizdogona - oznajmił przyjaciołom Syriusz.
- Łapo, bracie, czy ty aby nie ukrywasz przed nami jakiegoś szatańskiego planu? - spytał James.
- Nie, Rogaczu. Tępienie McDickonsa już mnie nie zajmuje. Wystarczy mu to, co robię z nim na lekcjach.
- Więc o co ci chodzi? - dopytywał się uparcie Glizdogon.
- Nic wam na razie nie powiem - zamrugał łobuzersko Syriusz - zdradzę się wam dopiero wtedy, jak Remus zakończy metamorfozę.
- O.K. nie będziemy cię na razie o nic męczyć - dobitnie stwierdził Rogacz - a teraz chłopaki marsz do "gotowalni"! Trzeba zwędzić trochę żarcia na naszą wyprawę - dodał rozkazującym tonem i wszyscy posłusznie udali się w stronę kuchni.
Wieczorem w swoich animagicznych postaciach Huncwoci dotarli pod wierzbę bijącą, a następnie do kryjówki Lupina, Wrzeszczącej Chaty. Gdy już w towarzystwie czwartego hultaja wydostali się na świeże powietrze w Hogsmeade nie mogli zapanować nad sobą. Włóczyli się gdzie popadło i w całej wiosce było ich pełno. Wilcza natura Remusa też dała o sobie znać. Razem z Syriuszem weszli na najwyższe wzniesienie w Hogsmeade i zaczęli wyć do rozbłyskującej srebrną poświatą tarczy księżyca. James i Peter nic na to nie powiedzieli. Glizdogon tylko głośno popiskiwał, a Rogacz grzebał nerwowo kopytami na znak swojej dezaprobaty. Nad ranem zabawa dobiegła końca. Chłopcy pożegnali Lunatyka i w ekspresowym tempie znaleźli się w dormitorium.
Dwa dni potem wrócił Remus. Wpadł akurat na śniadanie. Przy stole Gryfonów panował największy harmider. Lupin przysiadł się do przyjaciół, którzy zawzięcie dyskutowali.
- O czym gadacie? - spytał.
- Lunatyku jak dobrze cię widzieć, kopę lat, staruszku! - zażartował James.
- Syriusz chce nam coś powiedzieć - sprostował Peter.
- Właśnie, chłopaki - odrzekł Łapa, odgarniając z wdziękiem swoje hebanowe włosy z czoła - chcę przed Świętami zabawić się z dziewczynami.
Że jak?! Coś ci się chyba pozajączkowało z lekka! - odpowiedział kompletnie zaskoczony Remus.
- Sorry, nie z dziewczynami tylko dziewczynami. Mam ochotę zagrać na ich głupocie.
- Co masz na myśli, stary? - zapytał też totalnie zbity z tropu James.
- Chcę po podglądać i po podsłuchiwać nasze urocze szóstoklasistki w ich dormitorium.
- Zastanawiam się tylko jak?
- James to proste, pomyśl trochę tą papką!
- Syriusz przestań gaworzyć jak McDickons, bo rzucę na ciebie urok!
- O.K. stary, wybacz mi nie chciałem cię urazić - odrzekł z uśmiechem Łapa, szczerząc białe zęby.
- Dobrze, ale, wyjaśnij mi jak masz zamiar się tam dostać? Na schody rzucone jest zaklęcie. Chłopaka nie przepuszczą - gorzko stwierdził Lupin.
- Więc cię oświecę. Dostane się tam nie jako JA, lecz jako ja - Łapa.
- Skoro tam się dostaniesz, to wysłuchaj, czy Will aby przypadkiem nie mówi czegoś miłego na mój temat, bo...
- A co, Glizdogonku, czyżbyś chciał zaprosić na Bal niejaką Willbertę McCullough? (Peter poczuł, że płonie na twarzy) - zapytał dziwnym tonem James.
- Peter, po co mam podsłuchiwać, lepiej choć tam ze mną.
- Serio, a mogę?
- Jasne, będzie większy ubaw. Poza tym jesteś szczurem, tylko mi ich tam nie wystrasz.
- I my się dziwiliśmy, że Łapa chce być psem - powiedzieli jednocześnie Remus i James.
- Nie martwcie się chłopaki, ja i Glizdogon zdamy wam relację z naszych obserwacji.
Następnego dnia Syriusz cały czas stał na śniegu, by zmarznąć. Gdy nadszedł wieczór, zmieniwszy się w czarnego psa zaczął drapać w drzwi wejściowe. Otworzyła mu Linsday Rockwood, prefekt z Ravenclawu. W chwilę potem przybiegła Lilly.
- Co tam masz, Lins?
- Sama zobacz, Lil.
- Jaki fajowy pies, skąd go masz?
- Nie jest mój, stał tam na dworze.
- W takim razie trzeba go zagrzać, patrz jak się trzęsie.
- Lil, ja bym go wzięła, ale mamy kota w dormitorium i...
- Nie szkodzi, ja go zabiorę. My nie mamy w pokoju żadnych zwierzaków - powiedziała Lilly, po czym zaprowadziła przemienionego Syriusza do wieży Gryffindoru ("Bułka z masłem" - pomyślał wspinając się po schodach do sypialni). Przed wejściem do pokoju Łapa głośno zaskomlał, dając znak Glizdogonowi. Szczur wemknął się szybko.
To był dla Syriusza najgorszy wieczór w życiu. Nie dość, że dziewczyny stale plotkowały, to nie umiały gadać o niczym innym, jak o ciuchach, kosmetykach i o chłopakach. Najwięcej nawijały Evans i Sullivann (jedna o Timothy'ym, druga o Nestorze). Przed świtem Łapa z podkrążonymi z braku snu oczami, opuścił kobiece dormitorium i przemieniając się niezauważony wrócił do swojej sypialni. Glizdogon został u dziewczyn smacznie chrapiąc. Wczesnym rankiem obudziła Petera przemożna chęć pójścia do toalety. Przecisnąwszy się pod drzwiami znalazł się w pokoju wspólnym. Na nic nie zwracając uwagi zmienił się z powrotem w człowieka. Nagle, do jego uszu dobiegł zdziwiony dziewczęcy głos.
- Pettigrew, co ty na Miłość Boską zrobiłeś?! Za Glizdogonem stała Ester Arsdale w szlafroku i kapciach w króliczki. W tej samej chwili do salonu, jak burza wpadł Syriusz.
- Black, widziałam jak Pettigrew zamieniał się ze szczura w... To przecież NIELEGALNE!
- Milcz głupia! - wysyczał przez zęby Łapa. Peter speszony chwilą oraz sparaliżowany ze strachu stał gapiąc się w nich na zmianę. Syriusz miotał wściekłe spojrzenia po przyjacielu. Trwało to chwilę. Potem Glizdogon wydał z siebie głuchy krzyk rozpaczy i wybiegł z salonu w nieznanym przez nikogo, prócz niego samego kierunku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Filomenka
Mugol
Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: z ziarenka fasoli
|
Wysłany: Nie 11:14, 02 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Widzę, że jednak wkleiłaś Huncwockie. Cieszę się, że moje opowiadanie jest tutaj i chociaż nie jest najwyższych lotów, to jednak bardzo je lubię, bo jest moim debiutem w tejże dziedzinie. Mam nadzieję, że jak się rozkręcę, to wkleję tutaj inne moje fiki.
Pozdrawiam,
Fil:*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Undine
Wróżbita
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: z dna oceanu...
|
Wysłany: Wto 12:18, 11 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Mnie się bardzo podobało Kocham Huncwotów uwielbiam fiki w których jest Syriusz i Lunek:D poprostu kocham tą dwójke. zresztą to widać po moim fiku. poza tym wszystkim patrząc na treść to jest super a do tego humor też mi się podoba. jak dla mnie jest bomba:d
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Filomenka
Mugol
Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: z ziarenka fasoli
|
Wysłany: Wto 17:43, 01 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Rozdział V „List”
Po niemiłym incydencie, związanym z wpadką Glizdogona Syriusz był kompletnie załamany. Nie powiedział przyjaciołom o tym przykrym wydarzeniu. Po prostu zamknął się w sobie i nie chciał sobie pomóc.
Gdy siedział już kolejny, samotny wieczór nagle do pokoju wspólnego, przez okno wleciała maleńka sówka. Usiadła na ramieniu Syriusza, po czym upuściła kawałek pergaminu i błyskawicznie odleciała. Łapa rozwinął papier i powoli zaczął czytać:
Drogi Syriuszu
Na początku tego listu chciałabym powiedzieć Ci, że bardzo rozgniewało mnie twoje zachowanie, tego pamiętnego poranka, tam w salonie. Doskonale Cię rozumiem. Peter jest twoim przyjacielem więc normalnym wydaje się fakt, że go kryjesz. Pragnę jednak, byś zastanowił się nad tym, co robisz. Zgodnie z Twoją prośbą, a raczej rozkazem nikomu nie powiedziałam o tamtym wydarzeniu. Na pewno teraz jest Ci ciężko przyjąć moje słowa, ale pragnę, byś podzielił się tą wiadomością z Dumbeldore’em albo chociaż z McGonagall, bo ja tak Ty martwię się o Petera. Nie chcę, by posiadając animagiczne zdolności wpakował się w coś głupiego. Rozważ więc moją radę i powiedz o tym komu trzeba. Wiem na pewno jedno, że ja pary z gęby nie puszczę, bo nie chcę mieć z Tobą na pieńku.
Na końcu tego listu pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. Nie rób nic głupiego i zachowuj się rozsądnie, bo wiem, że to potrafisz. Trzymam za Ciebie kciuki.
Powodzenia
Ester Arsdale.
Łapę zatkało. Jeszcze nigdy nie dostał listu od dziewczyny, a już na pewno nie w takiej formie. Ester go nie skrytykowała, tylko otwarcie przedstawiła swoje zdanie. Tego się nie spodziewał. Pędem pobiegł do sowiarni, zawołał Pyxis’a * (swojego puchacza), a na kartce, którą miał ze sobą napisał jej odpowiedź:
Ester
Spotkajmy się jutro, po kolacji w Wielkiej Sali. Razem z chłopakami powiemy Ci coś niesamowitego. Piszę tak, gdyż nie wiem skąd, ale ufam Ci. Do zobaczenia jutro.
Trzymaj się ciepło.
Syriusz.
- Chyba trzeba będzie wygadać się chłopakom – powiedział do siebie i z uśmiechem wyszedł z sowiarni.
* Słowo pyxis pochodzi z łacińska i oznacza ono kompas. Nadałam tak na imię sowie Syriusza z dwóch powodów. Pierwszy: tak się nazywa jedna gwiazda. Drugi: sowa Syriusza była bardzo mądrym ptakiem i tak jak kompas nie mogła zgubić drogi.
Rozdział VI „Wyjawiony sekret”
- Co?! Syriusz, chcesz powiedzieć o NAS Ester?! Ciebie już naprawdę pokopało!
- Och, James przestań się rzucać, a może byś wolał, żeby przez Glizdogona Arsdale’ówna wygadała o wszystkim Dumbeldore’owi, hmm? – gorzko stwierdził Łapa.
Gdy Syriusz powiedział przyjaciołom o wpadce Petera, która miała miejsce wtedy, gdy jako Łapa wkradł się do dormitorium dziewczyn, Huncwoci byli wściekli. Nie chcieli bowiem, by o ich tajemnicy dowiedział się ktokolwiek, a zwłaszcza jakaś wścibska baba.
- Więc jak, Łapko? Po prostu mamy wypaplać Ester wszystko, co tak skrzętnie udało nam się ukrywać? – zapytał Remus, gdy siedzieli na wróżbiarstwie.
- Tak ma być, właśnie tak.
- Ale Syriuszu, to będzie znaczyło, że do naszej bandy będziemy musieli przyjąć DZIEWCZYNĘ! – powiedział Peter.
- Glizdogon zamknij gębę na kłódkę, bo gdyby nie TY, to nie mielibyśmy teraz takiego zgryza! – warknął Rogacz.
- Niestety będziemy musieli jej wszystko powiedzieć, a wyjawienia naszego sekretu bałem się najbardziej – zakończył Lunatyk – teraz jednak wracajmy do pracy, bo Kasandra stale oblega swym wzrokiem nasz stolik.
Po lekcjach Huncwoci czekali już tylko na kolację. Gdy skończył się posiłek Syriusz podszedł do Ester i ku ogromnemu zaskoczeniu Lilly, Irin i ich koleżanek chwycił dziewczynę za rękę i wyprowadził z Sali.
- Choć za mną – wysyczał szeptem.
- Gdzie idziemy, Black?
- Zobaczysz, teraz nie zadawaj durnych pytań, dowiesz się wszystkiego jak dojdziemy – burknął.
Szli w milczeniu przez zawiłe korytarze zamku. Nagle Łapa zatrzymał się przed ogromnym lustrem, odsunął je.
- Właź do środka – syknął. Ester posłusznie weszła w otwór za zwierciadłem, Syriusz za nią.
- Lumos! – krzyknął Łapa, a z końca jego różdżki wystrzelił jasny promień światła. Wystraszona Ester chwyciła Syriusza pod rękę.
- Gdzie właściwie jesteśmy? – spytała.
- Tym tunelem dojdziemy na zewnątrz, a potem zobaczysz – odrzekł jej Łapa robiąc przy tym tajemniczą minę. Tak jak jej obiecał Syriusz najpierw wyszli na ośnieżone błonia zamkowe wprost przy wierzbie bijącej. Potem przeszli jeszcze jednym tunelem, który zaprowadził ich do celu.
- Co to za miejsce? – ponownie zapytała Syriusza Ester.
- Wrzeszcząca Chata – lakonicznie odparł Lupin, stojąc za plecami dziewczyny. Pozostali Huncwoci już tam byli.
- Ale po co mnie tu przywiedliście?
- Po to, moja droga, by powiedzieć ci prawdę – odpowiedział jej James udając nieco przemądrzale ton Remusa.
- Jaką prawdę, chłopaki? O co wam chodzi?
- Czyżbyś zapomniała o moim liście?
- Przepraszam Syriuszu już się domyślam. Powiecie mi z jakiej paki Pettigrew jest animagiem – zawołała uradowana Ester.
- Nie, Arsdale. Powiemy ci z jakiej paki MY wszyscy jesteśmy animagami – rzucił Rogacz. Ester zatkało z wrażenia.
- WY WSZYSCY, CO?! Odbiło wam?!
- Nie odbiło nam ale doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie dla nas jeśli ci się wygadamy – spokojnie powiedział Łapa.
- Więc... Ester ekhm, to tak, że...
- Zamknij się Peter! – krzyknęli jednocześnie James z Syriuszem.
- Ale to moja wina więc ja chcę wyjaśnić.
- Lepiej tego nie rób, bo coś pokręcisz Glizdogonku. Ja was w to wkręciłem więc ja powiem – odparł Lupin – posłuchaj więc Ester, co mam ci do powiedzenia. Proszę jednak byś dała mi skończyć i nie okazywała zbytnio zdziwienia, zrozumiałaś?
- Tak – przytaknęła Ester wyraźnie podekscytowana. Wszyscy usiedli na łóżku, a Remus zaczął swoją opowieść:
- Jestem wilkołakiem – Ester wzdrygnęła się ze strachu ale nic nie powiedziała – byłem już nim jeszcze przed szkołą i bardzo bałem się, że nie będę mógł studiować magii. Na szczęście nasza szkoła ma najlepszego dyrcia pod słońcem, który stwierdził, że jak zachowane zostaną wszystkie środki ostrożności to będę mógł bez przeszkód uczyć się czarów.
- No ale co mają do tego Black, Potter i Pettigrew? – wtrąciła Ester.
- Ekhm..., prosiłem cię – powoli rzekł Lunatyk.
- Dobra, sory już się zamykam – odparła Ester cała dygocąc z podniecenia ale jeszcze jedno Remusie, czy ktoś oprócz nauczycieli i waszej paczki wie o tym, że jesteś wilkołakiem? Chodzi mi o środowisko szkolne.
- Tak Ester, Severus Snape wie.
- Oj, jak to?
- Tak to, że chciałem na Snivellusa napuścić Lupinka no ale nie wyszło – z uśmiechem na ustach powiedział Syriusz, ale gdy zobaczył, że Remus i James patrzą na niego spode łba, zrzedła mu mina.
- Mało by przez tego kretyna Snivellek nie umarł ale go wyciągnąłem! – podniósł swój głos Rogacz – z narażeniem własnego życia. Niestety zdołał już zobaczyć Lunatyka ale się nie wygadał tylko nam dokucza więc i my odpłacamy mu się pięknym za nadobne.
- No ale czemu tak go traktujecie?
- Bo jest Ślizgonem, czarnoksiężnikiem i ciamajdą – tym razem zgodnie odrzekli Łapa z Rogaczem pokładając się ze śmiechu.
- Zostaw ich, są jeszcze troszkę niedojrzali. Chcesz jeszcze posłuchać? – Remus wzruszył ramionami.
- Tak, z przyjemnością.
- Więc... Chłopaki sami odkryli moją tajemnicę, bo ja nie chciałem jej nikomu wyjawić, bałem się, że nie będą chcieli się ze mną kumplować.
- Ale nie wiedział, że trafił na TAKICH kumpli – James dumnie wypiął pierś.
- Rzeczywiście jesteście wyjątkowi – z uśmiechem rzekł Remus.
- Aha teraz rozumiem, to dlatego tak zrobiliście by nie zostawić go samego z tym problemem. Zwracam wam honor, to szlachetne postępowanie i przepraszam, że was tak potraktowałam. Ale jak wam się udało zostać animagami? – rzuciła jednym tchem Ester.
- To wymagało pracy, dużo pracy – odpowiedział Syriusz.
- W sumie dopiero na początku tego roku udało nam się przemieniać całkowicie – dodał Rogacz.
- A w jakie zwierzęta wy się przemieniacie? Wiadome jest mi tylko, że Peter jest szczurem – spytała Ester i chwilę potem przed dziewczyną stanął okazały jeleń oraz olbrzymi, czarny pies.
- To ty! – ryknęła Ester – to ty świniaku siedziałeś w naszym dormitorium!
- No, ja –odrzekł Łapa ponownie odzyskując ludzką postać. Ester udała obrażoną ale później uśmiechnęła się – teraz też kapuję te wasze przezwiska: James to Rogacz, Syriusz – Łapa, a ty Remusie jesteś Lunatykiem, tylko czemu Petera przezywacie Glizdogon?
- Bo jego ogon rzeczywiście wygląda jak robal – odpowiedział jej Syriusz i puścił dziewczynie oko.
- Dobra na nas już czas, a mamy jeszcze wiele do zrobienia. Myślę, że wszystko już załatwione no i mamy nadzieję, że dotrzymasz słowa i nie wygadasz się? – zakończył Lunatyk.
- Oczywiście Remusie, możecie na mnie liczyć w 100%. Tylko czemu nie powiedzieliście o tym Dumbeldore’owi?
- Bo nasz kochany dyrcio pewnie by się o nas martwił – odpowiedział dzielnie Peter zanim pozostali Huncwoci zdołali otworzyć usta.
- Wiecie chłopaki ja też chciałam zostać animagiem ale jak się dowiedziałam, że trzeba się zarejestrować to zaprzestałam prób.
- A w jakie zwierzę chciałaś się... – Syriusz nie dokończył pytania bo Lunatyk przerwał mu stwierdzeniem, że naprawdę muszą już wracać gdyż profesorowie mogą się niepokoić.
Gdy szli już korytarzem prowadzącym do zamku Ester szepnęła do Łapy:
- Wiesz co, Black wcale nie jesteś takim palantem za jakiego cię miałam, przepraszam pozory mylą.
- Tak, to prawda, ty też jesteś bardzo miła – odpowiedział jej Syriusz i uśmiechnął się do niej promiennie.
- Aha, tak na marginesie to dzięki za zaufanie – zakończyła Ester i pocałowała Łapę w policzek. Syriusz poczuł, że coś ściska mu się w żołądku i z wielkim trudem, jakoś dziwnie rozmarzony dotarł do dormitorium.
Rozdział VII „Nieoczekiwany obrót zdarzeń”
- Wreszcie po balu – westchnęła Olimpia i opadła na łóżko.
- Nie wyglądasz na zachwyconą?
- A mam być? Potter to najgorszy partner jakiego miałam w życiu Will, serio.
-Nie przesadzaj Olimpio, nie było tak źle ale przyznasz, że tańczy całkiem przyzwoicie?
-Taa – odrzekła Olimpia głośno ziewając po czym opadła na poduszki i usnęła w tempie iście ekspresowym.
Było grubo po północy. Pół godziny temu skończył się wielki Bal Bożonarodzeniowy i większość uczniów siedziała w swoich domach powoli przygotowując się do snu. W dziewczęcym dormitorium w Gryffindorze jak zwykle wrzało. Podniecone Willberta i Irin rozprawiały o balu, Olimpia już smacznie spała, a Lilly Evans gorzko płakała na swoim łóżku. Tylko Ester jeszcze nie wróciła.
- Czy możesz mi wreszcie powiedzieć co się dzieje Lil? – spytała już trochę podirytowana sytuacją Irin.
- A co ci mam mówić?! Nienawidzę facetów! – wrzasnęła Lilly i jeszcze bardziej zalała się łzami. W tym momencie drzwi do dormitorium skrzypnęły i pojawiła się w nich Ester wyraźnie z czegoś zadowolona.
- Gdzie się szlajałaś?! – zapytała ze złością Irin.
- Nie twoja sprawa, Sullivann – odburknęła Ester. Dziewczęta spojrzały na siebie wilkiem.
- Oj przestańcie, odpuście sobie, nie możecie się przez cały czas żreć ze sobą – Will próbowała pogodzić koleżanki – lepiej zajmijmy się Lilly, bo się zapłacze na śmierć. Istotnie, pościel na łóżku panny Evans była już mocno mokra.
- Lilly, uspokój się proszę. Do cholery przestań ryczeć! – Irin szarpała dziewczynę. Lilly jeszcze bardziej zaniosła się płaczem.
- Powiedz kochana co ci się stało? – zapytała z troską Willberta.
- To proste, Nestor ją rzucił – krótko odparła Ester opierając się o ścianę i zdejmując buty.
- Co ty gadasz Arsdale! Mówisz tak bo jej zazdrościsz. Lil ma wspaniałego chłopaka, a nie jakiegoś bezmuzgiego trutnia – rzuciła wściekle Irin.
- Szczerze wątpię, Sullivann – odparła szorstko Ester i w kompletnym już stroju nocnym wskoczyła na swoje łóżko.
- Radzę Arsdale, żmijo odwołaj co powiedziałaś bo...
- No bo co? Sullivann, grozisz mi? – dopytywała się Ester.
Nagle... bach! Wielka, puchowa poducha wylądowała na głowie Ester. Dziewczyna nie poddała się i oddała Irin celując swoją poduszkę w jej brzuch. Will próbowała powstrzymać walczące koleżanki. Nie poskutkowało. Rozpoczęła się regularna bitwa...
- Na litość Boską przestańcie! – wrzasnęła ze wszystkich sił Lilly, która już nie płakała tylko była purpurowa ze złości. Will siedziała na dywanie, załamując ręce.
- Uspokójcie się wreszcie – ciągnęła dalej Lilly – bo obudzicie Olimpię albo co gorsza wparzy tu McGonnagall.
- Ależ Lil, Arsdale cię obraziła.
- Po pierwsze nie Arsdale tylko Ester bo jesteście tak samo dla mnie ważne, a po drugie Irin, muszę przyznać Ester rację. Nestor mnie rzucił.
- Że jak? Słucham? Możesz powtórzyć?!
- Słyszałaś chyba Irin, a jak nie to se umyj uszy – ironicznym tonem odparła Ester.
- Dziewczyny nie kłóćcie się – wtrąciła Will widząc, że Lilly już słabnie. Irin i Ester pomimo „niezbyt” szczerych chęci z obydwu stron podały sobie dłonie ku wielkiej radości Will i Lilly.
- A teraz serio Lil, Harsey naprawdę cię rzucił? – spytała Irin siadając przy niej.
- Tak – chlipnęła Lily – powiedział mi, że jestem zbyt dumna i że on ode mnie sto razy bardziej woli Amandę Ward, tą z jego domu.
- Och jak ci współczuję – Irin przytuliła przyjaciółkę.
- Co za truteń – dodała Willberta i już ściskały się we trójkę.
- Strasznie wzruszające – syknęła z sarkazmem Ester. Dziewczyny spojrzały na nią złowieszczo.
- A tak poza tym to która jest godzina?
- Jest piętnaście po pierwszej, Ester.
- Dzięki Will. To ja mykam, mam coś do załatwienia – odpowiedziała sucho Ester już zabierając się do wyjścia.
- Poczekaj chwilę – zawołała za nią Lilly – i tak wiem gdzie idziesz o tej porze, serio szczerze współczuję bo mogłabyś wybrać kogoś lepszego.
- O czym ty mówisz Lil? – ostro spytała Ester. Irin i Willberta ze zdziwienia wytrzeszczyły oczy.
- No, o tobie i o tym...
- Pst, cicho! Czego ty chcesz ode mnie Lilly?
- Nic takiego, pogadać.
- To później bo mi się spieszy mam mało czasu, muszę...
- Musisz być o wpół do drugiej we wspólnym, słyszałam i widziałam cię.
- Tak? Ja cię nie podglądam, Evans!
- Dobra, zejdź już ze mnie, pogadam z tobą teraz albo nigdy! – Lilly wstała z łóżka.
- No niech ci będzie, byle szybko. I dziewczyny, żegnając koleżanki wyszły zamykając za sobą drzwi.
W pokoju wspólnym było pusto, a ogień jeszcze wesoło tańczył w kominku gdy Ester i Lilly usiadły w fotelach.
- Co mi chciałaś powiedzieć Lilly?
- To, że jesteś z Blackiem i...
- I co, zazdrościsz?
- Nie, przecież już mówiłam, że szczerze współczuję.
- Dobra, skąd wiesz?
- To też mówiłam, widziałam was na błoniach wtedy jak mi Nestor wygarniał ale w sumie nie o tym chciałam z tobą gadać.
- To o czym chciałaś pogadać?
- No o tym, że chyba się zabujałam.
- To chyba dobrze, co Lilly, a kto to?
- Pomyśl, kto jest największym palantem jakiego znam?
- Aha, czyli to jest James, hmm?
- Skąd wiedziałaś, że to o Pottera chodzi?
- Nie jestem głupia, ale wiedz na pewno się ucieszy.
- Proszę nie mów mu tego bo wyjdę na idiotkę.
- A co, wstydzisz się swoich uczuć? Wierz mi wiele dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu, James to fajny chłopak, serio.
- Trochę pajacuje ale chyba jednak jest ok.
- Ooo, widzę, że się czerwienisz.
- I co z tego w sumie Syriusz Black to też niezły facet.
- A mówiłaś, że mi współczujesz.
- Kłamałam, no wiesz Irin go nie cierpi za tą szczękę McDickons’a.
Przez kolejne minuty Ester i Lilly chichotały z dowcipów Huncwotów, a o wpół do drugiej:
- Witaj kotku – powiedział Łapa – no i cześć Lilly, jeszcze nie śpicie? – zapytał uśmiechając się. Obie dziewczyny kompletnie zamurowało. TAKIEGO Syriusza jeszcze ani Lilly, ani Ester nigdy nie widziała. Jego długie, hebanowe włosy lśniły jak nigdy przedtem opadając mu niedbale lecz z urokiem na cudne, brązowe oczy. Ubrany był w granatowe spodnie od piżamy, a blask płomieni z kominka oświetlał jego nagą i umięśnioną klatkę piersiową.
- Czego się tak gapicie, brudny jestem? A ty Ester, złotko... no co z tobą? Ester błyskawicznie wstała z fotela i przytulając się do Syriusza czule pocałowała go w usta.
- Co tu porabiacie? – spytał Syriusz siadając w fotelu i sadzając sobie Ester na kolanach.
- Ech, nic gadamy o babskich sprawach – odparła Lilly jeszcze jakby nieco oddalona myślami.
- Fajnie ale o ile mi wiadomo miała tu być tylko Ester?
- Wybacz Syriuszu ale Lilly dowiedziała się o nas, potem chciała ze mną pogadać no i nie zauważyłyśmy jak przyszedłeś. – tłumaczyła Ester.
- Już dobrze nie jestem zły – odrzekł Łapa gładząc włosy swojej dziewczyny i całując ja w szyję – a jest tajemnicą o czym gadałyście?
- Ależ skąd – Ester jeszcze mocniej przytuliła Syriusza – gadałyśmy o Jamesie.
- A co Lilly, chcesz zrobić mielone z Potter’a?
- Nie Black, to sprawa innej natury.
- Jak to innej? Przecież ty go nie cierpisz więc chyba mi nie powiesz Evans, że zabujałaś się w Rogaczu? – spytał Syriusz wyraźnie zainteresowany – bo jeszcze będę w stanie uwierzyć w magię Świąt Bożego Narodzenia. Ester zaczęła chichotać, a Lilly się zarumieniła.
- Tak to prawda, chyba się w nim zakochałam – odrzekła speszona – ale nie mów mu tego.
- No dobra, ale ty też nie bądź jędzą i wreszcie się z nim umów.
- To nie takie proste, Syriusz, moje koleżanki.
- Lilly miej je w nosie – rzuciła poirytowana Ester.
- Widzisz, mnie kumple odradzali randkę z Ester, bo „jest tylko naszą koleżanką”. Nie posłuchałem ich i teraz jestem szczęśliwy – Łapa odparł z uśmiechem i przeciągnął się w fotelu tak, że zrzucił z kolan Ester.
- Och, sorki kotuś – wycedził sadzając ją z powrotem i tym razem kurczowo trzymając w pasie.
- Dzięki przemyślę sprawę, a teraz dobranoc. Nie chciałabym wam przeszkadzać – powiedziała Lilly uśmiechając się i poszła w stronę dormitorium – Hej pilnujcie się! – dodała na odchodnym.
- Spoko, nie pękaj Lil, nie jestem aż taki szybki – uspokoił dziewczynę Syriusz po czym zaczął łaskotać Ester, która ze śmiechu podskakiwała na jego kolanach.
***
-Wiesz co, Ester?
- Nie wiem.
- Ta Lilly jest całkiem ok, będzie pasować do Rogacza. Taa – zamyślił się Syriusz.
- Wiesz co, Łapko?
- Nie wiem.
- Troszkę mi zimno.
- Coś na to poradzimy, słonko.
Za chwilę Syriusz przytargał do pokoju wspólnego dwa wełniane koce, którymi przykrył i siebie, i Ester. Zakochani rozmawiali jeszcze chwilkę, a potem, przytuleni do siebie zasnęli w fotelu przy jeszcze ciepłym, palącym się kominku.
Rozdział VIII „Wyznanie”
- Co? Dwa miesiące?! Podziwiam cię Ester ale naśladować nie będę.
- I tak nie musisz, Irin bo Przecież McDickons jest „idealnym” partnerem.
Takie i inne „rozmowy” toczyły się od dłuższego czasu we wspólnym albo w dormitorium między Ester a Irin. Dziewczyny kłóciły się bez przerwy, a dzisiaj szczególnie gdyż do świadomości Irin wreszcie dotarło, że Ester i Syriusz są już oficjalnie parą od dwóch miesięcy. Oprócz panienki Sullivann o tym związku wiedziała już cała szkoła, łącznie z nauczycielami, lecz Irin nie dała sobie tego wytłumaczyć.
- A wy znowu to samo? – spytał Remus przechodząc obok dziewcząt. – Czy wy wreszcie dorośniecie?
- No nie wiem Lunatyku, może kiedyś – odrzekła Ester z uśmiechem.
- Byle szybko – powiedział Remus raczej do siebie, lecz niezdarnym szeptem. – A tak a propos to dokąd zmierzasz?
- Idę do biblioteki. Aha i powiedz Łapie żeby mnie nie szukał. Potem z nim pogadam – odpaliła Ester na odchodnym.
- Remusie, mam pytanie – zaczęła Irin, kiedy Ester opuściła już pokój wspólny.
- Słucham.
- Powiedz mi, co widzisz, gdy patrzysz na Arsdale’ównę?
- Co widzę? – zdziwił się Lunatyk. – No... widzę dziewczynę.
- A może bardziej szczegółowo, jaką?
- Hmm – zamyślił się Lupin – widzę całkiem ładną, ba nawet bardzo ładną, wysoką dziewczynę, pomyślmy dalej, zielonooką o przenikliwym spojrzeniu budzącym nawet trochę grozę. No co się tak na mnie gapisz Irin, serio mówię bo jak Ester na ciebie patrzy to aż ciarki po plecach przechodzą, istnie świdruje cię wzrokiem. A tak na marginesie to ma fajną fryzurę.
- Eee tam. Ta asymetryczna grzywka jest nawet spoko, ale blond pasemka na tym, bo ja wiem ekhm..., farbowanym kasztanie. Tandeta. Szczęście, że ma krótsze kłaki niż Black, oby prędko jej wypadły.
- Nie przesadzaj kuzynko – odparł Remus delikatnie marszcząc brwi. – Z resztą nie to jest najważniejsze. To miła i mądra dziewczyna, naprawdę, fantastyczna przyjaciółka.
- Ale jest gruba!
- A ty chyba jesteś głupia!!! – krzyknął za plecami Irin rozzłoszczony Syriusz. – Gdzie jest Ester?
- Poszła do biblioteki – odpowiedział sucho Remus po czym wyciągnął z torby podręcznik i pogrążył się w lekturze.
- A właśnie, że jej tam nie ma!
- Nie ma? Co ty wygadujesz, Łapo? – zapytał Lunatyk ponownie, wychylając nos znad książki.
- No nie było jej w bibliotece, a ty Sullivann, co się tak patrzysz?
- Wcale się nie patrzę, ale wiedziałam, że to tak się skończy. Arsdale panie Black robi cię w bambuko.
- Przypuszczam, że wątpię – ostro zripostował Syriusz. – Ale z drugiej strony co ona kombinuje...
***
- Hej Lilly rozchmurz się, jutro Walentynki i chyba nie chcesz wyglądać tak jak on! – Olimpia wskazała ręką na Jamesa, który także wyglądał niezbyt sympatycznie.
Od czasu pamiętnej rozmowy między Lilly, Ester i Syriuszem minęło już sporo czasu, a Lil nie mogła zdobyć się na odwagę by porozmawiać z Jamesem. Dzisiaj jednak nie wytrzymała napięcia i podeszła do chłopaka:
- Coś taki zblazowany, Potter? – zapytała siadając koło Jamesa, który na znak rozpaczy chował twarz w dłoniach. Rogacz od razu poznał ten ton głosu i podniósł głowę. Twarz miał czerwoną.
- A co ma być? Mam tryskać energią i promieniować ze szczęścia?!
- Wybacz ale powiesz mi wreszcie co ci jest?
- Jak to co?! To, co zawsze, to TY jesteś powodem moich humorów i dobrze o tym wiesz, a teraz jeszcze zgrywasz Córkę Miłosierdzia, Evans! Weź mnie nie wkurzaj! – syknął wściekle James.
- W takim razie trudno, Potter. A ja myślałam, że dotrzymasz mi towarzystwa na spacerze. Rogacza istnie zamurowało. Lilly Evans, dziewczyna, do której czuł coś już od dawna, a która wcale nie zwracała na niego uwagi, mimo jego licznych popisów, nagle proponuje mu spacer. To niesamowite.
- Jeśli to sen, Evans to wiedz, że nie chcę się obudzić.
- Spokojnie James, to nie sen – Lilly delikatnie uszczypnęła chłopaka, potem pochwyciwszy go za rękę wyprowadziła na ośnieżone błonia.
Spacer był bardzo przyjemny. James i Lilly kilkakrotnie obeszli jezioro rozmawiając wesoło. Nawet pomachali Hagridowi przed jego chatką. Olbrzym aż przecierał oczy ze zdumienia zobaczywszy tak niezwykłą parę, ale uśmiechnął się i odmachał im.
- Wiesz James – zaczęła Lilly – tak sam na sam jak rozmawiamy razem to jesteś aż nader dojrzały. Rogacz nie odpowiedział tylko zaśmiał się głupio. – Serio, ale powiem ci, że to Ester opowiedziała mi o tobie dużo dobrego. Z resztą Syriusz też.
- Kochany, stary Łapa – westchnął James i uśmiechnął się i właśnie w tym momencie Lilly spojrzała na niego. Nigdy wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że Potter jest tak bardzo przystojny. Kruczoczarne, potargane włosy stanowiły ciekawy kontrast z błyszczącym bielą śniegiem, natomiast duże, brązowe oczy zdradzały zadziorny charakter. „Zbudowany też jest niczego sobie” – pomyślała Lilly próbując objąć wzrokiem ukryte pod płaszczem szerokie ramiona chłopaka. James poczuł na sobie ten wzrok.
- Hej Ev... Lil, czemu tak się we mnie wpatrujesz?
- Ach... nic, tak po prostu się zamyśliłam – wycedziła speszona Lilly.
- A ja już myślałem, że ci się podobam – odpowiedział jej z lekkim sarkazmem w głosie.
- Bo tak jest – powiedziała Lilly ale bardzo cicho, tak że Rogacz tego nie słyszał. Po chwili ponownie zapytał:
- No dobra ale o co chodziło ci we Wielkiej Sali?
- O twój niezdrowy wygląd. Co jest tego powodem?
- Chyba wiesz. Po prostu wkurza mnie, że wszyscy kogoś mają. No wiesz... Peter kręci z Will, Syriusz od dwóch miechów obściskuje się po korytarzach i nie tylko z Ester. Nawet Remus jest szczęśliwy od tygodnia, bo z Lins...
- To Lupin chodzi z Linsday?
- O kurczak, wygadałem się. Tak to prawda. Tylko ja jestem sam. O ja nieszczęsny! – i zrobił taką minę jakby nie można było wyobrazić sobie większego nieszczęścia.
- Nie przejmuj się Potter. Ja i Olimpia też jesteśmy singlami, chociaż i tak wszystkie dziewczyny z naszego dormitorium wiedzą, że ona zarywa do Aiden’a Morgan’a.
- Co? Do tego koślawego szukającego Krukonów? - Lilly przytaknęła – No a co z tobą? Wiem, że Harsey dał ci w tyłek, oj sory za wyrażenie, no ale chyba już ci przeszło?
- Nie, nie przeszło. Rogacz posmutniał.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać – wypalił James i już gotował się do odejścia.
- Ale nie to mi nie przeszło! – James był już totalnie zbity z tropu. – Dalej nie wiesz o co mi chodzi i po co cię tu przywlokłam?
- Wybacz ale nie wiem, bo jestem w takim stanie, że już chyba nic nie zakapuję – Rogacz wzruszył ramionami powoli odchodząc, gdy nagle usłyszał:
- Ja cię kocham James.
- Słucham? – spytał zdezorientowany.
- Nie słyszałeś? POTTER KOCHAM CIĘ!!! Kochałam cię już od początku tego roku a może i nawet wcześniej, śniłam i marzyłam o tobie codziennie i jak idiotka próbowałam zatuszować to uczucie! Ale nie mogłam! Potem zerwał ze mną Nestor i co? Teraz TY stoisz tu przede mną taki przystojny, dumny i wysportowany, a ja? Jak się zachowuję?! Skończona kretynka!
- Cii, nie mów tak Lilly – James przyłożył jej palec wskazujący do ust. – Teraz wiesz, że nie można lekceważyć uczuć i zagłuszać głosu serca. Nie jestem idiotą za jakiego mnie miałaś ale prawdą jest, że kocham cię odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem. Wierz mi, to było niesamowite no i jest nadal. Nie gniewaj się na mnie za moje metody zwrócenia na siebie twojej uwagi.
- Już się nie gniewam – szepnęła cicho Lilly.
Przez chwilę oboje milczeli patrząc sobie w oczy. Nagle Rogacz chwycił Lilly za rękę.
- Chciałabyś coś zobaczyć?
- Pewnie, z przyjemnością.
- Avis! – wykrzyknął James i z końca jego różdżki wyfrunęło ze dwadzieścia biało-srebrnych gołębi. Lilly patrzyła na nie z zachwytem. Rogacz przyglądał się jeszcze chwilę podekscytowanej dziewczynie wyczekując odpowiedniego momentu.
- Czy mogę... – niestety nie dokończył, gdyż tym razem to Lilly go uciszyła gestem i nie mówiąc ani słowa przymknęła oczy dając chłopakowi tak długo oczekiwany sygnał. James podszedł więc do dziewczyny, przytulił ją i czule pocałował. Oboje całowali się przez chwilę gdy nagle... pac!; śnieżka wylądowała dokładnie pomiędzy nimi. Zdziwiony Rogacz odwrócił się i zobaczył Syriusza celującego w niego kolejną kulą. Sportowy refleks pozwolił mu jednak uchylić się od ciosu. Zobaczył także Remusa pokładającego się ze śmiechu na widok miny panienki Evans.
- Dobra stary, dość tych amorów – powiedział Łapa podrzucając w dłoni kolejną śnieżkę.
- Taak, a taak seerioo too naapraawdęę baardzoo łaadniee wyygląądaaciiee raazeem! – wykrzyczał Lupin dusząc się ze śmiechu i leżąc na ziemi. Takiej okazji przyjaciele nie mogli przepuścić i wydając jakieś dzikie okrzyki wojenne Syriusz i James z rękami pełnymi śniegu wytarzali chichoczącego kolegę w białym puchu.
Zabawa ta nie miałaby końca. Nawet Lilly przyłączyła się do chłopaków, a jej piski wypełniały zamkowe błonia. Niestety chwilę potem przyszła profesor McGonnagall każąc wszystkim wracać do środka.
- Trudno – westchnął James do przyjaciół. - Ale nie martwcie się, jutro Walentynki i też będziemy się świetnie bawić. To mówiąc zwrócił się w stronę Lilly, pocałował ją w czoło i razem z nią w objęciach, wszedł w progi zamku Hogwart.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|