Forum Lochy
Gdzie Snape mówi dobranoc...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Książę i Krzak

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
natasza
Początkujący czarodziej



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 23:10, 18 Cze 2006    Temat postu: Książę i Krzak

Książę i Krzak

Diagnoza: atak obłędu

Atak Obłędu, czyli notka odautorska.

Za górami, za rzekami, za Wielkim Morzem i nawet za Zakazanym Lasem – żył sobie pewien Hagrid. Oszczędźmy sobie opisywania jego wyglądu zewnętrznego, bo przecież któż nie zna Hagrida? Hagrid, jak wszyscy wiemy, posiadał psa. Posiadał także chatkę, grządki i posadę gajowego. A tym, co posiadał najbardziej, było zamiłowanie do dzikich, przerażających zwierząt i stworzeń magicznych.
Powiedzmy, że w porównaniu z tym, co opiszemy tutaj, Smok Norweski Kolczasty Norbert, którego wspomniany wyżej Hagrid swego czasu hodował, to mały pufek. Naprawdę.

Rozdział I, w którym wszystko się rozkręca

Filius Flitwick przeżywał kryzys emocjonalny. Zdecydowanie. Nie miał, biedny, pojęcia, co z tym fantem zrobić, przydarzyło mu się to bowiem po raz pierwszy w życiu - zakochał się. Wiedział, oczywiście, że jest to uczucie, jakiego nie powstydziliby się wielcy romantycy – miłość i namiętność szargała jego styraną, umęczoną duszę, lecz on nawet nie liczył na wzajemność. Jego wybranka bez wątpienia była najpiękniejszą, najdelikatniejszą, najwspanialszą... no, po prostu najcudowniejszą kobietą pod słońcem. Przy czym nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, poza sprawami zawodowymi, oczywiście.
Filius wpatrzył się w okno tęsknym wzrokiem, pisząc bezmyślnie na skrawku pergaminu wciąż te same inicjały:
M. M. + F. F. = ...
A w miejscu kropek rysował nieodmiennie pokraczne, pękate serce. Uczniowie obecni na jego lekcji (jeśli chcecie wiedzieć, byli to akurat Puchoni z czwartej klasy, ale w tym przypadku nie ma to większego znaczenia) od pół godziny ćwiczyli wciąż to samo zaklęcie. Teoretycznie, rzecz jasna, bo klasa była pusta. Filius nawet tego nie zauważył. W ogóle od pewnego czasu jego lekcje zaczynały się i kończyły w tym samym miejscu - kiedy pokazywał uczniom zaklęcie i kazał je przećwiczyć. Uczniowie przez jakiś czas stwarzali pozory nauki, następnie, gdy na twarzy nauczyciela zagościł nieodgadniony, nieobecny wyraz, po kolei wymykali się z klasy, aby zakosztować chociaż choć piętnastu minut nielegalnej wolności.
Flitwickowi tymczasem serce pękało z tłumionego bólu, ilekroć spotkał swą wybrankę na korytarzu. Dzielnie jednak usiłował nie dać niczego po sobie poznać. Och, nie zawsze mu się to udawało. Zdarzyło mu się niegdyś iść korytarzem, lecz myśli jego błądziły wtedy daleko od Hogwartu...Zadumany, nie zauważył nawet, że oto Ona zbliża się w jego kierunku, co spowodowało, że nieszczęśnik uderzył czołem w Jej brzuch.
Ach, gdyby miał chociaż te pół metra wzrostu więcej...! Nie dziwota, że Ona go nie zauważa. Przecież nawet w gronie pierwszoroczniaków nie wyróżniał się niczym, prócz siwizny. Ach, czemu tak gwałtowne uczucia muszą szarpać jego duszę na starość? Jakże nużąca wydała mu się nagle ta monotonia życia... Od tylu lat, niezmiennie to samo.
Ach, gdyby tylko mógł wyrwać się stąd, zacząć od nowa życie pełne przygód i Walecznych Czynów...
Czy cytat “Vanitas vanitatum” mówi Wam coś? Jeśli tak, to rozumiecie zapewne ogrom Filiusowego nieszczęścia.
Tymczasem słońce zaszło już za horyzontem, a Filius siedział na swoim stosie ksiąg, rysując serduszka, wypisując w jego środku Jej inicjały i rozmyślając nad marnością swojej egzystencji. Ocknął się dopiero wtedy, gdy do klasy wsypali się kolejni uczniowie.
**
Na czym to myśmy skończyli...? A, tak. Filius właśnie zaczął kolejną lekcję, pokazując Gryfonom z pierwszej klasy zaklęcie “Wingardium Leviosa”. Tymczasem my wróćmy na moment do chatki Hagrida, w której najwyraźniej coś się święci. Hagrid zasłonił szczelnie okna, jednak idąc z zewnątrz można dostrzec wyraźnie cienie padające na firanki, wielką postać Hagrida, słychać ujadanie Kła, jego wielkiego psa... ale widać też coś jeszcze. Gdyby był w pobliżu Ron Weasley, Harry Potter lub Hermiona Granger, albo też wszyscy naraz, co zresztą było najbardziej prawdopodobną wersją, z całą pewnością zauważyliby oni, że kiedyś już Hagrid zachowywał się w podobny sposób. Na pewno, tknięci złym przeczuciem, podbiegliby do drzwi chatki, załomotali i wykrzyknęli: “To my, Hagridzie! Wpuść nas!”. Jednak żadnego z nich nie był w pobliżu, zresztą cała trójka już dawno ukończyła Hogwart. Zresztą, może go nawet nie skończyli, a co się z nimi stało to już zupełnie inna historia, więc Wam nie powiemy. Dość, że z całą pewnością ich tu nie było. Dlatego też błonia były puste, a Hagrid mógł spokojnie zająć się swoim smokiem.
Chwileczkę... smokiem?
Smokiem?!
Tak, teraz widać to wyraźnie! To, co robił Hagrid, zasunąwszy okna, było z całą pewnością gaszeniem małego pożaru. Niewielki, zielony smok o uroczych czerwonawych ślepkach miotał się po ciasnej izbie, wyłożonej drewnianymi meblami. Kieł schował się, skamląc, za wielką, blaszaną miską. Pamiętał, że kiedyś podobne stworzenie pojawiło się w jego domu i bynajmniej nie było to miłe wspomnienie. Bolący od czasu do czasu nos przypominał mu, ze stworzenia plujące ogniem są paskudne. Hagrid miotał się po izbie, a na jego twarzy malowała się jednocześnie błogość i lekkie przerażenie. Jednak nic nie mogło powstrzymać go od prób nauczenia Krzaczka (tak nazwał Smoka ze względu na jego ulubioną przekąskę*) Zasad Dobrego Wychowania. Do Dobrego Wychowania z całą pewnością nie należało przypalanie stołu “mamusi”, ale Hagrid się nie poddawał.
- Krzaczuniu, cholibka. Chodź, chodź do mamuni. Nie, nie, NIE! Nie kichaj w tę stronę, Krzaczku! To było moje ostatnie krzesło! Leżeć, Kieł! Cicho! – Hagrid chwycił Kła za obrożę i wyrzucił na zewnątrz, co brytan przyjął z wdzięcznością, zwijając się w kłębek przy grządkach i liżąc zapamiętale poparzony niegdyś nos.
Tak właśnie przestawiały się wydarzenia tamtego wieczora na Hogwarckich błoniach. I nic ciekawszego już nie nastąpiło, bowiem Kieł nie ruszał się miejsca przez całą noc, a Hagrid aż do rana próbował oswoić Krzaczka, tracąc przy tym w płomieniach jeszcze nogę od stołu i wezgłowie łóżka.
**
Tym razem przenieśmy się w czasie. W miejscu też, ale niewiele - z błoń do zamku.
A więc, kilka tygodni później (w nocy) Filius Flitwick, dręczony bezsennością, wałęsał się po opustoszałych, mrocznych korytarzach i nucił pod nosem coś, co brzmiało, jak:
“O Minerwo, serce mooojeeee...
Ja niczego się nie booojęęę...
Ja dla ciebie sprawię wiooosnęęę...
Jeśli będziesz chcieć – urooosnęęę...
Tylko mnie pokochaaaaaj!

Złapię smoka, bazyliiiszkaaa...
Dla mnie hipogryf to kiiiszkaaa...
Minnie, jesteś dla mnie muuuząąą...
Dam ci harfę, lutnię, puuuzooon....
Tylko mnie pokochaaaaaj!”
I tak dalej w tym guście. Na szczęście jego wybranka (jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, była to Minerwa McGonagall) nie słyszała tej okropnej pieśni. Wręcz przeciwnie, spała spokojnie w swojej sypialni, odziana li i jedynie w koszulę nocną w czerwono-zieloną kratkę, poświstując cicho przez nos i śniąc o życiu pełnym przygód i romantycznych uniesień, w którym to przyjedzie po nią Książę z Bajki na Białym Koniu.
W tym momencie nadmienić należy, że przez te kilka tygodni Krzaczek urósł i teraz jest kilkakrotnie większy od Hagrida.
A także, że nie mieścił się już w chatce, więc Hagrid przywiązał go sznurem do wielkiego drzewa w pobliżu chatki.
A także, że Krzaczek z dziką satysfakcją przepalił ów sznur, po czym odleciał w siną dal.
A więc, trudno się dziwić, że teraz Filius z lekko nieprzytomną miną podszedł do okna, po czym wybałuszył oczy i wybełkotał:
- O Minsmoksmoksmok? Minnismokhogwarsmokalesosmok???
W istocie - wielki, zielony smok o uroczych, czerwonawych ślepkach zawisł w powietrzu tuż przed wielkim oknem. Z drugiej strony owego okna stał zszokowany Flitwick, nie będąc w stanie ruszyć się z miejsca. Na szczęście w ostatniej chwili odzyskał czucie w nogach i cofnął się powoli, a następnie zaczął uciekać. Sekundę po tym, jak zniknął sprzed okna, Krzaczek jednym pacnięciem łapy pozbył się szyby i wcisnął się do zamku Hogwart, podpalając od niechcenia wszystko, co tylko dało się podpalić i było w zasięgu jego nozdrzy.
- Smoksmoksmoooook!!! – pisnął Flitwick najgłośniej jak umiał – Smokratujsięktomożeee!!!
Niestety, nikt go nie usłyszał.
Wtedy Filius przypomniał sobie o Minerwie, śpiącej słodko w swojej sypialni, odzianej li i jedynie w koszulę nocną w czerwono-zieloną kratkę, poświstującą... zresztą, nieważne. Przypomniał sobie o Niej i poczuł nagły przypływ szaleńczej odwagi.
- Minnie, dla ciebie wszystko – zakrzyknął walecznie – strzeż się, o niecny smoku!!!
A Krzaczek w tym momencie przypomniał sobie bajkę, którą kiedyś czytała mu mamusia Hagrid.
- Porrwaććć... Zjeśśśććć... Dziewiccccęę... – syknął – Viiirgiiinn...
I ruszył prosto do sypialni Minerwy, która, pech chciał, była najbliżej (i była dziewicą).


*Nie, Smok Hagrida nie jadł krzaków Za to jadł masowo chomiki:
“krzeczek” - po czesku oznacza “chomik”. Hagridowi zapewne wygodniej było wymawiać “krzaczek” niż “krzeczek”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natasza
Początkujący czarodziej



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 23:10, 18 Cze 2006    Temat postu:

Rozdział II, w którym jest pomieszanie z poplątaniem

Hagrid spał smacznie w swoim wielkim łóżku, kiedy obudził go skowyt Kła. Nadmienić należy, że Hagrida naprawdę nie było łatwo obudzić, zwłaszcza w środku nocy.
- Co, do licha?! Cholibka... – mruknął z niepokojem.
Jeśli cokolwiek mogło przestraszyć Kła, to... cóż, było tym wszystko. Mimo to olbrzym wstał niechętnie z posłania i, nie zważając na zimno, wyszedł na dwór. Przechodząc obok wielkiego drzewa nie zauważył nawet, że jego wielki smok uciekł. Podszedł do Kła i spojrzał na niego z naganą.
- Cóżeś ty narobił, paskudniku? Obudziłeś Krzaczeńka, jestem tego pewien. Marsz do chałupy, Kieł!
Pies pobiegł do chatki Hagrida z podkulonym ogonem i strachem w oczach. Tak bardzo chciałby powiedzieć Hagridowi co go przeraziło!...
Hagrid zamierzał iść utulić Krzaczka po raz drugi do snu, ale po chwili zdecydował, że lepiej tam nie iść. A nuż Krzaczeniek już zasnął? Nie było słychać żadnych odgłosów, więc było to całkiem możliwe...
Olbrzym wyminął drzewo szerokim łukiem, żeby nie obudzić swego Maleństwa zbyt głośnym tupaniem i popędził do domu, padając na wielkie łóżko i zasypiając prawie od razu. Zanim jeszcze pogrążył się w objęciach Morfeusza, pod powiekami mignął mu obraz drzewa, do którego przywiązany był przepalony mniej więcej w połowie sznur.
Zasnął.

**
Także i Minerwa, niczego nieświadoma, nadal spała, odziana li i jedynie w koszulę nocną w czerwono-zieloną kratkę, poświstując cicho przez nos i śniąc o życiu pełnym przygód i romantycznych uniesień, w którym to przyjedzie po nią Książę z Bajki na Białym Koniu. Tymczasem Krzaczek wdarł się do jej sypialni, nieświadom, że za nim podąża wybawca niewinnych białogłów – Filius Flitwick. Postawny, silny, przystojny, szarmancki i zawsze gotów do działania... eee... to nie ta bajka, przepraszamy.
Tak, na czym to skończyliśmy? Aha, podążał za smokiem dzielny wybawca. Co prawda miał niewielkie doświadczenie, ale za to chęci za dwóch. Wpadł jak mały pocisk do sypialni, po czym jego oczom ukazał się przerażający widok: nad śpiącą Minnie, Panią Serca Filiusa - Wybawcy, pochylał swój odrażający łeb wielki zielony Smok o uroczych czerwonawych ślepkach. Usiłował ją delikatnie wziąć w zęby, by (na razie) nie uszkodzić ani jej skrawka.
- Potworooo! Giń!!! – pisnął walecznie Flitwick i rzucił się ku Krzaczkowi.
Minerwa McGonagall wreszcie obudziła się, słysząc wrzaski w swoim pokoju. Kiedy ujrzała tuż przy swojej twarzy bardzo dużą i bardzo zębatą paszczę smoka, zamarła. Głównie dlatego, że sądziła iż nadal śni. Gdy jednak zobaczyła, że jest odkryta, a ją samą widzi w garderobie niewymownej mężczyzna – co prawda był to jej stary przyjaciel, Filius, ale zawsze MĘŻCZYZNA – zemdlała.
Zemdlała? Minerwa? Eee... coś mi tu nie pasuje... momencik...
...Gdy jednak zobaczyła, że jest odkryta, a ją samą widzi w garderobie niewymownej mężczyzna - opadła na poduszki, aby pozbierać myśli. Wyglądało to jakby zemdlała, ale Minerwa - żelazna dziewica o żelaznych nerwach - nie mdlała nigdy. Filius jednak zdawał się o tym - Na szczęście! - nie pamiętać.
Kiedy zobaczył, że Ona zemdlała – biedna, niewinna, przestraszyła się wielkiego smoka – wstąpił w niego bojowy duch. Jeszcze bardziej bojowy niż dotychczas, co mogłoby się skończyć dla smoka tragicznie, gdyby nie... Gdyby nie odwieczna kula u nogi Filiusa – WZROST. Bowiem nasz dzielny Obrońca Niewiast doskoczył do Krzaczka, waląc go drobnymi piąstkami po pokrytej tylniej łapie. Nie potrafił dosięgnąć wyżej, ale, och, gdyby tylko mógł! Potwora spojrzała przed siebie. Nic nie zauważyła. Gdzie więc było coś, co usiłowało zadać jej ból? Coś zaskoczyło w maleńkim móżdżku. Smok spojrzał w dół. Tak, to było to. Maciupkie, trochę owłosione, z gdzieniegdzie wypadającą sierścią, z nosem jak kartofel (mniam, kartofle – Mamcia-Hagrid często dzielił się tym przysmakiem z pupilem) i czerwonymi niby buraki policzkami. Gad nie wiedział co to, ale było wyraźnie denerwujące. Obrócił się, stając dokładnie naprzeciw tego czegoś. Machnął ogonem, zbijając przeciwnika z nóg. Co trudne nie było, przy wymiarach Flitwicka...
Starszy czarodziej upadł nieprzytomny na ziemię. Zanim zamknął oczy zdążył zobaczyć jak wielki, zły smok porywa jego Ukochaną. Chciał krzyknąć, ale nie mógł.
- Pomocyyy!... – wyszeptał ostatkiem sił, po czym padł bez życia.

***

Ocknął się. Przed oczyma latały mu kolorowe gwiazdki, co było ewidentnie głupie. Gwiazdki nie są kolorowe, takie są zasady Wszechświata. A on, Filius, nie miał teraz najmniejszej ochoty, by naruszać zasady Wszechświata.
Skupił się. Pamiętał dziewicę... JEGO dziewicę, którą porwało wielkie bydlę. I jeszcze miało czelność wysyczeć na odchodne „pij mleko, będziessssz wielki”. No nie, takiego czegoś zignorować nie można! Tym jednym zdaniem smok zaskarbił sobie wieczystą nienawiść profesora Flitwicka. W końcu nienawiść Walecznego Rycerza, którego obrażono i w dodatku ukradziono mu dziewicę to nie byle co.
- Witaj, Filiusie.
Drgnął zaskoczony. W swym zapale do zabijania smoków i innych potworów nie zauważył, ze w komnacie znajduje się ktoś jeszcze. O raju! Co tam jakiś obcy, to była komnata, prywatna komnata Minerwy! Zaczął się rozglądać, napawając się obecnością w tym pokoju. Brązowa półeczka, na której stało rządkiem kilka buteleczek perfum, puderniczka, szpila do włosów i... wielkie, wełniane majtki. Różowe. Flitwick wyobraził sobie, jak Minnie w nich wygląda. Zrobiło mu się gorąco, odwrócił głowę w druga stronę. Znów brązowa półeczka, tym razem z czasopismami. Podszedł i zaczął je przeglądać, by się uspokoić i zapomnieć o widoku wełnianych majtek. „Menopauza- jak sobie z tym poradzić.” „Dziewictwo jest trendy!” „Eliksiry przeciwzmarszczkowe, tanio!” „Skuś go tym czymś...” To takie rzeczy czyta Ona?
Rozmyślania przerwało mu chrząknięcie. A, prawda, nie był tutaj sam. Odwrócił się i zaczął w zakłopotaniu szarpać resztki włosów, pozostałe mu na głowie. Postać, którą ujrzał wytrąciła go z równowagi.
- Jak już mówiłem, witaj. Jestem Superhamster, dobra wróżka.
Wielki gryzoń. Z zębami do gryzienia, szaro-białym futerkiem i czerwona peleryną z inicjałami SH.
- Mhm... – zastanowił się. – Dzień dobry. Jesteś... Jest pan dobrą wróżką? A nie dobrym wróżkiem?
- Nie - odparł po chwili wahania Superhamster. – Jestem dobrą wróżką. To taki zawód. Nazwa jest zresztą nieważna, liczy się to, że chcę ci pomóc, co nie?
Filius zamyślił się. Pomoc... Mogło chodzić jedynie o Minnie. Nie potrzebował żadnej innej pomocy.
- Zgoda. Możesz... Może mi pan pomóc, Superhamster. Chociaż, rzecz jasna, nie potrzebuję pomocy. Ale widzę, że pan i owszem, tak. Chce się pan pewnie czegoś nauczyć, hmm? – zastrzegł, wypinając dumnie pierś.
- Ta-ak... – powiedział wywracając oczyma Superhamster. – A teraz pan posłucha. Plan jest taki...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natasza
Początkujący czarodziej



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 23:10, 18 Cze 2006    Temat postu:

Rozdział III, który nie posiada tytułu

Nastał poranek. Bladoróżowe promienie wschodzącego słońca otuliły błonia, las i zamek. Ptaki śpiewały, Kieł nie skamlał, nawet w chatce nic nie płonęło. Hagrid przewrócił się na drugi bok, pogrążony w niezbyt głębokim, ale zdecydowanie krzepiącym śnie. W sennych marzeniach widział przez moment Zakazany Las, potem przez chwilę mignął mu Norbert, jakaś urocza, zbłąkana sklątka tylnowybuchowa, a następnie Krzaczek. I chwilę później gruby, przepalony w połowie sznur, zwisający smętnie z konaru wielkiego drzewa.
Zerwał się gwałtownie.
To był prawdziwy koszmar!
Chwila minęła, zanim uspokoił się i uświadomił sobie, że to naprawdę był tylko zły sen.
- Cholibka... – mruknął w końcu. – A tak mi się dobrze kimało... – dodał, przecierając oczy i przeciągając się.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że coś tu rzeczywiście jest nie tak.
Kieł podszedł do niego i zaczął lizać po ręce.
Z zewnątrz nie dochodziły żadne, naprawdę żadne podejrzane odgłosy – żadnego chrupania, trzaskania, łamania, palenia, czy krzyków.
Zerwał się z łóżka i wybiegł z chatki, gnany niepokojem. Stanął przed wielkim drzewem i jego zdumionym oczom ukazał się widok jak z koszmaru sennego, i to dosłownie.
- Cholibka... – mruknął, wyrywając sobie włosy z brody z przerażenia.
Smok na wolności. Jego smok. Jego temperamentny, nieokiełznany, pełen energii i... – cóż, musiał to przyznać – nie do końca jeszcze oswojony smok.
Nie wyglądało to dobrze.

**
- A... aaale, panie Superhamster, zaczekaj pan! - wykrzyknął Flitwick, który zdążył już dostać zadyszki. Od kilkunastu minut pędził truchtem za Superhamsterem, który, jak na Superbohatera i Dobrą Wróżkę w jednym przystało, leciał w powietrzu z zawrotną szybkością. W każdym razie, zawrotną jak na kondycję Filiusa, dosyć ograniczoną. Rycerzowi, małemu wzrostem, ale wielkiemu duchem, dodawała skrzydeł myśl o ukochanej i jej sypialni. Ach, sypialnia Minerwy! Filius czuł, że właśnie tam chciałby spędzić resztę życia, czegokolwiek by to nie oznaczało.
Tymczasem Superhamster zawisł w powietrzu, cmokając ze zniecierpliwieniem.
- Panie Profesorze - wykrzyknął, sepleniąc lekko przez swoje wielkie, przednie zęby. - Proponuję, jak to teraz mówią, rzucić tępo, bo jak tak dalej pójdzie, to potwora Dziewicę panu spopieli i robotę mi diabli wezmą.
- Narzucić tempo! - wydyszał Flitwick odruchowo. - Narzucić, nie rzucić! I tempo, nie tępo1
- A co pan taki obcykany z dzisiejszą młodzieżą, myślałby kto… - wymamrotał urażonym tonem Superhamster niby do siebie, wzruszając ramionami. Jednak Flitwick, który właśnie zatrzymał się tuż obok Superhamstera, tyle, że pół metra niżej, doskonale to usłyszał. Po raz kolejny uznał, że jego Honor Rycerski zostaje splamiony.
- Ja pracuję w szkole, ty gryzoniu - powiedział złowrogim tonem. - Szkoła to takie miejsce, zwane też uczelnią; mianowicie na uczelni nauczyciel uczy uczniów. Uczniowie…
- Dobra, dobra… - przerwał Superhamster, na dobre już zirytowany. - Mogę robić za twojego Chomika Stróża albo Dziewicowe Pogotowie Ratunkowe, ale na pewno nie będę zgrywać Wjoterapeuty, więc nie traćmy czasu na pogaduszki, jeśli łaska.
Filius zreflektował się szybko, przed oczami stanęła mu bowiem wizja Minerwy, samotnej i wystraszonej, zakneblowanej, pozbawionej różdżki i przywiązanej do jakiejś rury.
- Tak… - wymamrotał półprzytomnie. - Tak, tak… Ratunkowe… pogaduszki… ale… ale co to jest Wjoterapeuta?!
Superhamster wybałuszył na niego oczy.
- Filiusie… mogę do ciebie mówić po imieniu, prawda? Będzie prościej. A więc… wszyscy jesteśmy obłąkani, w skrócie WJO, wszyscy jak jeden CHOMIK… - wyjaśnił w końcu zagadkowo. - Tylko jedni dają się nabrać i udają normalnych a inni… no, a inni nie. A Wjoterapeuta to terapeuta od tych uświadomionych.
- Aha… - mruknął nieuważnie Filius, myślami błądzący już po błoniach. - To którędy teraz?
- Wiesz ty co… - odparł pobłażliwie Superhamster. - Ty to, nie obraź się, możesz robić za bagaż lekkich gabarytów, ty się właduj mi na plecki, uczep się tych oczków na pelerynie i jedziem na błonia. W końcu ustaliliśmy, kto jest teraz jedyną osobą, która pomoże nam ze smokiem, co nie?
- Ano w rzeczy samej, szlachetny panie - przyznał cichutkim głosem Filius, który stracił nieco animuszu, bo bał się o Minerwę (szczerze mówiąc, miał też delikatny lęk wysokości).
- No! - Superhamster władował sobie Flitwicka na grzbiet, po czym odbił się od ziemi, lekko przy tym postękując. - To w drogę, do Chatki Hagrida!

**
W tym czasie my prześledźmy losy Minerwy od momentu porwania jej przez złego, wielkiego, zielonego smoka o uroczych, czerwonawych ślepkach.
Krzaczek chwycił ją ostrożnie w zęby i zawlókł aż na skraj Zakazanego Lasu, a następnie, jak na Magiczne Stworzenie przystało, jednym pstryknięciem pazurów oplątał ją szczelnie sznurami. Spomiędzy zwojów liny łypało na niego dwoje oczu, wyrażających, ku jego nieopisanej konsternacji, wyłącznie wściekłość, ani śladu strachu. Czyżby Dziewica okazała się Waleczną Dziewicą, która nie boi się nawet Smoka?
Krzaczek zastanawiał się nad tym przez chwilę, ale nie trwało to długo, bo miał ważniejszy problem na głowie: co dalej?
W bajkach opowiadanych mu przez mamusię Hagrid, Dziewica zazwyczaj była ratowana, zanim Zły Smok zdążył jej cokolwiek zrobić. Krzaczek nie uważał się za Złego Smoka i nie miał w planach żadnego ratowania Dziewicy. Ten mały, kartoflasty, został unieszkodliwiony, zresztą to nawet nie był rycerz…
A może by ją zanieść mamusi Hagrid? Mamusia powinna wiedzieć, czym karmi się takie Dziewice. Może ona lubi myszy? Z drugiej strony, szkoda myszy. A może gumochłony?
Tak, zdecydowanie trzeba się poradzić mamusi.
A może by ją po prostu zjeść? W sumie nudna taka Dziewica, Krzaczek czuł się wysoce rozczarowany. Siedziała nieruchomo - bo i jak miała się ruszać, cała spętana - a wypuścić jej nie mógł, bo by zaraz uciekła. Tak przynajmniej mu się wydawało, wiedział to z doświadczenia - jego upolowane chomiki też uciekały, dopóki ich nie unieszkodliwił.
Ale z drugiej strony… jeśli teraz pójdzie do mamusi, będzie musiał zostawić tutaj Dziewicę. Samą. A wtedy ona może uciec, albo coś ją zaatakuje.

Tkwił tak w niezdecydowaniu i pewnie tkwiłby jeszcze długo, gdyby nie to, co ukazało się jego czerwonawym ślepkom. Był to jakiś Niezidentyfikowany Obiekt Latający, aczkolwiek nie wyglądało to jak UFO, bardziej jak skarłowaciały rycerzyk na zmutowanym kucyku. Po chwili okazało się, że nie był daleki od prawdy. Ryknął z wściekłością, gdy zobaczył, że to ten mały, upierdliwy człowieczek z ziemniaczkowatym nosem. Krzaczek poczuł, że ma dziką ochotę na ziemniaka. Albo chomika i puree. A raczej całą potrawkę z chomików, już tak dawno nie miał niczego w zębach… (No, może nie licząc Dziewicy, ale to się nie liczyło).
Tymczasem tym, na czym siedział okrakiem człowieczek, trzymając się tego kurczowo, był wielki… chomik! Krzaczek poczuł, że na ten widok cieknie mu ślinka. O, nie. Nie przepuści takiej okazji! Drżyjcie, szubrawcy! Mamusia Hagrid będzie z niego TAKI dumny, kiedy Krzaczunio przyniesie mu tę przekąskę: rycerza (lichy, bo lichy, ale za to jaki napalony!), Dziewicę (całkiem pokaźną zresztą) i jeszcze wielkiego, ogromnego wręcz chomika! Krzaczek musiał to przyznać - rozmiary chomika, jak na chomika, były iście imponujące. Taka okazja już się nigdy nie powtórzy.
Ruszył w stronę Superhamstera - Flitwick gdzieś się akurat zapodział, ale kto by się przejmował karzełkiem - sapiąc z wściekłością i podpalając przypadkowo kilka drzew, drewno na opał narąbane przez mamusię oraz płot.
- Gryzzzzzońńń… - wysyczał. - Dużo grrrryzzzonia…
Był coraz bliżej, jego przyszły obiad nie ruszał się z miejsca, a gdzieś po prawej mignęły mu dwa jakby ludzkie kształty, przemykające się w stronę Chatki, ale nic już nie było ważne. Zbliżała się jego wielka chwila.
Jakież było jego zdumienie, gdy nagle ujrzał zbliżającą się ku niemu mamusię Hagrid, z trochę rozzłoszczonym wyrazem twarzy i grubym sznurem w ręce. Coś krzyczał i zagrodził mu drogę do Chomika, który teraz uśmiechał się z tryumfem.
- Mas za swoje, wypłoszu - wyseplenił ten ostatni. - Zemsta jest sssłodka!
- Cczy my ssssię zzzzznamy? - Krzaczek w zaskoczeniu zapomniał na moment, jak bardzo był głodny.
Superhamster rzucił mu pełne pogardy spojrzenie.
- Zwiałem ci z talerza, jak jeszcze oboje byliśmy mali…
- Głupia przekąssska, nawet pięccciu minut nie mogłeśśś usssiedzieććć ssspokojnie!
- Przerośnięta jaszczurka, nawet Dziewicy nie umiesz porządnie porwać.
- Zmutowany grryzzzoń, bratasz ssssię z kartoflem.
- Niewdzięczna gadzina, własnej mamusi zwiewasz i sprawiasz kłopoty… Z jakim kartoflem?!
Krzaczek na myśl o kartoflu przypomniał sobie wreszcie o swoich kiszkach, grających mu marsza żałobnego, i spojrzał złowrogo na Superhamstera.
- Nie! - wrzasnął natychmiast Hagrid. - Jesteś niegrzecznym, bardzo niedobrym Smokiem, jak mogłeś tak mi uciec?!
Smok zwiesił głowę w akcie skruchy. Nadal liczył na potrawkę z chomika.
- Wracamy do domu. Będziesz odtąd związany łańcuchem i nie masz co marzyć o porywaniu Dziewic! Cholibka, żem się nie spodziewał tego po tobie!
Smok ryknął z rozczarowaniem.
- Et tu, Brutusssss?! - syknął wściekle. - Ja tak tego nie zossstawię, Dziewica będzzzie moja! Mmmoja Virrrgiiinn… - Dodał, niemalże z czułością.
Hagrid patrzył z przerażeniem, jak Krzaczek odrywa się od ziemi i szybuje w stronę chatki, w której siedzieli Filius, wzruszony obecnością swojej ukochanej i Minerwa, pierwszy raz w życiu wytrącona z równowagi - okryta postrzępionym, zabrudzonym prześcieradłem i kusym sweterkiem Flitwicka, chlipiąca nerwowo w wielką jak obrus chusteczkę Hagrida.

Superhamster spojrzał na Hagrida z niemym wyrzutem i poleciał za Krzaczkiem. Ale smok po raz pierwszy w życiu był naprawdę wściekły. Błyskawicznie odwrócił się i spopielił Superhamstera, a dokładniej całe jego futro oraz pelerynę z oczami.
- Krzaczkuuuu…! - Zawył Hagrid z rozpaczą. - Chodź natychmiast do mamusi, zanim stanie się coś okropnego!
Krzaczek machnął ogonem i zwalił Hagrida z nóg.
Filius pisnął i pociągnął Minerwę za łokieć.
- Minnie, musisz uciekać… uciekaj, ja go zatrzymam… uciekaj!!! - Wyszeptał gorączkowo. Minerwa podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Minnie? Minnie?! Nikt tak do mnie nie mówił od lat… - Wychlipała, po czym rozszlochała się na dobre. Filius zaczął rwać sobie włosy z głowy, widząc zbliżającą się rozwścieczoną gadzinę i leżących nieruchomo Hagrida oraz Superhamstera.
- Minnie!!! U-cie-kaj!!! - Wykrzyknął z desperacją.
- Nie! - odparła Minerwa walecznie, ocierając łzy. - Ja cię tak nie zostawię, Filiusie! – dodała, podnosząc się.
Krzaczek zaczął już wyłamywać drzwi chatki… (oczywiście łatwiej byłoby je spalić, ale przy okazji mogłaby spłonąć jego własna, prywatna Dziewica).
- Różdżka! - wykrzyknęła Minerwa tryumfalnie. – Hagrid musi mieć gdzieś tutaj swoją starą różdżkę!
Drzwi trzęsły się coraz gwałtowniej, a wraz z nimi cała chatka.
Filius wydał z siebie zwycięski pisk i sięgnął ręką za szafę. Po chwili wyciągnął stamtąd długi, zamknięty, różowy parasol…

CDN kiedyś...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin