|
Lochy Gdzie Snape mówi dobranoc...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lafiel la Fay
Członek Wizengamotu
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Lochy Severusa
|
Wysłany: Czw 10:57, 06 Lip 2006 Temat postu: MIAŁO SIĘ NIE UDAĆ - Kitiara uth Matar [Z] |
|
|
„MIAŁO SIĘ NIE UDAĆ”
Wolę, gdy ludzie popierają mnie ze strachu niż z przekonania. Przekonania są zmienne, strach zawsze jest ten sam.
[Józef Stalin]
Dobro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek musi dokonywać wyboru.
[Mahatma Gandhi]
Donośne pukanie zakłóciło przyjemną, wieczorną ciszę. Severus sapnął z irytacją i ostrożnie podszedł do drzwi, mrucząc po cichu specjalne inkantacje, aby sprawdzić, czy za progiem nie stoi przypadkiem wróg, po czym otworzył drzwi.
- Wpuścisz mnie? – spytał chudy, jasnowłosy nastolatek w czarnej pelerynie.
- Wejdź, Draco.
- Dziękuję – bąknął chłopak i przestąpił próg, a właściciel skromnego mieszkania skrzywił się na widok kapiących, z włosów i stroju gościa, kropli deszczu lejącego na zewnątrz.
- Gdzie byłeś? I dlaczego przychodzisz do mnie, a nie do matki?
- U... u niego – odrzekł krótko młodzieniec, a na jego obliczu pojawił się, na ułamek sekundy, wyraz przerażenia szybko zastąpiony irytacją. – Po co pytasz skoro widzisz to?! – z obrzydzeniem cisnął na podłogę upiorną maskę śmierciożercy, którą trzymał w dłoni.
- Dlaczego przyszedłeś do mnie? – po raz drugi spytał cierpliwie Snape.
- Matka! – prychnął nastolatek. – Po co mam iść do matki? Żeby rozpaczała i trzęsła się nade mną, jak nad jakimś mugolskim gówniarzem, który nie potrafi sobie z niczym poradzić?!
- Po to, żeby nie martwiła się bardziej niż musi – łagodnie odrzekł Severus. – Możesz zostać na noc u mnie, jeżeli chcesz. Powiadomię ją później kominkiem.
- Dzięki – odburknął nastolatek.
- Czego chciał?
- Po co mam ci mówić? Żebyś znowu zrobił wszystko za mnie? – Usta Malfoya juniora zacisnęły się w wąską kreskę. - Skoro nie chcesz... – Snape wzruszył ramionami, machnięciem różdżki przywołał butelkę starego, mocnego wina oraz szklanki i rozlał do nich szkarłatny płyn.
- Nie chcę i nie powiem! – Draco chwycił swoją szklankę i wychylił ją duszkiem.
- Nadal uważasz, że wtedy, w Hogwarcie, odebrałem należną ci chwałę? – z łagodną kpiną zapytał Snape.
- I ty i matka myślicie, że sobie sam nie poradzę... Tylko on... on tak nie myśli. - Malfoy junior usłyszał we własnym głosie niechciane drżenie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Och! Zapewne rozpiera cię duma, że mogłeś to zrobić za mnie, a ja okazałem się do tego niezdolny! Jeszcze pokażę wam wszystkim na co mnie stać! Draco krzyczał z pasją, ale Severus dojrzał w jego oczach nikły błysk strachu, rozpaczy i niepewności.
- Czy nadal uważasz, że zabrałem ci chwałę? A może uratowałem ci życie i ochroniłem przed czymś gorszym od śmierci? Od patrzenia na to jak umierają twoi bliscy... – Wzdrygnął się na myśl o tym, co działoby się, gdyby nie złożył Wieczystej Przysięgi i jej nie dotrzymał.
- Poradziłbym sobie sam! – Pasja i duma w głosie młodzieńca zostały stłumione nutą rozpaczliwego pragnienia, aby tak było.
- Nie zrobiłbyś tego, Draco – stanowczo i bardzo cicho orzekł Severus. – Nie dałbyś rady zabić Dumbledore’a, chociaż stał przed tobą bezbronny i skłaniał cię ku temu, chociaż mówił, żebyś skończył to, co zacząłeś.
- Skąd wiesz, że tak było? – Szare oczy wpatrywały się w Snape’a ze skrajnym zdziwieniem.
- Znam Dumbledore’a... znałem od lat. – Severus przełknął ślinę i głos mu zadrżał, ale tylko na ułamek sekundy, a oczy nadal pozostały zimne. - Nie dałbyś rady, Draco.
- Według ciebie jestem słaby, tak?! – Malfoy z furią cisnął szklanką o gzyms kominka i rozległ się brzęk tłuczonego szkła.
- Nic takiego nie powiedziałem. – Snape wpatrywał się w lekko drżące dłonie Dracona. – Rozbierz się i osusz – dodał, rozpalając machnięciem różdżki ogień w kominku, chociaż wiedział, że dłonie młodzieńca nie trzęsą się jedynie z zimna.
- Ale tak myślisz – powiedział cicho i niepewnie Draco i, zsunąwszy pelerynę, usiadł przy źródle ciepła, ignorując ostre odłamki szkła walające się w pobliżu.
- Nie. Niezdolność do morderstwa z zimną krwią to nie jest słabość – odrzekł łagodnie Severus.
Odpowiedziało mu wzruszenie ramion.
- Czy według ciebie to, co zrobiłem, było wzniosłe i pełne chwały? Milczysz. Tak trudno ci powiedzieć, że nie? Że był to jedynie akt przemocy. Morderstwo. Tylko i aż morderstwo. – Snape usiadł naprzeciw chłopaka. – Sam widzisz, to nie było wzniosłe i nie odebrałem ci żadnej chluby ani sławy. - Nienawidziłeś go? – spytał Draco po kilku chwilach milczenia.
- Czy nienawidziłem? Mogłem nienawidzić jedynego człowieka, który mi wierzył i szczerze mi ufał? Który widział we mnie dobro? Dobro, którego tak naprawdę we mnie nie ma, które umarło już dawno, o ile kiedykolwiek w sobie je skrywałem. A jednak on w nie wierzył... Wierzył też w dobro, które jest w tobie.
- Ale go zabiłeś... zamiast mnie. – Szare oczy wpatrywały się z chmurną uwagą w czarne i bezdenne tęczówki rozmówcy. – Złożyłeś mojej matce Wieczystą Przysięgę. I go zabiłeś. Dlacz...
- Nigdy nie zadawaj mi tego pytania, Draco – zimno i dobitnie przerwał mu Severus. – Nigdy.
Draco spuścił wzrok.
- Ale... Patrzyłeś na niego z nienawiścią. Nie rozumiem...
- Nie musisz tego rozumieć. To nie twoja sprawa, Draco. – Głos Snape’a, mimo rozdrażnienia, był łagodny i stanowczy, a Malfoy wiedział, że dalsze wypytywanie nic nie da. – I nie próbuj stosować legilimencji, dobrze wiesz, że cię odeprę.
- Wiem... – młodzieniec przełknął ślinę i zmarszczył brwi, a spojrzenie skierował na buzujące płomienie ognia. – Dumbledore... On wiedział, że go zabijesz, prawda? Wiedział... – Dłonie chłopaka zacisnęły się na mankietach jego spodni z taką siłą, że pobielały mu kostki palców. – Wiedział prawda?
Severus usłyszał strach w głosie nastolatka, co zirytowało go i napełniło dziwnym smutkiem.
- Zamknij się, Draco – powiedział ostrzej niż zamierzał. – Zamilcz i nie mów o tym nigdy więcej.
Malfoy zacisnął powieki i jakby skulił się w sobie. Przez jego ciało przebiegł dziwny dreszcz. Kiedy otworzył oczy, Snape dojrzał w nich tyle zagubienia i rozpaczy, że musiał odwrócić wzrok.
- Miało się nie udać, prawda? – Głos młodzieńca zabrzmiał dziwnie głucho i pusto. - On nie chciał, żeby mi się udało. Dlatego był taki wściekły, dlatego mnie torturował... Ze złości na mojego ojca. I nadal jest zły. – Draco zacisnął mocno prawą dłoń na swoim lewym przedramieniu. Na ułamek sekundy w jego oczach odmalowały się niepokój, odraza i jakaś dziki, opętańczy błysk.
- Nie mnie osądzać, czego chciał lub nie chciał Czarny Pan – chłodno odrzekł Severus. – Tobie powierzył zadanie, ale stało się inaczej, bo ja je wykonałem. To normalne, że się zdenerwował. Czarny Pan jest jednak zadowolony, że Dumbledore nie żyje.
- Ale nie jest zadowolony, że ja także żyję... – Głos Malfoya był bardzo cichy i nieznacznie drżał.
- Czarny Pan cię sprawdza – wymijająco odparł Snape, starając się nie czuć tego wszystkiego, co czuł. – Jest zły, to prawda, ale sprawdza twoje możliwości.
- Wiem. Ale i tak dał mi samobójczą misję, która nie mogła się powieść – powiedziawszy to potrząsnął głową, jakby zrzucał z siebie jakiś niechciany ciężar, a jego oblicze przybrało znowu zacięty wyraz. - Wszystko przez mojego ojca. Ale ja udowodnię, że jestem godny jego zaufania i najwyższych zaszczytów. – Oczy mówiącego zalśniły chorobliwym blaskiem. – Już nigdy go nie zawiodę.
- Jak bardzo go nienawidzisz za to, co ci zrobił? – spytał nagle Snape.
- Jak śmiesz! - Draco zerwał się z furią na równe nogi. – Jak śmiesz mówić, że nienawidzę mojego pana!! – wrzasnął. - Kogo nienawidzisz bardziej? – ciągnął nieubłaganie starszy czarodziej. - Ojca, przez którego trafiłeś w nasze szeregi tak wcześnie, czy jego za to, że wystawia cię na najcięższe próby pod groźbą pozbawienia śmierci twoich rodziców i ciebie? A może mnie za to, że mówię ci prawdę?
- Jak śmiesz! Mówisz jak zdrajca! Doniosę na ciebie...
- I komu uwierzy Czarny Pan? Chcesz ściągnąć na siebie jeszcze większy jego gniew? Usiądź i się uspokój. I posłuchaj głosu rozsądku. Wściekanie się i zaprzeczanie prawdzie nic nie da.
Malfoy usiadł i wpatrywał się z niechęcią i żalem w Snape’a.
- Bardzo oberwałeś?
- Tylko kilka Cruciatusów – Draco zarumienił się na wspomnienie własnego krzyku.
- Jesteś obolały?
- Tak...
Snape wstał i po chwili podał gościowi fiolkę.
- To jeden z lepszych eliksirów przeciwbólowych, wypij kilka łyków.
- Dziękuję – odpowiedział Draco chwilę później, oddając buteleczkę właścicielowi.
- Nie ma za co.
- Miało się nie udać – powtórzył cicho chłopak. – Miało się nie udać, widziałem to w jego oczach. Triumf i pogardę, radość stłumioną irytacją – mówił bardziej do siebie niż do Severusa.
Jakbym by dokuczliwą muchą, drażniącą go swoim bezmyślnym byczeniem - pomyślał i szybko odrzucił tą okropną i niedorzeczną myśl.
- Chcę żeby był ze mnie dumny, chcę mu służyć, ale on patrzy na mnie z niechęcią.
- To normalne, że czujesz nienawiść, że się buntujesz...
- Przeciw niczemu się nie buntuję! ROZUMIESZ?!
- To normalne, że się boisz.
- ZAMKNIJ SIĘ! – Draco zerwał się na równe nogi, a w oczach miał łzy wściekłości. – Zamknij się!
- Usiądź.
- Nie będziesz mi rozkazywał!
- Nie rozkazuję ci, proszę cię, żebyś się uspokoił i usiadł.
Malfoy popatrzył na Snape’a z nienawiścią i przebijającym przez furię strachem, który tak bardzo starł się ukryć.
- Bellatrix dobrze cię wyćwiczyła w oklumencji i legilimencji, ale kiedy jesteś w takim stanie raczej trudno ci opanować swój umysł. Dlatego radziłbym nie wpadać w złość.
- Nienawidzę cię – wycedził chłopak.
- To po co przychodzisz właśnie do mnie? – W cichym głosie Severusa zabrzmiała łagodna drwina.
Odpowiedziała mu cisza.
- Dlaczego przychodzisz do mnie, skoro mnie nienawidzisz? Chcesz mnie nienawidzić, prawda? Mogę to zrozumieć, łatwiej czuć nienawiść do mnie niż do niego.
- Ty nic nie rozumiesz – prychnął Malfoy z pogardą i odwrócił wzrok od czarnych, świdrujących oczu Snape’a.
- Spójrz na mnie, Draco – powiedział Severus, po czym wstał i położył dłonie na ramionach młodszego śmierciożercy.
Malfoy podniósł wzrok i Snape znowu mógł dostrzec w szarych tęczówkach zagubienie i niepewność, chociaż młodzieniec starał się patrzeć na niego wyzywająco.
- Rozumiem więcej, niż ci się wydaje, Draco. I nie myślę o tobie źle. Wiesz o tym i dlatego przyszedłeś do mnie. Za nic cię nie potępiam.
- Nie potrzebuję twojej litości, nie musisz mnie traktować jak gówniarza i we wszystkim mi pomagać. – Chłopak gniewnie strącił dłonie starszego czarodzieja ze swoich ramion.
- Nie traktuję cię w ten sposób i dobrze o tym wiesz, Draco. Wiesz o tym doskonale, dlatego tu jesteś. Ale ja nie dam ci recepty na to, co w życiu najważniejsze, nie dam ci przepisu na to, co i jak masz robić. Ty sam musisz odpowiedzieć sobie na wszystkie trudne pytania. Sam musisz zdecydować czego naprawdę chcesz.
- Wiem czego chcę! – warknął Draco. – Całym sercem chcę służyć Czarnemu Panu, chcę być jego najwierniejszym sługą, chcę zdobyć jego bezgraniczne zaufanie! – Młodzieniec mówił coraz głośniej i coraz bardziej gorączkowo. – Ja będę tym najwierniejszym i największym, nie ty! Tego właśnie chcę!
- Naprawdę? – bardzo cicho i łagodnie spytał Severus, nie oczekując odpowiedzi. – Naprawdę, Draco?
Mina chłopaka wyrażała najwyższą konsternację pomieszaną ze złością i żalem.
- Naprawdę! – odrzekł bardzo głośno i bardzo rozpaczliwie.
- Nie muszę ci mówić, jak żałośnie to brzmi, prawda?
- Nienawidzę twojej litości i ciebie też. – Draco wypluł te słowa z pogardą i tupnął nogą jak rozwydrzone dziecko, ale wyglądał jednocześnie tak, jakby był bliski płaczu.
- Tak lepiej. Byłbyś bardziej wiarygodny mówiąc cicho i gdyby twój głos tak się nie załamywał i nie drżał. Rzeczywiście, ogarnia mnie litość. Bo mówisz i wyglądasz jak człowiek bliski szaleństwa, albo załamania nerwowego. Musisz coś z tym zrobić, ale sam. Sam musisz podjąć najważniejsze decyzje w swoim życiu. Nikt za ciebie tego nie zrobi.
- On mnie zabije... – Dracona nie obchodziło już, jak żałośnie musi brzmieć i wyglądać. - Każe mi patrzeć jak umiera moja matka, a potem mnie zabije...
- Uspokój się i usiądź. – Snape przywołał różdżką jedno z krzeseł i praktycznie posadził na nim Malfoya, który się w ogóle nie opierał. – I weź się w garść.
- Zabije mnie... – Draco siąpnął nosem i potarł nerwowo lewe przedramię.
- Co musisz zrobić?
W odpowiedzi młodzieniec jedynie niespokojnie potrząsnął głową i ukrył twarz w dłoniach.
- Draco...
Nerwowy, krótki śmiech, który usłyszał Severus, zmroził mu wnętrzności.
- Mam zabić McGonagall, Alastora i Lupina... Sam. – Dwie ogromne łzy skapnęły na posadzkę. – I mam mu przyprowadzić Pottera. Całego i zdrowego, tak, żeby sam mógł się nim zająć. Mam to zrobić sam, zupełnie sam... Podejrzewam, że nie powinienem ci nawet o tym mówić... Już jestem martwy.
Tym razem śmiech Dracona zabrzmiał jeszcze bardziej upiornie, a Snape poczuł się dziwnie zagubiony.
- Przestań – warknął z rozdrażnieniem
- Już jestem martwy – powtórzył Malfoy, tym razem zadziwiająco spokojnie.
– Pewnie sam mi powie, mówi mi wszystko, ufa mi tak samo jak ufał mi Dumbledore – sarkastycznie oznajmił Severus. - Ile masz czasu? – spytał, a jego własny głos wydał mu się dziwnie pusty.
- Pół roku. – Blada twarz Malfoya nie wyrażała w tym momencie żadnych uczuć
- Pół roku... – automatycznie powtórzył Snape.
- Tak...
Severus potarł lewe przedramię, które odezwało się tępym, ćmiącym bólem.
- Wzywa mnie. Poczekaj spokojnie i sprzątnij to szkło.
Draco skrzywił się, ale skinął posłusznie głową, wpatrując się bezmyślnie w leżącą na środku posadzki białą maskę.
- Idziesz dowiedzieć się, że nie masz prawa kiwnąć palcem, żeby mi pomóc – szepnął Malfoy, gdy Snape już otwierał drzwi.
Severus jedynie na niego spojrzał, nie odzywając się nawet słowem. Obaj wiedzieli, że Draco ma rację.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Angel
Opiekun Gryffindoru
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: z magicznego ogrodu
|
Wysłany: Czw 15:55, 13 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Kolejne warte przeczytania opowiadanie Kit. Im więcej czytam dzieł jej autorstwa tym bardziej przekonuję się jak duży drzemie w niej talent. Jestem ciekawa czy w przyszłości zobaczę książkę jej autorstwa. Mówiąc szczerze wcale by mnie to nie zdziwiło. Łatwość z jaką Kitiara opisuje uczucia targające każdym z bohaterów jest godna pochwały. Naprawdę gratulacje Kit.
P.S. Chciałabym kiedyś dostać książkę z twoim autografem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pacyyynka
Mugol
Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: jak wszyscy . od bociana:P
|
Wysłany: Pią 16:29, 21 Lip 2006 Temat postu: Re: MIAŁO SIĘ NIE UDAĆ - Kitiara uth Matar [Z] |
|
|
"pozbawienia śmierci twoich rodziców "
chyba powinno byc "pozbawic zycia"
"Jakbym by dokuczliwą muchą, drażniącą go swoim bezmyślnym byczeniem"
mucha chyba bzyczy , a nie byczy (chociaz moge sie mylic) , wiec raczej "bZyczeniem"
tak poza tym , opowiadanie chociaz krotkie , bardzo ladne i.... "prawdopodobne"?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|