Szarooka
Mugol
Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 21:45, 11 Cze 2006 Temat postu: Oko szeroko otwarte (całość) |
|
|
Opowiadanie z pojedynku na Mirriel
Warunki pojedynku:
Tytuł: dowolny
Długość: do 3 stron w Wordzie Timesem 12
Gatunek: opowiadanie, komedia i/lub parodia
Temat: jeden dzień z życia któregoś z nauczycieli Hogwartu
Beta: Mandragora (Żmijka)
Oko szeroko otwarte
(czyli dzień z życia Sybilli T.)
Dzień rozpoczął się wielkim hukiem. Huk ów spowodowany został przez substancję materialną, znaną w Hogwarcie jako Sybilla Trelawney (tudzież Albusie-Dlaczego-Jeszcze-Jej-Nie-Zwolniłeś?), a ta z kolei powodowana była substancją niematerialną zwaną Wewnętrznym Okiem (tudzież Byłaś-Ostatnio-U-Okulisty?). W skrócie: wróżka „zjechała” z drabinki, efektownie wkomponowując się w podłogę. A wszystko przez jeden sen. Była w nim wojna straszliwa i morze krwi rozlało się aż po horyzont, i przyszedł mór i pożoga, i ciemność zapadła, i chaos objął we władanie to, co ocalało, a było tego niewiele. A Wewnętrzne Oko Sybilli to wszystko WYWIESZCZYŁO. We śnie, rzecz jasna. Ale zanim to do niej dotarło, była już w drodze do Dumbledore’a, aby oznajmić mu tę radosną nowinę, mogącą spełnić funkcję karty przetargowej w kwestii jej przyszłości jako pedagoga. Co z tego, że podobne sytuacje zdarzały się przynajmniej raz w tygodniu? Posada Naczelnego Oka Hogwartu była tego warta, więc Sybilla robiła co się dało, aby ją zachować, wliczając w to coraz częstsze opuszczanie swojej wieży, choć niekoniecznie w takim tempie, jak robiła to teraz. Potem był już tylko wrzask, huk, ból i ciemność. Dwa pierwsze, jako zjawiska z natury swej krótkotrwałe, przeminęły szybko. Podobnież ciemność – ta z kolei ustąpiła, jak tylko Trelawney wydobyła z dywanu swą fizys z całym arsenałem oczu (sztuk pięć, w tym dwie w oprawkach). Ból, jak to najczęściej bywa – pozostał.
Przeklinając pod nosem, kobieta powoli wstała i otrzepała się.
– Wojna, hę? Krew? Chaos? Wydłubię... Obiecuję, że wydłubię... grrr... – zamruczała groźnie.
– Ciekawe jak to zrobisz? Zapomniałaś, że jestem Wewnętrzne? Jesteś na mnie skazana.
– Nie będę cię słuchać!
– Czyżby? Nie masz wyjścia. Wywalą cię. Ta wyleniała szkapa z chęcią weźmie CAŁY etat.
– Nie przypominaj mi o tym! Albus jeszcze pożałuje, że go zatrudnił. Jak zwykle nikt mnie nie słuchał. A ostrzegałam, ostrzegałam...
– Kto ostrzegał, ten ostrzegał...
– ...ostrzegałam, żeby nie wpuszczać tego konia tro... troi mi się w oczach... – wyszeptała z przerażeniem Sybilla, wpatrując się w jeden z obrazów wiszących na ścianie. – Mam wstrząs mózgu! Ja umrę! – wrzasnęła spanikowana.
– Na szczęście dla ciebie i nieszczęście dla mnie, to ja zajmuję się wieszczeniem – zreflektowało spokojnie Oko. – A teraz bądź łaskawa spojrzeć, co jest napisane pod obrazem.
– „Snape jest głupim nietoperzem.”
– Niżej!
– „Black ma pchły.”
– Wyżej!
– „Trojaczki Littlepigs. Twórcy zaklęć budowlanych.”
----------------------------
Sybilla spacerowała po korytarzach Hogwartu, starając się słuchać wykładu Oka, jednakże był to ten sam wykład co wczoraj i przedwczoraj, więc była już trochę znudzona. Oko zauważyło to oczywiście, jednak nie przeszkadzało mu to kontynuować wypowiedzi.
– ...najważniejsza jest MARKA. Dobra marka. I towar sam się sprzedaje, a my leżymy i popijamy pinakoladę. Ale na to, jak JUŻ wiesz, trzeba zapracować, więc powtórzmy: po pierwsze?
– Yyy...rynek zbytu? Każdy czarodziej, charłak i mugol to potencjalny klient.
– Dobrze. Po drugie?
– Towar. Przede wszystkim jakość. Dobry towar jest pożądany. Jak nie masz towaru – improwizuj, ale przekonująco.
– Po trzecie?
– Catering.
– Ta... co? Catering?
– No... tak. A kto mi mówił: „musisz się sprzedawać”? Jakkolwiek dwuznacznie to brzmi?
– O Sokratesie i cykuto twoja! Nie catering, tylko MARKETING! Musisz sprawić, by klienci sami do nas przychodzili, spragnieni wiedzy o przyszłości. Musisz wytworzyć wokół siebie odpowiednią aurę, pokazać, że jesteś Tą-Która-Ma-Oko. Nie możesz spoufalać się z potencjalnymi klientami. Tajemniczość jest jednym z podstawowych atrybutów wróżki i wypróbowanym chwytem marketingowym. W naszym przypadku, zachowanie dystansu wobec ludzi odgrywa istotną rolę w kreowaniu wizerunku, dlatego natychmiast przestań się oblizywać na widok tego wielkonosego gacka, zanim to zauważy.
– Severus... – rozckliwiła się Sybilla, wzdychając znacząco i nie przejmując się zupełnie biadoleniem Oka.
– Brzydal – stwierdziło filozoficznie Oko. – Cholera, idzie tu. Wytrzyj ślinę! Bacz na markę! Trzymaj styl!
Severus Snape zbliżał się nieubłaganie. I bynajmniej nie w przyjaznych zamiarach. Wróżka, otrzeźwiona ulewą z chmury, w jaką zmieniło się spojrzenie Snape’a, przełknęła głośno gulę, która utworzyła się jej w gardle.
– Gałko... gałeczko... – wyszeptała błagalnie. – Ratuj!
– Teraz to „gałeczko” – odrzekło Oko z sarkazmem. – Jak zwykle, jak trwoga, to do Oka – westchnęło. – No dobrze, powtarzaj za mną: Severusie, moje Wewnętrzne Oko mówi mi, że...
Jak tylko Sybilla zaczęła powtarzać słowa Gałeczki, Mistrz Eliksirów zatrzymał się, po czym, załopotawszy połami szaty, zagarnął swoją chmurę i zniknął w otchłani korytarza. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
-----------------------------
– ...i pamiętaj – bacz na markę! – Oko przypomniało po raz ostatni zanim Sybilla otworzyła drzwi. Gdy weszła do pokoju nauczycielskiego, oczom jej wszystkim ukazał się centaur. Zmarszczyła brwi, ale po chwili jej twarz złagodniała i wróżka z uśmiechem zwróciła się do „kolegi po fachu”.
– Wiesz, Firenzo, nadal nie mogę się nadziwić, że Albus pozwala ci...
– ... paradować po szkole bez bielizny...
– ...palić ziołowe ogniska w klasie. Zwłaszcza, że nie jest to szałwia z hodowli Pomony. – Sybilla zmrużyła oczy i spojrzała podejrzliwie na centaura, który jednak nie kwapił się, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Wróżka „rozprostowała” spojrzenie i skwitowała milczenie Firenza jednym zdaniem. – Cóż, moje Wewnętrzne Oko mówi mi, że Albus najwyraźniej musi mieć...
– ...nie po kolei w głowie...
– ...w tym jakiś, sobie tylko znany cel, skoro aprobuje takie...
– ...świecenie gołym zadem...
– ...praktyki wobec niewinnych uczniów.
– ...i napalonych uczennic.
Centaur przez chwilę świdrował wzrokiem chudą kobietę stojącą przed nim, po czym, wymamrotawszy coś w rodzaju: „Mars świeci jasno, wojna jest blisko”, wyszedł z pokoju nauczycielskiego, z gracją stukając kopytami o posadzkę.
Trelawney westchnęła i odwróciwszy się w stronę Snape’a, z niewinną miną zapytała, czy może „obejrzeć jego fusa”. Mistrz Eliksirów zareagował na tę propozycję iście po gryfońsku. Najpierw wizualnie, gdy jego twarz przybrała barwę przewodnią godrykowego Domu, a po chwili poprzez działanie, gdy, zrozumiawszy faktyczne intencje wróżki, zaczął zaciekle bronić zawartości swojej filiżanki. Usiłując przekonać starszą koleżankę do zaniechania ofensywy na jego „własne, prywatne osady na dnie własnej, prywatnej filiżanki”, Severus zaborczo przycisnął naczynko do czarno odzianej piersi. Niestety, zrobił to na tyle gwałtownie, że przedmiot zainteresowania, napotkawszy na swej drodze ścianę męskiego ciała, uległ rozproszeniu w przestrzeni. Porcelanowe szczątki ofiary zostały szybko uprzątnięte zgrabnym Reparo Minerwy, wraz z resztą ciała pedagogicznego przyglądającej się całej sytuacji. Jej wzrok spoczął na guziczkach Snape’a. Nie uszło to uwadze innych, a zwłaszcza Sybilli, która przyjrzawszy się fusom, oblepiającym małe, czarne kamyczki, rzekła:
– Wiesz Severusie, moje Wewnętrzne Oko mówi mi, że masz problem... – Nie dokończyła jednak, pamiętając o uwagach Gałeczki na temat tajemniczości. Uśmiechnęła się więc najbardziej tajemniczo jak potrafiła i opuściła pokój, zostawiając skonsternowanego Mistrza Eliksirów na pastwę rozbawionych nauczycieli. Zdążyła jeszcze usłyszeć komentarz McGonagall:
– Naprawdę masz problem, Severusie. Wiesz jak ciężko sprać plamę z magicznie doprawianej herbaty?
------------------------------
Wracając wieczorem do swoich komnat, Sybilla ujrzała Remusa Lupina, stojącego przed obrazem trojaczków i dyskutującego z przejęciem, z postaciami znajdującymi się na nim. W tym samym momencie jednak, Oko również poczuło nieodpartą potrzebę dyskusji, a raczej monologu filozoficznego na temat dbałości o markę, zagłuszając skutecznie zarówno wilkołaka, jak i obraz. Sybilli udało się usłyszeć jedynie fragment rozmowy:
– Huff and puff?* ŻE JAK?! Grozisz nam?!
– HUFFLEPUFF, powiedziałem – odrzekł Remus lekko zdenerwowany oskarżeniami. – Pytałem, czy naprawdę byliście w Domu Borsuka? Wasza, słynna zresztą, pracowitość potwierdzałaby to, ale czarownica z Redhood twierdzi, że to kłamstwo.
– Ta w czerwonej pelerynie? – zapytały trojaczki.
– Tak.
– No cóż, faktycznie ma rację. Nie byliśmy w Hufflepuffie. Tak naprawdę jesteśmy ze Slytherinu. Tylko nikomu ani mru mru!
– Co? Ale... dlaczego więc... jak... – zaskoczenie Lupina nie pozwoliło mu na skonstruowanie logicznej wypowiedzi. Zamilknął więc i tylko spojrzał pytająco na postacie z obrazu, które chichocząc, powiedziały tylko dwa, niezrozumiałe dla Remusa słowa, wprawiając go w jeszcze większą konsternację.
– Chwyt marketingowy...
Sybilla Trelawney uśmiechnęła się do swojego Oka.
* chuchać i dmuchać
Post został pochwalony 0 razy
|
|