Lafiel la Fay
Członek Wizengamotu
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Lochy Severusa
|
Wysłany: Czw 16:21, 08 Cze 2006 Temat postu: Romantycznośc - Kitiara uth Matar HG/DM |
|
|
Kitiara uth Matar -Pozwolenie jest
Romantyczność
Na Merlina – pomyślał Severus, budząc się w jesienny, cudownie słoneczny poniedziałkowy poranek i nieporadnie, na oślep wyłączając budzik, który, zawsze bardzo głośny, dziś brzmiał dla Mistrza Eliksirów jak ryk stada rozjuszonych smoków.
Według aktualnej percepcji Snape’a, słońce mogłoby przyświecać nieco lżej, a najlepiej, gdyby nie świeciło wcale i przestało wzmagać ból jego nieszczęsnej głowy udręczonej wysokoprocentową ognistą whisky skombinowaną przez Mundungusa, która teraz uporczywie odzywała się nie tylko sensacjami pod czaszką, ale i suchością w gardle.
Severus powoli wstał z łóżka, próbując nie potknąć się o nic i uchylając powieki do niezbędnego minimum, aby uniknąć kaskady cierpienia przywodzącego na myśl rozpadanie się czaszki na dwoje, poczłapał prawie po omacku do szafeczki z eliksirami podręcznymi, które trzymał na własny użytek. Klnąc pod nosem wszelkie popijawy, nawet te, które świętują kolejne małe zwycięstwo w wojnie z poplecznikami Czarnego Pana, wymacał podłużną fiolkę z wygrawerowanym w szkle wężem. Otworzył na oścież prawe oko, by upewnić się, czy to ta właściwa buteleczka, co zabolało tak, że omal nie wrzasnął. Zamiast tego, bardzo cicho i ochryple powiedział „o, żesz [brzydkie słowo]”, a następnie odkręcił flakonik i uszczuplił go o trzy łyki zbawiennego eliksiru łagodzącego stan przepojenia alkoholowego. Specyfik miał jedną wadę - zaczynał działać po trzydziestu minutach od wypicia, a pełne skutki „odkacowania” były widoczne dopiero po trzech godzinach.
Nie miał siły się ubrać ani wziąć prysznica, więc powlekł się z powrotem na posłanie, z zamiarem spędzenia tam kolejnych dwóch lub trzech kwadransów. I tak nie byłby w stanie nic przełknąć na śniadaniu, a tym bardziej nie mógłby słuchać radosnego i promieniującego świeżością Dumbledore’a, którego nie imały się żadne przepicia, kace i tym podobne, chociaż staruszek pił tyle co inni, a może nawet dorównywał staremu, dobremu, cwanemu Dungowi. No tak, ale Dung, w przeciwieństwie do dyrektora Hogwartu, miewał kaca.
Severus nastawił budzik na dziewiątą, bo pół godziny później miał zajęcia z siódmą klasą Gryffindor-Slytherin.
Znowu Potter – syknął mało radośnie, przymknął powieki i opatulił się szczelnie kołdrą.
***
Kiedy Mistrz Eliksirów szedł do pokoju nauczycielskiego po dziennik klasy, z którą miał mieć zajęcia, natknął się na widok nadwątlający nerwy: Gina Sundblade, Krukonka z piątego roku, i Gerry Witehouse, szóstoroczny Puchon, namiętnie całowali się we wnęce korytarza.
Cholernie romantyczne – cicho warknął Snape i już miał zamiar odjąć zuchwalcom mnóstwo punktów, kiedy nagle przypomniał sobie o czymś i stanął jak wryty. Zamrugał, zgrzytnął zębami i szpetnie zaklął. Zaklął na tyle głośno, że wspomniana parka oderwała się od siebie i pomknęła jak najdalej od sfery skażonej możliwością uzyskania szlabanu lub utraty setki punktów bądź też, co najbardziej prawdopodobne, jednego i drugiego.
Severus przypomniał sobie, jaki eliksir miał być warzony tego dnia i poczuł gorzki smak w ustach oraz ochotę opuszczenia zajęć. Nic prostszego; wystarczyło powiedzieć dyrektorowi, że źle się czuje, co nie odbiegało daleko od rzeczywistej sytuacji. Po prawdzie, pod czaszką Mistrza Eliksirów nie galopowało już stado hipogryfów i Snape nie miał już wrażenia, że każdy napotkany promień słoneczny rozsadza mu gałki oczne, ale nadal czuł suchość w gardle i bolała go głowa. Czuł też mdłości, które nasiliły się znacznie, gdy dwa gruchające gołąbki uświadomiły mu, że ma nauczyć kochaną klasę przyrządzania Wywaru Lirycznego. Snape nie wiedział, kto wymyślił tak durną nazwę i nie chciał tego wiedzieć. Nie rozumiał też, po co ostatni rocznik miałby się zajmować takimi bzdurami i po cholerę wzbudzać w ludziach nastrój romantyczny?
Severus Snape jeszcze raz zgrzytnął zębami i żołnierskim krokiem ruszył po dziennik. Nie pozwoli Dumbledore’owi przekonywać się pełnym entuzjazmu radosnym tonem, że takie nastrojowe zajęcia „na pewno poprawią mu humor i poczuje się dużo lepiej”. Największy ból sprawiała Severusowi świadomość, że Wywar Liryczny nie czynił z zażywającej go osoby wytrawnego poety czy romantyka o wzniosłej duszy. Po prostu uwrażliwiał na piękno i wydobywał romantyzm nawet z najbardziej topornej lub pragmatycznej jednostki ludzkiej. Oznaczało to, że ktoś o znikomych talentach muzycznych może zacząć fałszować, tworząc własne pieśni miłosne, tudzież wyżywać się już na tych powstałych.
Jeszcze tylko brakowało mi romantycznej Granger, wywracającej gałkami ocznymi Parkinson, Pottera śpiewającego serenady i Malfoya mówiącego wierszem...
Nadchodzące zajęcia miały jeden plus; uczniowie już nie raz wygłupili na lekcji i Snape był pewien, że tym razem będzie tak samo.
***
- Może udam, że bardzo boli mnie brzuch…
Snape patrzył na niego wybitnie nieprzychylnie, a jego paskudny uśmieszek nie nastrajał Pottera do zachowania pełnego opanowania koniecznego w czasie warzenia eliksirów.
- Harry, nie możesz za każdym razem, gdy jesteś nieprzygotowany do lekcji, udawać chorego. Zwłaszcza na eliksirach - Hermiona spojrzała na niego z naganą, a jej głos przybrał najbardziej znienawidzony przez Harry’ego, kaznodziejski ton.
- Okey, ale on mnie kiedyś naprawdę zabije – syknął w odpowiedzi zielonooki, a jego przyjaciółka rzuciła mu spojrzenie oznajmiające „przesadzasz, Harry”.
- Minus pięć punktów od Gryffindoru. O ile pamięć mnie nie myli, lekcja już się zaczęła, panie Potter, więc racz się skupić, zamiast prowadzić miłosną konwersację z panną Granger.
Draco Malfoy wykrzywił usta w sardonicznym, lekko pogardliwym uśmieszku, wzbudzając w Potterze chęć mordu, a Pansy Parkinson zachichotała, zasłaniając palcami usta i rzucając Hermionie złośliwe, pełne wyższości spojrzenie.
W takich chwilach panna Granger przestawała pamiętać o tym, że jest grzeczną i układną Gryfonką skupioną przede wszystkim na swojej czarodziejskiej edukacji.
- Kiedyś rzucę w nią klątwą łysienia albo czymś podobnym – syknęła przez zaciśnięte zęby, jednocześnie nieprzychylnie i złośliwie uśmiechając się do Pansy.
Parkinson szybko musiała się uspokoić, bo zimne spojrzenie nauczyciela zatrzymało się na niej, sprawiając, że krew w jej żyłach na chwilę przestała krążyć. Wśród kadry nauczycielskiej nikt nie potrafił paraliżować wzorkiem tak jak Snape.
- A mogłabyś przy okazji wykastrować Malfoya i Snape’a? – szepnął Harry, obserwując przy tym uważnie Severusa.
Snape to nauczyciel, Harry – mówiło spojrzenie jego przyjaciółki
- Będziemy dziś warzyć mało użyteczny i całkowicie niepotrzebny adeptom Hogwartu, eliksir o dużo mówiącej i romantycznej nazwie Wywar Liryczny – Snape skrzywił się przy ostatnich słowach, jakby mówił o odchodach wiwerny lub o czymś równie paskudnym.
Przez kolejnych kilka minut uczniowie słuchali o skutkach rzeczonego wywaru, szybko notując rzeczy najważniejsze i starając się nie prosić Snape’a o powtórzenie. Groziło to bowiem... No dobrze, młodzi czarodzieje i czarownice nie wiedzieli czym to grozi, ale doskonale zdawali sobie sprawę z uczulenia Mistrza Eliksirów na wszelkie przejawy romantyczności i woleli nie ryzykować.
- No, zobaczymy, jak działają wasze specyfiki – Snape uśmiechnął się cierpko. Właśnie sobie przypomniał, dlaczego jednak za każdym razem szedł na te zajęcia. Z bólem, ale szedł. Omal nie zachichotał złośliwie, uświadamiając sobie, że zaraz usłyszy Pottera deklamującego wiersze, śpiewającego lub robiącego coś równie głupiego.
- Nie czuję się dziś najlepiej, więc nie będę wszystkim wam kazał pić eliksiru, bo mógłbym paść trupem od nadmiaru liryczności, co zapewne niektórzy z was przyjęliby z ulgą – zakpił Severus, wydymając lekko swoje wąskie usta i posyłając znaczące spojrzenie Potterowi.
Ciekawe, skąd mam pewność, że mi na pewno każe się napić – sarkastycznie i jednocześnie żałośnie pomyślał Harry, a współczujący wzrok Hermiony sprawił, że poczuł się jeszcze gorzej. Malfoy patrzył na niego z pełną pogardy i złośliwej uciechy wyższością, pewny, że nie będzie zmuszony, w przeciwieństwie do Pottera, robić z siebie pajaca. Harry nienawidził go w tej chwili bardziej niż Mistrza Eliksirów.
Snape zajrzał do kociołka Hermiony i skinął z uznaniem głową, krzywiąc się przy tym niechętnie. Potem przemaszerował dookoła sali, oglądając wyniki wszystkich uczniów. Harry’emu ulżyło, gdy Snape nie zareagował w żaden sposób na jego eliksir. Przy kociołku Pansy, Snape przystanął i cmoknął z niesmakiem.
- Parkinson, czemu to jest zawiesiste i mieni się kolorami tęczy? – spytał łagodnie Severus.
- Nie wiem, sir...
Hermiona uśmiechnęła się bardzo złośliwie. W takich chwilach Harry cieszył się, że jest jej przyjacielem, a nie wrogiem.
- Za dużo miłorzębu i krwi salamandry ognistej? – zastanowił się uprzejmie Snape.
- Chciałam go udoskonalić, sir...
Hermiona musiała zakryć usta dłonią, by nie parsknąć śmiechem.
- Mówiłem Pansy, żeby nie przesadzała z krwią i ....
- Czy ja cię pytałem o zdanie, panie Malfoy? – łagodny i fałszywie słodki głos Severusa przerwał pełną służalczości wypowiedź Dracona.
Malfoy umilkł urażony.
- Przepraszam, sir – bąknął cicho.
- Wasza koleżanka chciała być mądrzejsza niż ładniejsza – oznajmił klasie Snape, a w jego oczach Hermiona dostrzegła politowanie. – Osobiście odradzam takie eksperymenty...
- Parkinson, na następne zajęcia napiszesz mi dwie rolki pergaminu na temat „Dlaczego niewykwalifikowany warzyciel nie powinien eksperymentować ze składem eliksirów” i jedną rolkę, w której opiszesz, jak należy przygotować Eliksir Liryczny. A twój tęczowy klajster możemy zlikwidować – mówiąc ostatnie słowa, Severus wyczyścił machnięciem różdżki kociołek Pansy.
- Był taki ładny – z żalem oznajmiła dziewczyna.
Mistrz Eliksirów nie silił się nawet na komentarz.
Jak ta idiotka z mózgiem trollicy dostała się na Eliksiry Zaawansowane? – pomyślała Hermiona, wpatrując się w Ślizgonkę z mieszanką odrazy i rozbawienia w oczach.
Draco Malfoy wyglądał na lekko zażenowanego ostatnimi słowami Pansy, a Blaise Zabini patrzył na swoją koleżankę z Domu tak jak nauczyciel – z politowaniem.
Większość obecnych była po prostu rozweselona
- No dobrze, droga młodzieży. Kogo by tu wytypować do eksperymentu? – łagodnie zastanowił się na głos profesor, udając, że nie ma pojęcia, kto do będzie.
– Czy ktoś zgłasza się na ochotnika? – spytał uprzejmie, wodząc wzrokiem od ucznia do ucznia.
Przez kilka chwil było bardzo cicho, a Snape miał minę, która sugerowała, iż jest zaskoczony brakiem chętnych.
- Trudno, jestem zmuszony sam wybrać dwóch chętnych panów.
- Nie lepiej dziewczynę i chłopaka, panie profesorze? Żeby porównać skutki... Proponuję Pottera i Granger. Albo nie... Niech będzie Pansy Parkinson, zapewni lepszą rozrywkę.
- Z wiekiem zaczynasz być bezczelny – Severus rzucił uczniowi spojrzenie pełne zdziwienia, ciekawości i nawet podziwu. – Po pierwsze, masz dziś o ósmej szlaban z Filchem, po drugie, sam wiem, kogo mam wybrać, Zabini.
- Wiedziałem – Blaise wzruszył ramionami.
- To trzeba było nie otwierać ust – cicho zakpił Snape. – I lepiej milcz, jeśli nie chcesz mieć trzech szlabanów z twoim ukochanym woźnym, Zabini. Aczkolwiek, żeby sprawić ci chociaż trochę radości... wybiorę Pottera i... - nauczyciel teatralnie się zawahał – ...powiedzmy... pana Malfoya. Tak, myślę, że to dobry wybór.
Harry tak się zdziwił, że nawet nie jęknął rozpaczliwie, a Draco zrobił komicznie zdumioną i przestraszoną minę.
- Ale, panie profesorze, to chyba jest żart....
- Malfoy, masz szlaban razem z kolegą Zabinim. Ja nie żartuję na lekcjach, chyba przez tyle lat zdążyłeś się już tego nauczyć – gładko odrzekł nauczyciel, sprowadzając Ślizgona na ziemię z krainy mrzonek. – Czy to jasne? – Severus uniósł brew i wbił wyczekujące spojrzenie w krnąbrnego ucznia.
- Tak jest, sir – niechętnie, acz grzecznie i ze spuszczoną głową odpowiedział Draco.
- Och, jak miło! Może ułożysz dla mnie poemat, Draco? – zaszczebiotała Pansy, sprawiając, że Hermiona otworzyła na chwilę usta z rozpaczliwego zdziwienia nad jej pustotą.
- Pansy, proszę... – syknął Draco cicho do Ślizgonki, rumieniąc się mocno.
No to kaplica, kaplica, kaplica... – myślał ze strachem Malfoy. – Mój towarzyski KONIEC...
Kilka minut później zaskoczony Severus obserwował Ślizgona, który odstawia farsę swojego życia. Potter jedynie patrzył w sufit, jakby tam szukał natchnienia i Snape miał nadzieję, że tak mu zostanie do końca zajęć.
Na początku wydawało się, że Malfoy jest niepodatny na działanie Wywaru Lirycznego. Gdy go wypił, stał przez kilka chwil w napięciu, a kiedy nic się nie stało, wzruszył ramionami i odetchnął z ulgą. I właśnie wtedy jego wzrok padł na Hermionę, która obserwowała go z kpiącym półuśmiechem. Poczuł się tak, jakby strzelił w niego piorun. Zamarł, a jego oczy zalśniły uwielbieniem i czcią.
- O, boska! – wykrzyknął, sprawiając, że Pansy i Blaise podskoczyli w miejscu, a zaintrygowany Snape odwrócił wzrok od Pottera gapiącego się bezmyślnie w sufit.
Hermiona zamrugała zaskoczona, po czym uśmiechnęła się szerzej i z zaciekawieniem przekrzywiła głowę.
- Boska jest ma miotła... – wyrecytował Harry i zamilkł, marszcząc brwi.
Większość uczniów się po prostu przestraszyła, a Severus uniósł brwi i wodził wzrokiem od Dracona do Harry’ego i z powrotem. - Zamilcz, nieczuły na piękno pacanie! – Draco prawie podbiegł do Hermiony i klęknął przed nią, co wprawiło dziewczynę w stan wesołości pomieszanej z przestrachem.
- Jam nie pacan, ja jeno zachwalam latanie!
Blaise zachichotał, ale bardzo cicho. Naprawdę nie chciał spędzić trzech wieczorów z Filchem. Ostrożnie zapisał na kartce „wymianę zdań” dwóch zagorzałych wrogów.
Draco nie podjął już „dyskusji” z Harrym.
- O, boska! Twe oczy jak dwa bursztyny złociste!
- Najpiękniej jest, gdy ma miotła zatacza szlaki koliste! – odpowiedział mu z zapałem Potter, wyraźnie zachwycony swoim talentem poetyckim.
Chryste... – pomyślał Severus, sam nie wiedząc, czy jest bardziej rozbawiony, czy przerażony przedstawieniem, które się rozgrywa na jego oczach.
- Hermiono, dziewico przeczysta!
Hermionie nie chciało się wyprowadzać Malfoya z błędu.
- Ma miotła szybka jak kula ognista! – zawtórował Harry i Draco posłał mu pełne irytacji spojrzenie, by za chwilę znowu wpatrywać się z adoracją w pannę Granger.
Severus omal nie krzyknął ze zgrozy nad rymami, których musiały słuchać jego czułe uszy.
Uczniowie byli przestraszenie i rozbawieni. Woleli jednak ukrywać swoją wesołość i nic nie mówić. Dla własnego dobra.
Draco ujął dłoń Hermiony w swoje ręce.
- Moja pani, moja muzo! – oznajmił entuzjastycznie
- O ile pamięć mnie nie myli, Malfoy, twoja muza siedzi tam – grzecznie odrzekła Hermiona, skinąwszy głową w kierunku obrażonej Pansy.
- Piękna latania nie dostrzeże jeno cham – przyznał jej rację Harry.
- Nie mam żadnej muzy, poza tobą, o złotooka !
- Gdy lecę, chmury wokół, a w dole zatoka!
Pansy wybiegła z płaczem z klasy i trzasnęła drzwiami, krzycząc „Nienawidzę cię, Draco!”.
Malfoy całował teraz zapalczywie dłoń Hermiony obserwującej to z mieszanką rozbawienia i leciutkiego zażenowania.
Severus też był zażenowany i rozbawiony. Ogarnęła go także groza.
- Malfoy, zaśliniłeś mi rękę, narwańcu – w końcu wyrwała dłoń i wytarła ją odruchowo o szatę.
- Z miotłą czuję się jak z panną w tańcu! – oznajmił Harry, który nie lubił i nie potrafił tańczyć.
- Zabini, zaprowadź ich obu do skrzydła szpitalnego. Nie ma na to odtrutki, ale może pani Pomfrey ma coś, co złagodzi skutki – Severus miał serdecznie dość koszmarnego poematu i nawet nie zdawał sobie nawet sprawy, że sam mówi wierszem.
- Oczywiście, sir – Blaise schował zapisaną kartkę, zrobił poważną minę i wstał.
- Idziemy, chłopcy – oznajmił dwóm młodzieńcom, którzy nie zwrócili na niego uwagi.
Harry w upojeniu kontemplował sufit, a Draco wielbił wejrzeniem Hermionę.
- Idziemy – Blaise chwycił Pottera za rękaw, a klęczącego Dracona za kaptur szaty. Hermiona pomogła mu, wypychając przyjaciela zza stołu i ujmując pod pachy Malfoya.
Ku zdziwieniu wszystkich, panowie dali się zaprowadzić do drzwi, które panna Granger pośpiesznie otworzyła.
- Słuchaj, dzieweczko! – krzyknął zbolałym tonem Draco, tęsknie łypiąc na Hermionę od progu.
- Ona nie słucha! – bezdusznie uzmysłowił mu Severus.
- Lecę, pode mną cudne miasteczko. Pogoda ducha! – zawtórował oddalający się głos Harry’ego i Zabini z radością zanotował w pamięci kolejne wersy „poematu”.
- Żałosne – cicho oznajmił klasie Snape.
- Owszem – Hermiona poczuła przypływ odwagi. – I nie sądzę, aby pan odważył się wypić Wywar Liryczny, sir – oznajmiła grzecznie, acz z przewrotnym błyskiem w oku.
Reszta młodzieży patrzyła na nią ciekawie i z podziwem. Podpuszczanie Snape’a było trochę jak droczenie się z głodnym i niemiłym Rogogonem.
- Minus dziesięć punktów, Granger – cicho warknął profesor.
- To było do przewidzenia, sir – Hermiona wzruszyła ramionami. – Nabija się pan z uczniów, ale sam nie odważy się zaryzykować.... Jak każdy Ślizgon – Hermiona westchnęła, udając głęboki i bolesny zawód.
- Kolejne dziesięć punktów od Gryffindoru i szlaban z kolegami ze Slytherinu – powiedział Mistrz Eliksirów, ale jego nauczycielska i ślizgońska duma została urażona.
Co mi szkodzi, jestem po stokroć bardziej zrównoważony psychicznie od nich – pomyślał, a na głos rzekł:
- To zwykłe podpuszczanie nauczyciela, Granger, ale nie będziesz zarzucała mi tchórzostwa – pełnym gracji krokiem podszedł do uczennicy i wypił kilka łyków jej eliksiru.
Przez kolejny kwadrans zajęć uczniowie byli pewni, że Snape jest odporny na wszelakie uniesienia romantyczne. Dopiero w trakcie obiadu mieli okazję przekonać się, jak bardzo się mylili.
- Czy umówisz się ze mną, o piękna Rolando, na niedzielny spacer po Hogsmeade? – w Wielkiej Sali rozległ się czysty męski głos.
Snape wpatrywał się w wybrankę spojrzeniem niewiele odbiegającym od tego, jakim, całkiem niedawno, Draco Malfoy raczył Hermionę Granger.
Pani Hooch wbiła w niego swój jastrzębi wzrok, uśmiechnęła się kpiąco i głośno oraz sarkastycznie odrzekła:
- Jakiś ty się romantyczny zrobił, Sev. No, kto by pomyślał?
W Wielkiej Sali rozległ się donośny, młodzieńczy śmiech Blaise’a Zabini i Hermiony Granger.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
|
|