|
Lochy Gdzie Snape mówi dobranoc...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 10:31, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Kiedy czytam to opowiadanie, przypominają mi się moje własne hstorie obozowe A co do końcówki, jak już ktoś powiedział jest fantastyczna! Uśmiałam się jak nigdy I rzec mogę tylko... WIĘCEJ!!!
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Pon 10:57, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Podstęp Zakonu, nie, to stare opowiadanie bez żadnych niecnych zawrotów fabuły, ot co! Dursley’owie powinni chyba też dostać Nobla za miłosierdzie, tak jak Sevi!
Viga! Dziękuje za miłą propozycję, chętnie bym skorzystała, ale zbetować to by trzeba było całość, a tekstu jest dużo więc nie nalegam, bo to w końcu Twój stracony czas, ale wszem i wobec oświadczam, że bety poszukuję i z wszelakiej pomocy chętnie skorzystam, bo jestem w trakcie tworzenia kilku innych tekstów które kuleją pod wieloma względami...
Rozdział - 4
- Wiewiór czyń swoją powinność - odezwał się ciemnowłosy.
- Ale...
- Nie było jeszcze oficjalnego apelu na którym mógłbym nadać zaszczytną funkcję oboźnego w drużynie - słowo „zaszczytną” wypowiedział z dającym się wyraźnie wyczuć naciskiem - ale nawet nie licz na to, że cię to ominie.
To powiedziawszy Snape wręczył przyjacielowi srebrny gwizdek, zawieszony na ciemnozielonej taśmie. Blondyn przyjął go niechętnie i przyłożył do ust, z przedmiotu natychmiast dobył się nieprzyjemny wysoki odgłos, który następnie został dopełniony przez krzyk niezadowolonego druha Wiewióra.
- Wędrownicy! Całość na moją komendę baczność!
- No widzisz jak pięknie - mruknął zawadiacko Snape.
- Spocznij - odezwał się znów blondyn, starając się ignorować wypowiadane z lekkim cynizmem komentarze przyjaciela - w dwuszeregu, frontem do mnie zbiórka!
Druhowie w mgnieniu oka uformowali szyk, były idealny, byłby...
- Jeszcze dużo pracy przed nami - powiedział do siebie w duchu Snape, mrucząc coś jednocześnie pod nosem i nie mogąc się nadziwić jak można nie potrafić wykonać tak prostej czynności, jak stanie równo na baczność. Przyczyną jego niezadowolenia był oczywiście widok pana Potter’a i pana Dursley’a, o dziwo ze wskazaniem na pana Dursley’a.
- Ja uciekam do siebie - szepnęła Severusowi na ucho Wrona, po czym oddaliła się pospiesznie...
- Całość baczność... Spocznij... W prawo zwrot! - Wydawszy komendę i stanąwszy na czele szyku, druh Wiewiór kontynuował. - Za mną na przód marsz!
Ziemia zadudniła dziesiątkami uderzeń. Snape szedł na samym końcu i z miną myśliciela głowił się nad coroczną reakcją przyjaciela, na wieść kolejnego mianowania go na oboźnego.
- O co temu Wiewiórowi chodzi - mówił sam do siebie w duchu - rozkazywanie... Wydawanie komend... Świetna rzecz, sam bym się pobawił no ale... Hmmm... Drużynowemu i komendantowi podobozu, cóż... Po prostu nie wypada - to stwierdziwszy szelmowsko uśmiechnął się pod nosem sam do siebie.
Dotarłszy na stołówkę, druhowie natrafili na dość nieprzyjemny widok, w postaci pokaźnie długiej kolejki po posiłek.
- Powie mi ktoś dlaczego my zawsze jesteśmy ostatni, co? - Odezwał się jeden z druhów.
- Nie tym razem - wtrącił się jakiś młodszy chłopak - dziewczyn od Wrony jeszcze nie ma.
- No widzicie - podjął Wiewiór - a nawet jeśli! To nie traćcie nadziei druhowie, albowiem za prawdę powiadam wam, ostatni będą pierwszymi - mówiąc to wyraz twarzy miał śmiertelnie poważny, co ciekawie kontrastowało z nagłą zmianą tonu i na wskroś błahym pytaniem - tak to szło?
- Niezupełnie - odpowiedział mu skonsternowany Snape, po chwili dodawszy - Wiewiór co powiesz na nasz stary numer?
- Ha! Idziemy! - Odpowiedź przyjaciela była krótka i wyrazista.
Oboje w mgnieniu oka przemieścili się na początek kolejki, ku niezadowoleniu i protestom wielu osób.
- Wiewiór z Gackiem co wy znowu odstawiacie - oburzyła się jedna z drużynowych.
Była to druhna Emilka znana z ciętego charakteru i niecodziennej błyskotliwości. W słynnym notesie dh.Gacka przy jej imieniu widniał dopisek - raczej unikać... a szkoda, bo ładna! - Znajdowało się tam też wiele innych nazwisk, przykładowe to - Syriusz Black - „zły matkojebca” - gdzie przypis odzwierciedlał okresowe zafascynowanie właściciela filmem „Pulp Fiction”. Przy Ninny Tonks maźnięte było wyraziste - ach! Gdyby nie te różowe włosy... i ten wszędobylski wilkołak! - Lecz samo Ninny, zamiast Nymphandory chyba wyjaśniało wystarczająco wiele. Albus’owi Dumbledore’owi natomiast, przypisane zostało - perwers! Określenie co prawda krótkie, aczkolwiek bardzo dogłębne.
- My? - Blondyn przybrał głupkowatą minę w stylu - ja nic nie wiem, a że słynne powiedzenie brzmiało - jak nie wiadomo o co, lub o kogo chodzi, to chodzi o...
- Gacek!
- Tak ma cherie?
- Czy możesz mi mój drogi wytłumaczyć, dlaczego z końca kolejki, przemieściliście się nagle tutaj?
- Ja mam przepustkę do przodu - odpowiedział jej promienie - to nie wiedziałaś że tu wpuszczają na piękne oczy?
- A ja mam Paszport Polsatu - wtrącił Wiewiór wyczuwając rozpoczynająca się farsę.
- Nie! Ja nie wytrzymam!
- Ma cherie po cóż te nerwy, złość piękności szkodzi, a wielką tragedią było by utracić te szlachetne rysy, tę... Czy tobie nikt nie powiedział, że od takiej miny robią się straszne zmarszczki!?
- Do rzeczy proszę!
- Bo widzisz ma cherie, co za różnica dwie osoby tu, czy dwie osoby tam... - Począł tłumaczyć się Snape, plącząc się przy tym tak, że aż było to do niego niepodobne.
- Z pozoru żadna! - Zaczęła wywód Emilka - ale biorąc pod uwagę to, że połowa hufca jest zdolna wziąć przykład ze swych pożal się Boże autorytetów...
- Przepraszam bardzo kogo? - Wtrącił pytanie Wiewiór.
- Was! - Odpowiedziała uśmiechając się lekko Emilia.
- Ty nas obrażasz ma cherie!
- Ja tylko stwierdzam fakty i bardzo was proszę o powrócenie... - Nie dokończyła, albowiem została gwałtownie podniesiona przez dwoje męskich ramion...
- Czy zatem pozwoli pani z nami ma cherie? Nie chcielibyśmy utracić tak wartościowego towarzystwa - szepnął Snape, po czym przeniósł skonsternowaną Emilię na koniec kolejki.
- Prawo dżungli Emi! Silniejszy wygrywa! - Podsumował całe zajście idący obok Wiewiór.
Przy stole wędrowników było tradycyjnie najgłośniej, jednak gdy ostatni druhowie dołączyli do reszty, towarzystwo zamilkło i powstało gwałtownie, wyniośle odśpiewując modlitwę. Zawsze tę samą, w tej kwestii nie uznawali nigdy żadnych kompromisów. Podczas gdy inne drużyny starały się urozmaicać swój „repertuar”, oni preferowali zawsze tę samą pieśń, działo się tak zapewne ze względu na tradycje panująca w drużynie, aż od czasów jej założenia. Śpiewali głośno, tenory wyraźnie kłóciły się z basami, niemniej jest to jedna z tych pieśni której nawet fałsze nie ujmują znaczenia i majestatu. Była w końcu modlitwą. Po jej zakończeniu wypowiedziano jeszcze chórkiem - „Smacznego kochanym druhnom wędrowniczkom” i odczekano na odzew - „Smacznego kochanym druhom wędrownikom”.
- Nie powiedziały z wyjątkiem druhów Gacka i Wiewióra, chyba wróciliśmy do łask - skomentował Snape klepiąc przyjaciela po plecach.
Wszyscy zasiedli do posiłku. Druhowie Gacek z Wiewiórem wręcz rozczulali się nad mieszanką owsianki z Nutellą i dużą ilością cukru, która to w postaci nieciekawie wyglądającej breji spoczywała w ich menażkach, odstraszając swym widokiem pozostałą cześć drużyny. Nagle Gacek dziwnie podskoczył i wrzasnął, po czym odłożył z niezadowoleniem swój niemiecki niezbędnik do menażki i sięgnął do kieszeni, po chwili wyciągając z niej maleńki srebrny telefon komórkowy, oznajmił:
- Już dawno miałem zmienić to cholerstwo na normalny dzwonek.
- Ładne maleństwo - odrzekł młodzieniec siedzący naprzeciwko, Harry’emu rzucił się on w oczy już na dworcu, wyróżniał się z powodu młodego wieku jak na drużynę wędrowniczą, poza tym jego dziewczęca uroda i to że nazywano go Pamelką sprawiało, iż zapadał w pamięć.
- Ma zielony wyświetlaczyk - walnął w odpowiedzi Snape, udawanym dziecinnym tonem.
Harry mimowolnie uśmiechnął się pod nosem
- Barwy Slytherin’u - pomyślał - czyżby perfekcjonizm profesora sięgał tak daleko, że aż w sferę kolorystyki przedmiotów... Niebywałe...
- SMS’ik? - Zapytał zaciekawiony Wiewiór.
- Taa...
- Od kogo? - drążył temat pomimo niewyraźnej miny przyjaciela.
- Od... Wiesz kogo... – Odparł półsłówkami w dość niechętny i zawoalowany sposób.
- I co pisze? - Nie odpuszczał.
- Tęsknię.
- Co tęsknię? - Zapędził się w swym wywiadzie ciekawski Wiewiór.
- Tęsknię! - Oburzył się Snape. - Ona ma sto sześćdziesiąt znaków, a pisze do mnie jedno słowo! I może jeszcze chciałaby żebym jej odpisał?
- A nie odpiszesz?
- Będzie zła! - Wtrąciła się siedząca przy stole obok Wrona, przysłuchując się rozmowie z zaciekawieniem. - Jak tu przyjedzie to strzeli ci takie kazanie, że się nie pozbierasz do świąt. Aaa! Do świąt w przyszłym roku! Zapomniałam dodać!
- Wykpię się jakoś! Powiem że spałem - stwierdził lakonicznie Snape, odpierając tym samym atak przyjaciół w całkiem typowy dla siebie sposób.
Improwizacja w takich wypadkach, to wspaniała broń pozwalająca na wybrnięcie nawet z najgorszych sytuacji...
Typowo Ślizgońskie!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vardamerethiel dnia Pon 12:42, 24 Lip 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 11:40, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, że tak krótko, ale Ómarłam!
KFIIIIIK!
Gacek ja cię chyba ozłocę!
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka. Przeprosiny przyjęte-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Viga
Charłak
Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Dark Valley.
|
Wysłany: Pon 15:08, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Ooo. Najpierw mało nie spadłam z krzesła przy tej Ninny. Swoją drogą... dlaczego Ninny od Nimphadora? Dziwne zdrobnienie. Ale mnie śmiech zwiął. A potem przy tym "Tęsknię". Ciekawe, kto może tęsknić do Severuska? Pani Gackowa?
PS. Ja mówiłam poważnie. Moim hobby jest poprawianie opowiadań. Niejedno już aktualnie poprawiam. To zależy od ciebie. Ja jestem na ludzi otwarta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Pon 16:30, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Skoro tak to będę bardzo wdzięczna, podeślę Ci tekst wieczorem na maila.
A tymczasem wklejam kolejny rozdział, tym razem bardziej na poważnie, czego nie można powiedzieć o następnych. :] Przy okazji napomnę, że jesteśmy już w połowie i od tej pory historia zmierza ku końcowi, wiem, że obóz dopiero się zaczął, ale nie byłam w trakcie pisania zbytnią skarbnicą pomysłów, więc wyszło tak jak wyszło... Teraz po czasie, przybyło mi ich oczywiście, ale na razie leżą sobie w szufladce opatrzone napisem „nie chce mi się” i czekają. :] Planuję kontynuację, lecz nie wiem kiedy... Piszę aktualnie trzy inne rzeczy – w tym jedną od pięciu lat której ciągle nie mogę skończyć... Więc odkładam to w nieokreśloną przyszłość.
Rozdział - 5
Po zapadnięciu zmroku drużyny zaczęły zbierać się w kręgu na ognisko powitalne. Gdy wszyscy przybili, skupiwszy się wokół starannie ułożonej watry, komendant wystąpił na środek i przywitał ich uroczycie na tegorocznym obozie. Przechadzając się wokoło misternego stosu ogniskowego, wspominał dawne minione lata. W końcu przywołał obrzęd związany ze strażnikiem ognia. Każdego roku osoba nim będąca, podczas ostatniego z ognisk zabierała z wypalonych popiołów, jedno z pozostałych polan drewna. Jej obowiązkiem było przynieść owe polano następnego roku, aby mogło być spalone na ognisku rozpoczynającym obóz. Rola strażnika ognia była wielkim zaszczytem, tym bardziej jeśli pełniło się tę funkcję podczas ostatniego z obozowych ognisk.
- Proszę aby wystąpił powiernik - rzekł uroczyście komendant, zza jego bujnego zarostu wyłaniał się promienny uśmiech.
Harry obserwował wszystko z zafascynowaniem. Czuł się równie niesamowicie jak w dniu, w którym po raz pierwszy przybył do Hogwart’u. Atmosfera panująca wokół była pełna ciepła i braterstwa, a jednocześnie niezwykłej wzniosłości i patetyzmu. Naprzeciwko niego powstała jedna z druhen. Dopiero po chwili w jej poważnym obliczu, Harry rozpoznał ciepłą i miłą twarz Wrony. Dziewczyna wolnym krokiem podeszła do komendanta i stanąwszy przed nim dumnie zasalutowała, a on odpowiedział jej tym samym. Tradycja ta wywodziła się jeszcze z czasów średniowiecza, rycerze unosząc dłonie i uchylając lekko przyłbice hełmów, odsłaniali oczy i spoglądali sobie w nie wzajemnie. Gest ten znaczył: „Nie lękaj się... Nie trać wiary... Odwaga Twoją siłą!” Dawało to zapewne wzajemną otuchę ich sercom. Dziewczyna ostrożnie ułożyła polano na szczycie stosu ogniskowego, podeszła do komendanta i zasalutowała ponownie, po czym odeszła. W tej właśnie chwili wszystkich wokoło osnuły dźwięki gitar. Były to zwykłe szarpnięcia strun, jednak w zaistniałych okolicznościach, nabierały pierwiastka niesamowitości. Harry doliczył się pięciu osób dzierżących w swych dłoniach instrumenty. Grał jednak tylko Snape i Wrona która dołączyła do niego po chwili.
- Jakby to wyglądało gdyby dźwięki kłóciły się ze sobą? - Szepnął chłopcu, siedzący obok Pamelka, podsuwając tekst piosenki zapisany zgrabnie w przeznaczonym ku temu zeszycie - a Tych dwoje doskonale ze sobą współgra, słyszą się wzajemnie i potrafią do siebie dostosować. Prawda że pięknie. - Ostatnie zdanie miało ton twierdzenia aniżeli pytania. Harry uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
Harcerska wiara wspólnie podniosła głosy, słowa brzmiały tak jakby wypływały wprost z dusz śpiewających.
Zwyczaj to stary jak świat,
Ogień!
Rozpalmy blisko nas,
Ogień!
Dla spóźnionego wędrowca,
Dla wszystkich spóźnionych w noc,
Rozpalmy tu, rozpalmy tu
Ogień!
Osnuwająca ich, z pozoru mroczna i zimna polana, stała się w jednej chwili miejscem przepełnionym ciepłem i niesamowitością. Otaczający Harry’ego świat w jednej chwili stał się tak niezwykle cudowny, jednak nie wiedział jeszcze jak bardzo pokocha go, w ciągu mających nadejść kolejnych dni. Zupełnie nic już się dla niego nie liczyło. Jego kuzyn nie istniał, zapomniał o bólu, zapomniał czym jest zło i cierpienie. Zapomniał o obecności profesora, nie było dla niego miejsca w umyśle chłopca... Był tu tylko całkowicie obcy Harry’emu, lekko stuknięty druh Gacek, całkiem miły facet... Liczyła się tylko trwająca chwila. Głosy wkrótce ucichły, a zaraz po nich dźwięki gitar. Komendant przemówił ponownie:
- O rozpalenie ogniska prosi się zawsze osoby szczególne. Lecz naprawdę bardzo trudno jest mi wybrać spośród was tu będących. Bo tak naprawdę każda i każdy z was, jesteście mi szczególnie drodzy. I wszyscy w pełni zasługujecie na to, aby otrzymać to zaszczytne zadanie. Dziś na barki tego którego wyznaczam, składam również decyzję dokonania wyboru strażnika dzisiejszego ogniska - to powiedziawszy zamilknął, aby poprzez ciszę nadać chwili nieco wzniosłości... Odczekawszy, rzekł w końcu - o rozpalenie dzisiejszego ogniska proszę druha Severus’a.
Na twarzy wybrańca wymalowało się zdziwienie i zakłopotanie.
- Jakże to do niego nie podobne - powiedział do siebie w duchu Harry.
Tymczasem Snape szepnął coś szybko siedzącemu obok Wiewiórowi, po czym powstał, podszedł do komendanta i zasalutował. W tym czasie Wiewiór przemknął przez sporą cześć kręgu i kładąc dłoń na ramieniu zdziwionego Harry’ego zaczął mu coś szybko i nerwowo wyjaśniać... Chłopak wyglądał na przerażonego. Gacek rozpalił ognisko od jednej zapałki, wstał i odebrawszy od komendanta laskę skautową, powiedział:
- Na strażnika ognia wyznaczam druha Harry’ego Potter’a.
Dla chłopca było to kompletne apogeum. Wstał i chwiejnym krokiem podszedł do swego byłego oprawcy.
- To niezmierny zaszczyt, wielu o nim marzy - mówił do siebie w duchu dla dodania sobie odwagi i otuchy.
Stanął przed Snape’m wyprostowany i nieśmiało zasalutował, tamten odpowiedział mu tym samym z nieodłączną dla siebie krztą nonszalancji i uśmiechnął się lekko. Skinął głowa aby chłopak przyklęknął i położywszy laskę skautową na jego ramieniu zapytał:
- Co było na początku?
- Ogień - odpowiedział Harry drżącym głosem, który za wszelką cenę chciał opanować.
- Co jest źródłem życia?
- Ogień.
- Zatem chroń go i szanuj.
To powiedziawszy wręczył chłopcu trzymaną przez siebie laskę. Harry wziął ja i skłonił głowę przed jasnymi płomieniami. Był teraz strażnikiem tych płomieni, czuwał nad tym, by ich blask nie zgasł. Czuwał. Czuł się cudownie, cały jego strach odszedł w niepamięć. Scautowie odśpiewali kolejne obrzędowe pieśni, a po chwili rozpoczęła się uroczysta gawęda.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 18:31, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
<bierze sitko ze złotem w proszku i obsypuje Gacka>
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Pon 21:15, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Łaaaa milutko, ale Ślizgonce w złocie nie do twarzy! Możecie mnie osrebrzać – czy jakkolwiek to się odmienia - to nawet taniej wyjdzie!
Rozdział - 6
Całe obozowisko osnute było czarną, głucha nocą. Ciemną i bezgwiezdną, albowiem niebo osłonięte chmurami nie mogło ukazać pięknego tańca ciał niebieskich na swym sklepieniu, by oświetlić przy tym delikatnie ziemski padół. Wszędzie tkwiła jedynie czerń poprzez którą przemykały niepostrzeżenie, szare mundury wartowników. Była to jedna z nocy tak czarownych, że nawet krótka myśl o śnie, zdawała się być niedorzecznością. Poza tym niemożliwym jest usnąć w obliczu tak wielu nasuwających się myśli i tych wszystkich leśnych wrażeń akustycznych dobiegających ze wszystkich stron, czarujących umysł i serce. Wyczekiwał... By w środku tej magicznej nocy zbudzić swego przyjaciela słowami:
- Już czas... Liczę na Ciebie...
Po czym ubrawszy się, pospiesznie porwał kilka rzeczy z plecaka i wyszedł z namiotu. Wiewiór odczekawszy kilka minut niechętnie zwlekł się z pryczy i zadął w gwizdek. Zawtórowały mu odzewy oboźnych w reszcie drużyn.
- Pobudka!
Na wpół przytomni druhowie, patrzyli na niego błagalnym wzrokiem.
- No już! Ruszać się śpiące królewny - krzyczał donośnym głosem. - A może mam wam zafundować alarm mundurowy?
„Alarm Mundurowy” był ostatecznym bodźcem ku temu, by druhowie zaczęli wstawać, aczkolwiek niechętnie. Ceremonia ubierania się w ciemnościach przebiegała bardzo chaotycznie. Po chwili do namiotu, jak burza wpadł Gacek, szepnąwszy coś pokrótce swemu przyjacielowi, wydał polecenie natychmiastowej zbiórki przed namiotem.
- Całość na moją komendę baczność! - Krzyknął zatem Wiewiór. - Spocznij, Przed namiotem, w dwuszeregu zbiórka.
Druhowie w mgnieniu oka uformowali dwuszereg. Harry czuł się okropnie, był zmęczony i śpiący. Lecz jednocześnie bardzo ciekawy tego co się wydarzy i zafascynowany całym zajściem. Przełożeni po krótkiej dyskusji wyszli przed namiot.
- Całość baczność! - Krzyknął Wiewiór. - Spocznij! Kolejno odlicz!
Drużyna wykonała komendę.
- Kogoś mi tu brakuje - stwierdził z niesmakiem Gacek. - Znowu Wiewiór! - zwrócił się do przyjaciela - znowu zgubiliśmy dzieciaka! Chyba utracę na tym obozie resztki swoich zszarganych nerwów i miłosierdzia.
Harry’ego słysząc te słowa ogarnęła groza.
- Jeszcze gorszy Snape? - Zapytał sam siebie w duchu - Merlinie miej mnie w swojej opiece - westchnął na zakończenie tego myślowego rozrachunku.
W tym czasie Snape wytargał z namiotu Dudley’a, który jakimś cudem zdołał umknąć uwadze Wiewióra. Druhowie buchnęli śmiechem. Snape natomiast posłał chłopakowi jedno ze swoich słynnych spojrzeń. Harry’emy aż zrobiło się żal kuzyna. Snape był w końcu Snape’em, nawet w swoich bryczesech i koszulce z wypisanym tym razem - Please Don’t hate me! Becouse I’m Beautiful - miał w sobie te nieodzowną krztę grozy i nikczemności.
- Proszę dołączyć do szyku - nakazał Dudley’owi Wiewiór, ratując sytuację.
Chłopak natychmiast wykonał polecenie.
- Dzisiejszej nocy przeprowadzony zostanie tzw. „Nazgul” - podjął ponownie oboźny - Jest to gra mająca na celu nauczyć was wykorzystania zmysłów do skradania się i raczenia sobie nocą w terenie. Działacie pojedynczo, jednak punkty które uzyskacie kierują się na całą drużynę. Na dzisiejszej odprawie kadra wspólnie postanowiła, że punkty te wliczą się do „Turnieju Drużyn”, zatem liczymy z Gackiem na to że dacie z siebie wszystko. Są jakieś pytania?
Zapadło milczenie, zdezorientowany Harry nie rozumiał niczego, nie wiedział na czym to wszystko ma polegać.
- Druhu myślę że nie ma - odezwał się jeden z harcerzy - wszyscy tu znają tę starą, poczciwą grę.
- Ot co! - rzekł Wiewiór - myślę że jednak nie wszyscy.
- Tak... Ja... - Zaczął niepewnie Harry, przytłoczony nagłymi zdarzeniami jak i obecnością profesora, nie przyzwyczaiwszy się jeszcze do zaistniałej sytuacji - chciałem zapytać na czym owa gra polega.
- Właściwe posunięcie! - Odrzekł Wiewiór, podczas gdy Snape uśmiechał się niewyraźnie. - Kto pyta nie błądzi - to stwierdziwszy zaczął wyjaśnienia - w lesie krążyć będzie pięć osób, czyli tak zwane Nazgule, wyposażone w latarki których światło jest dla was... hmmm... Powiedzmy...
- Zadaje wam śmierć - wtrącił zdegustowany Gacek.
- Tak, właśnie - kontynuował Wiewiór, uprzednio obdarowawszy przyjaciela lekkim kuksańcem w ramię - osoba złapana strumieniem światła powraca do obozu na pięć minut, gdzie zostają jej zapisane punkty ujemne dla drużyny. Po odczekanym czasie wraca do gry. Waszym zadaniem jest przede wszystkim wyeliminowanie Nazguli, dla których zabójczy jest wasz dotyk, za co dolicza się dodatkowe punkty dodatnie. Gra kończy się w przypadku śmierci wszystkich Nazguli, bądź nadejściem świtu. Czy wszystko jasne? - Walnął jeszcze na koniec i odetchnął.
- Tak, myślę że tak - odpowiedział mu Harry.
- Druhu chcesz coś dodać? - Wiewiór skierował swe słowa do Snape’a.
- Macie to wygrać - rzekł twardo ciemnowłosy - nie toleruję innego wyniku niż zwycięstwo.
- Całkowicie w jego stylu - pomyślał Harry uśmiechając się do siebie.
- Zwycięstwo... - Walnął sarkastycznie Pamelka. - Tak! Tym bardziej że druh jest zapewne Nazgulem.
- Jestem - odparł Snape uśmiechając się szelmowsko - lecz pamiętacie chyba, że odwaga!
- Nasza Siłą! - Drużyna odpowiedziała chórem na jego odzew.
- Zatem Całość baczność! - Krzyknął po chwili Wiewiór. - Spocznij! Za mną, do lasu biegiem marsz...
Ruszyli. Wszyscy jednak uważnie obserwując jakie ruchy wykona ich drużynowy, a ten bawił się latarką i uśmiechał zawadiacko. Po chwili ruszył za nimi i wyprzedziwszy ich, zniknął za ścianą lasu. Na próżno wodzili za nim oczyma.
Nazajutrz na tablicy ogłoszeń pojawiły się wyniki:
„Nazgul”
Zwycięzca: 1 WDS - ów „Obieżyświat” - 100 pkt. + 20 pkt. (za wyeliminowanie dwóch Nazguli)
II miejsce: 1 WDS - ek „Obieżyświat” - 80 pkt.
III miejsce: 13 DS - ek „Zawisza” - 60 pkt. +10 pkt. (za wyeliminowanie jednego Nazgula)
IV miejsce: 8 DS - ów „Bukowina” - 40 pkt.
V miejsce: 5 DS - ów „Wagabunda” - 20 pkt.
Reszta drużyn otrzymuje po 10 pkt.
Dodatkowo 10 pkt. Otrzymuje 3 DS -ek „Nemezis” za wyeliminowanie jednego Nazgula.
Grę zakończono z nadejściem świtu.
Nazgule:
Wyeliminowani: dh.Niedźwiedź, dh.Sasquath, dh.Wrona, dh.Bart
Pozostali przy życiu: dh.Gacek
Najczęściej razy zginęli: dh.Olga, dh.Saper, dh.Sasanka - Nie martwicie się!!!
Najrzadziej razy zginęli: dh.Pamelka, dh.Dudley Dursley - Gratulujemy!
CZUWAJ!
sm. Jan „Niedźwiedź” Piekutowski - Komendant
Przy śniadaniu gorąco dyskutowano na temat wydarzeń z ostatniej nocy.
- Nie no, to jest jakaś paranoja, Dudley jak Ty to zrobiłeś? - Pytał zadziwiony wynikami Pamelka, wyraźnie wątpiąc w umiejętności kolegi.
- Pewnie przespał wszystko gdzieś w krzakach - skomentował żartobliwe Snape - ale mogę się mylić! Błądzić rzeczą ludzką - dodał by się wykpić z sytuacji, czując na sobie wzrok siedzącej nieopodal, zdegustowanej Wrony.
- Nie wnikajmy - wtrącił Wiewiór. - Mamy przecież swoje zwycięstwo. Odwaga!
- Naszą siłą! - Zawtórowało mi kilkanaście męskich głosów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 21:36, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
<patrzy na złotko w sitku po czym z miną Snape'a patrzącego na pracę Longbottoma wywala je do kosza, biorąc w drodze powrotnej sitko ze srebrem. Obsypuje Gacka od stóp do głów mając nadzieję, że nikomu nie przyjdzie na myśl zdrapywać srebrnego pyłu (np. jakiś niecny Gryfon...)>
PS. Szkoda, że dokładniejszego Nazgula nie było...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Pon 21:47, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
No, masz rację, mi szkoda bardzo wielu rzeczy o których nie napisałam, dlatego się szykuje kontynuacja, ale nie jestem co do niej specjalnie przekonana. Zobaczymy!
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 21:58, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
to ja Cię właśnie przekonuje Pisz kontynuacje, prrroszę...
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Wto 17:33, 25 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Wstępnie jestem nastawiona na to, że kontynuacja będzie, ale nie obiecuję, a przede wszystkim na pewno nie będzie to prędko, a tym czasem wklejam kolejny rozdział, przedostatni i lekko naciągany, w tym miejscu historia zaczyna już zmierzać ku końcowi.
Rozdział - 7
Kolejne dni mijały podobnie. Były pełne radości, niesamowitych akcji, manewrów i niezapomnianych ognisk. Harry przyzwyczajony już do mającej tu byt, nieco odmiennej osobowości Snape’a, starał się nawiązać z nim krótkie rozmowy. I choć wymiany zdań w ich wykonaniu były raczej krótkie i ogólnikowe, to podnosiły chłopca na duchu. Zawsze był to jakiś argument ku temu, że ma się w profesorze osobę nastawioną bardziej neutralnie aniżeli wrogo. Podczas tych kilku tygodni, oboje zdołali poznać się bardziej, niż przez wszystkie minione lata w Hogwarcie. Jednak cienka linia porozumienia między nimi, nadal była bardzo delikatna. Konwersacje ze Snape’m były co prawda nieczęste, zazwyczaj jednak kończyły się jakąś nieprzewidywalną ów osobnika reakcją. Któregoś dnia na zarzuty Harry’rgo, co do niewłaściwych metod nauczania, zastosował zaskakującą ripostę mówiąc:
- Niczego cię jeszcze nie nauczyłem Potter, tak twierdzisz? Dobrze, zatem specjalnie dla ciebie przeprowadzę dziś dodatkowa lekcję, abyś mógł lepiej zaznajomić się ze stosowanymi przeze mnie metodami - na te słowa uśmiechnął się szyderczo. - Zacznijmy od języka migowego - to powiedziawszy pokazał chłopakowi środkowy palec.
Druhowie Gacek i Wiewiór uznawani byli przez żeńską część hufca, za osoby nader atrakcyjne. Jednak żadna specjalnie nie starała się o względy ów panów. Bowiem wszystkim wiadomo było, że ci dwaj przemili druhowie mają troszeczkę nietypowe sposoby okazywania sympatii. Więc jeśli któraś z druhen wpadła jednemu, lub co gorsza obu, w oko... Wrzucenie w ubraniu do rzeki, bądź innego akwenu, lub inne tego typu zabiegu miała murowane!
Cyklicznie, mniej więcej co tydzień, drogiego Gacka napadała chandra i niepohamowana złość... Wszystkim było wiadomo - pieniążki na karcie się skończyły! W takie dni Gacka lepiej było unikać, bowiem pozbawiony korzystania z telefonu był naprawdę niebezpieczny. Laik co prawda nie rozpoznał by potwora, ukrytego za maską zniesmaczonej miny i nonszalanckiej pozy ciała, odzianego w podkoszulkę z niestarannie wyrysowaną karykaturą właściciela, podpisaną u dołu - „Mały Idiota”. Ale nie warto było ryzykować. A że do najbliższej wsi było dwie godziny drogi z buta... Niedobrze... Druh znikał zatem na pół dnia, bo zazwyczaj w tej najbliżej wsi, czegoś takiego jak kupon uzupełniający dostać nie można było. W obozie tym czasem zapadał błogi spokój i ogólnie odczuwane bezpieczeństwo, druhny ubierały swoje ulubione, ładne ciuszki, bez obawy przed ich zamoczeniem. Bo Wiewiór bez towarzystwa przyjaciela nie kwapił się do zbyt częstych wyskoków, coś pięknego!
Prowodyrką wielu zabawnych sytuacji była także Wrona, która regularnie nawiedzała namiot wędrowników. Dziewczęce drużyny na każdym obozie dopełniały tradycji harców. Co dzień rano losowało się karteczkę z zadaniem, które winno się wypełniać do kolejnego świtu. Tak więc droga Wrona chodziła to z widelcem na szyi, wcielając się w elficką królewnę, chwalącą się wszem i wobec swą niezwykłą biżuterią, to ciągnąc za sobą Krówkę Mordoklejkę na sznurku i wołając- „Mućka no chodź!”, to znowu udając że ma niewidzialnego przyjaciela, czy też chodząc co godzinę do latryny by stanąć na baczność i odklepać regułkę - „Czuwaj druhno Toaleto, druhna Wrona melduje się na rozkaz” lub rzucając się Wiewiórowi w ramiona z krzykiem - „Mój miłościwy panie!”. Ku niezadowoleniu i oczywistej zazdrości Gacka.
- A mnie nie kazały Ci przytulać? - Mruknął na to, ze skrzywioną miną.
Wrona rozbawiona usiadła na pryczy obok przyjaciela i przerzuciła rękę przez jego barki, roznosząc wokół zapach mydła lawendowego i kwiatowych perfum, co Gacek popatrzywszy nań krzywo, subtelnie skomentował:
- Wrona! Afe!
- Ej! Ty wstrętny... - Łypnęła na niego nieładnie.
- No! Nawdycham się ciebie takiej czyściutkiej i pachnącej, a potem położę się spać w jednym namiocie z takim śmierdzącym Wiewiórem. Wyobrażasz sobie ten kontrast?
Wszyscy zgromadzeni wokół buchnęli śmiechem.
- Szczerze mówiąc to nie. Ach! I dziękuje za komplement - odrzekła uśmiechając się promiennie, podczas gdy Wiewiór już zacierał pięści na swojego przyjaciela.
- Nie ma za co Ma Cherrie!
Sprawdzanie czystości w namiotach przed apelem, było rzeczą naprawdę makabryczną, szczególnie w wykonaniu druhów Gacka i Wiewióra. Cieszących się w tej kwestii bardzo wyrazistą i złą opinią. Reszta drużyny wręcz promieniała ze szczęścia, gdy przez klapy na zewnątrz wylatywały tylko plecaki, kilka rzeczy z półek i nie poskładane śpiwory. Bo zazwyczaj na majdanie lądowała cała zawartość namiotu. Sprawdzenie umundurowania też nie wypadało najlepiej, szczególnie po alarmach mundurowych W drużynie wędrowników przyjęło się już powiedzenie - twój mundur nigdy nie wygląda tak idealnie, by nie mogło być lepiej - jakiś mankament zawsze się znalazł. Czego następstwem było zrobienie kilkudziesięciu pompek, zazwyczaj podwójnie, bo po wykonaniu zadania druh powie Ci:
- Nie było jeszcze spocznij. Spocznij! Teraz możesz zrobić swoje pompki.
Skargi, wnioski, zażalenia. Raport, raport karny - był z pewnością najistotniejszym z punktów codziennych apeli. Poruszano na nim sprawy zarówno ważne jak i kompletnie błahe.
- Chciałem tylko powiedzieć że nie mam nic do powiedzenia - słyszało się czasami z ust, tradycyjnie już powtarzającego to zdanie Wiewióra.
- Zgubiłem, ręcznik, zgubiłem menażkę - to były komunikaty kompletnie do przewidzenia.
- Mam czyjąś manierkę i chcę za nią „Kubeczek Boróweczek” - to też już tradycja.
- Znalazłem Pałatkę, właściciel jest zobowiązany myć moje menażki po każdym posiłku do końca obozu! Ach! Życie jest piękne.
Ostatnio na forum wyszła także zdegustowana druhna Wrona, trzymając coś z obrzydzeniem przez chusteczkę higieniczną, po zameldowaniu się, oświadczyła:
- Znalazłam slipy w żeńskim czyściochu... Męskie... W kratkę... Chyba brudne... Mam facetom tylko jedno do powiedzenia! Jesteście obrzydliwi! A właściciel niech się pożegna ze swoją bielizną, bowiem zostanie ona uroczyście wrzucona do latryny, zaraz po apelu!
- Wrona, możesz je sobie wziąć, nikt się do nich publicznie nie przyzna - krzyknął któryś z druhów, po chwili oberwawszy ów majtkami w twarz od zezłoszczonej druhny.
I tak oto Bogu duha winne slipy, zostały uratowane od zatracenia w czeluściach latryny.
Co jakiś czas Snape wpadał z rana, do uśpionego jeszcze namiotu, donośnie oznajmiając:
- Chłopaki mamy problem!
- W czym rzecz? - Odpowiadał mu wtedy czyjś zaspany głos.
- Jutro mamy służbę kuchenną a to znaczy że... Trzeba zwinąć jakiś proporzec!
- Nie! - Wtórowała mu cała drużyna. - To znaczy ze druh musi zwinąć jakiś proporzec.
W czego wyniku drużynowy nadstawiał karku, przekradając się pod osłoną nocy, do innych namiotów i czyniąc rzeczy których czynić drużynowemu naprawdę nie przystoi. Ale tak to już bywa, życie to niesprawiedliwa bestia i brutalna w dodatku. Trzeba cierpieć gdy się chce mieć kompletną drużynę na zajęciach. Efektem tych eskapad było to, iż wędrownicy ani razu nie odrabiali służby kuchennej, bowiem za rzecz tak cenną jak proporzec, mieli prawo na apelu żądać wszystkiego, a rzeczy w tym wypadku tak błahej jak zastępstwo na ów służbie w szczególności.
Powoli zbliżał się dzień ślubów, na tę okazję Gacek z Wiewiórem zawarli zakład, by mieć powód do kontynuowania swej odwiecznej rywalizacji. Dobrze, że obiekt ów zakładu o niczym nie wiedział, bo osoba ta do takich rzeczy podchodziła bardzo sceptycznie i zapewne dała by obydwu pokaźny wykład na ten temat, mowa tu oczywiście o drogiej druhnie Wronie. Gacek był zdesperowany do tego stopnia, iż wpadłszy do namiotu wędrowniczek z naręczem kwiatów, przyklęknął i oświadczył się oficjalnie swojej wybrance, czego nigdy w normalnej sytuacji by nie zrobił. To on zawsze doprowadzał do tego by go adorowano, nigdy odwrotnie. Wrona odmówiła. Czarnowłosemu nie pomogły nawet deklaracje, tego iż uczyni dla niej wszystko.
- Wszystko? - Zapytała siedząca obok blondynka.
Uzyskawszy odpowiedź twierdzącą odpowiedziała:
- Gacusiu kochany ja za Ciebie wyjdę... A kupisz mi BMW?
- BMW!? - Odrzekł zaskoczony druh. - O Ty! Wstrętna, interesowna!
- Jolka! - Krzyknęła nagle Wrona. - Znalazłaś na niego sposób! Ja chcę Willę z basenem!
Gacek zrezygnowany i zdegustowany padł na ziemię u stóp chichoczących druhen.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vardamerethiel dnia Wto 18:42, 25 Lip 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 18:12, 25 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Czekałam, czekałam aż się doczekałam (od 11 rano czatowałam!), szkoda tylko, że to był przedostatni rozdział, ale skoro kontynuacja będzie...<zaciera łapki>
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Wto 18:53, 25 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Oj, to niepotrzebnie czekałaś, bo ja byłam w górach, wrzuciłam rozdział po powrocie, właściwie mogę już dodać też ostatni, co mi szkodzi, wezmę się za pisanie może jutro, bo nie mam żadnych planów, ale jest rzecz której naprawdę bardzo, bardzio nienawidzę, przepisywanie na komputer, więc czekać będzie trzeba długo... No chyba, że zniesiecie moje skanowane rękopisy, ale w to szczerze wątpię.
Rozdział - 8
W końcu niepostrzeżenie przyszedł ostatni dzień obozu. Dzień Obozowicza, w którym wszystko co tylko mogło, było tak jak być normalnie nie powinno. Kadra w tym dniu mogła znów poczuć smak bycia zwykłym szaraczkiem i oddawała swe obowiązki tym o najniższych stopniach, którzy zwykle byli pod jej opieką. W drużynie wędrowników dostało się to zaskoczonemu Harry’emu Potter’owi, bo komuż by innemu? Przy czym druhowie Gacek z Wiewiórem przybrawszy role małoletnich łobuzów, starali się jak tylko mogli psuć porządek, którego ostrą ręką strzegli przez ostatni miesiąc, przysparzając chłopcu naprawdę wiele problemów. Robili co im się żywnie podobało, co dokładnie zobrazować mógł napis z dzisiejszej Gackowej podkoszulki – „Grzeczni Chłopcy idą do nieba. Niegrzeczni... Tam gdzie chcą!”
Działo się naprawdę wiele, najważniejszym jednak zdarzeniem tego dnia miły być coroczne obozowe śluby. Druhowie od rana nerwowo zbierali polne kwiaty dla swoich wybranek, zdawało by się iż ten szał ogarnął wszystkich bez wyjątków, ale niepostrzeżenie z tej grupki wybiło się dwoje osobników. Gacek i Wiewiór, w końcu oboje zrezygnowali z zawartego kilka dni wcześniej zakładu, stwierdzając że Wrona to istota nieugięta, obojgu bowiem odmówiła. Wiewiór postanowił iż zostanie w tym roku kapłanem, ponieważ nikt inny nie chciał się na to zgodzić, Gacek natomiast uknuł już jakiś inny plan. I przyznać mu trzeba że wyszedł na tym bardzo dobrze. Harry przeglądając ogłoszenia na tablicy przy stołówce, dojrzał pomiędzy karteczkami, specyficzny i znajomy charakter pisma.
Drogie druhny!
W związku z dzisiejszymi ślubami, ogłaszam nabór do swojego własnego, prywatnego haremu. Kandydatki chętne do ożenku proszę o wpisanie swoich danym poniżej.
dh.Gacek
Chłopak, rzuciwszy okiem na ogłoszenie buchnął śmiechem. Po czym z zawadiackim wyrazem twarzy dopisał dla żartu swoje nazwisko, na pokaźniej już zresztą liście. W efekcie, tak jak podejrzewał, został nie tyle odrzucony, co zbesztany i oskarżony o kilka rodzajów zboczeń i nie miał przyjemności, zostania tego wieczoru szczęśliwym małżonkiem.
To niestety był już prawie koniec, wszyscy bez wyjątków czuli w sercach niesamowitą pustkę, niedosyt, ale i radość wraz z masą wspaniałych wspomnień. Po południu zwinięto wszystkie namioty, przy czym było oczywiście wiele śmiechu i niezręcznych sytuacji. Bowiem Gacek z Wiewiórem, odmówili jakiejkolwiek współpracy, twierdząc że jako tak młodzi harcerze nic nie wiedzą o sztuce zwijania tak wielkich, wojskowych namiotów, pytając przy tym o radę swojego druha drużynowego Harry’ego Potter’a, który to naprawdę nie miał o tym żadnego pojęcia. Gacek przy tym zaczął wyszukiwać pozostałości czystych ciuchów, bo stwierdził że nie będzie wracał do domu brudny jak wieśniak, w końcu wydobył z czeluści swojego G.I. Alice, jeden ze swoich sławetnych bezrękawników, przyozdobiony tym razem formułką - „Bez tej koszulki też wyglądam świetnie!”. Po czym włożył ją z lekkim niesmakiem, był śpiący i lekko zmęczony co sprawiało, że nie czuł się zbyt atrakcyjnie i nie pasowało mu to szczególnie do deklaracji na swoim odzieniu. W końcu obaj maruderzy zaczęli jednak współpracować, co zaowocowało w miarę sprawnym zwinięciem obozu, po uprzednim przekupieniu paczką Krówek Mordoklejek. Które stanowiły podstawowy produkt ich żywienia podczas tego wyjazdu. A ich zapas skończył się im stanowczo zbyt szybko.
Później już tylko ognisko pożegnalne. Smętne i melancholijne... Lecz jak bardzo przepełnione przy tym ciepłem i braterstwem. Ostatnia puszczona w mroku iskierka przyjaźni, ze splecionymi w kręgu dłońmi i szepty przyjaciół mówiące - „Czuwaj!”. Dane sobie na wieki „Bratnie słowo”. Wspólna modlitwa, pożegnanie dnia pieśnią i słodki sen przy ognisku pod rozgwieżdżonym niebem... Coś naprawdę niezapomnianego.
Idzie noc...
Słońce już, zeszło z gór.
Zeszło z pół, zeszło z mórz.
W cichym śnie spocznij już.
Bóg jest tuż.
Następny ranek także powitano śpiewem. Pieśnią nuconą z bólem serc, tak odmiennie, aniżeli podczas poprzednich wschodów słońca.
Wstaje dzień...
Blaski zórz, sponad gór,
Sponad pół, sponad mórz,
Płoszą cień. Zbudź się już.
Bóg jest tuż!
I nadszedł w końcu, znienawidzony czas powrotu do codzienności.
Minęło trochę czasu, Harry po raz kolejny stanął na peronie dziewięć i trzy czwarte skąd odjechać miał Ekspresem do Hogwartu. Z niecierpliwością, wśród tłumu wypatrywał twarzy swych przyjaciół. Odkąd wrócił z obozu nie miał możliwości posłać im sów, a z drugiej strony chciał osobiście przekazać im swoje wrażenia. Miał tak wiele do opowiedzenia. Nagle poczuł na swoim ramieniu, szorstki dotyk czyjejś dłoni. Ron! A może Hermiona! Był taki szczęśliwy, nie zdążył odwrócić się w tamtą stronę gdy usłyszał cichutkie, acz pewne - „Oblivate!”. Dotyk ustąpił. Chłopiec jednak nawet tego nie pamiętał. Nagle dojrzał w oddali sylwetki swoich przyjaciół, natychmiast pobiegł do nich, nie zauważając odchodzącej w drugą stronę, odzianej w czerń postaci.
- To się musiało stać - powiedział do siebie w duchu ciemnowłosy, jakby pragnąc usprawiedliwić swój czyn przed samym sobą. - Nie mogłem mu pozwolić na zachowanie tych wspomnień i bezmyślne zrelacjonowanie ich, co najmniej połowie szkoły... Nie mogłem...
Mężczyzna był w pełni przekonany co do tego, iż to co zrobił było konieczne... Tylko dlaczego było mu tak smutno...
Już w pociągu Harry postanowił wyciągnąć podręcznik do eliksirów i zaczerpnąć nieco wiedzy, by nie dać temu wstrętnemu Snape’owi powodów do kpin i poniżania go. Miał go ze sobą nawet na obozie, poświęcając wolne chwile na naukę. Otworzywszy książkę, chłopiec dojrzał coś, co na pewno nie było materiałem dotyczącym eliksirów. Na końcu rozdziału traktującego o zastosowaniach Mandragory w miksturach leczniczych, na sporej wielkości wolnym miejscu wypisane było drobną kursywą:
Strona Gacka!
Pewnej nocy podczas nieuwagi jednego z druhów, niejaki druh Gacek dorwał jego podręcznik i skalał go pracą swoich rąk. Tak o to powstała „Strona Gacka”.
Obok tekstu, kilkoma niezdarnymi kreskami wyrysowany był uśmiechnięty nietoperz.
- Ale kim był ten druh Gacek? - Zamyślił się zdziwiony Harry.
W ogóle nie pamiętał kogoś takiego, w końcu stwierdził ze któryś z druhów postanowił sobie z niego zażartować i zmusić do tego by próbował sobie przypomnieć kogoś nieistniejącego, tracąc przy tym masę czasu. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie
- Ach! Ci druhowie, nic tylko harce i żarty w głowie... Ale to naprawdę fajna pamiątka.
Dopiero teraz Harry zorientował się jak bardzo będzie mu brakować „Scautowego życia”. Odłożył podręcznik, nie był w stanie niczego przeczytać, osnuły go wspomnienia. Tym razem nawet Dudley nie zepsuł mu wakacji, przez ten cały czas chłopak nawet go nie zauważał, jego kuzyn był nicością... To były naprawdę niezwykłe i niezapomniane dni!
Koniec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 19:28, 25 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
szkoda, że takie zakończenie... Ale! Enahama udowodniła, że Obliviate można przełamać hehe... czekam na kontynuacje.
Edit: Ale zaraz! Przecież Potty może rozpoznać też charakter pisma mistrza Eliksirów (Ta strona Gacka )!
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sirith dnia Śro 21:21, 26 Lip 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Viga
Charłak
Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Dark Valley.
|
Wysłany: Wto 23:54, 25 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Kurde, nie było mnie chwilę, a tu już koniec. Be. Choć liczę na to, że będzie kontynuacja i zrobisz coś z tym zaklęciem. Jak to Sirith powiedziała, Enahma udowodniła, że można złamać "Oblivate" i mam nadzieję, że ty coś wykombinujesz. Liczę na ciąg dalszy, bo inaczej nie dam spokoju :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|