|
Lochy Gdzie Snape mówi dobranoc...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Sob 13:36, 22 Lip 2006 Temat postu: "Wspomnienia z Brownsea" |
|
|
Ośmielona reakcją Lafiel na moje pisadła, wrzucam kolejnego fica, jest to stara praca, napisana kilka lat temu, którą to ostatnio wygrzebałam z czeluści swojego twardego dysku i postanowiłam troszkę poprawić, co skończyło się tylko na pierwszym rozdziale, wiec w tym przypadku, opowiadanie nie będzie aktualizowane zbyt często, bo muszę sukcesywnie wyłapywać w nim błędy i zmienić kilka rzeczy... Momentami może być nudno i smętnie, ale mam nadzieję, że przynajmniej znikomej ilości czytelników się spodoba.
„Wspomnienia z Brownsea”
Rozdział – 1
Na przestrzeni wielu lat Privet Drive pozostało niezmienne. Schludne! Uporządkowane, jakby według narzuconego szablonu określającego normalność. Na wskroś poprawne. W najpoprawniejszym z tych poprawnych domów, pod numerem czwartym, w najmniejszej sypialni, leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit, swą przyszłość rozpatrywał pewien chłopiec. A była to przyszłość niezwykle nurtująca, jak zresztą można było by się spodziewać w wypadku tegoż chłopca. Wakacje rozpoczęły się zaledwie kilka dni temu, pomimo tego tęsknota Harry’ego za przyjaciółmi i Hogwartem sięgała już niemal apogeum. Był zawiedziony, liczył tego lata choćby na krótką wizytę w „Norze” u państwa Wesley’ów, ktoś jednak z góry ułożył mu wakacyjne plany. Wuj Vernon! Osoba którą Harry darzył nienawiścią tak wielką, iż porównywalną chyba jedynie do tej którą czuł w stosunku do Profesora Snape’a. Wuj zaplanował w tym roku wspaniałą podróż dla siebie i ciotki Petunii. Oczywistym było to, iż Harry nie mógł liczyć na to, że zostanie zabrany. Jednak nie martwiło go to wcale, perspektywa spędzenia dwóch miesięcy bez wujostwa i kuzyna Dudley’a była dlań niezwykle zadowalająca. Tym większe było jego zaskoczenie gdy dowiedział się, że Dudley również nie jedzie! Tysiące pytań przyszło mu na myśl po usłyszeniu tej wieści, a najwyraźniejsze z nich – dlaczego - nieznośnie nie dawało spokoju. Wuj wyjaśnił wszystko pokrótce, bez zbędnych wywodów. Harry był wyraźnie zdziwiony tym, że wuj w ogóle stara się wytłumaczyć mu cokolwiek, przyzwyczajony był przecież do ciągłej ignorancji z jego strony. Po chwili dotarło do niego oświadczenie, iż on wraz z kuzynem wyjadą w tym czasie z grupą innych cywilów na obóz skautowy. Mówiąc to wuj zmarszczył czoło i ostro dał Harry’emu do zrozumienia, że powinien być wdzięczny iż dzięki nim będzie mógł wyjechać na wakacje.
- Obóz!? I co jeszcze? - Pomyślał z niesmakiem chłopiec.
Być może mógłby się nim cieszyć gdyby nie towarzystwo Dudley’a, lecz przyszłość ma to do siebie, iż nie wiadomo jak zadziwiające wydarzenia przyniesie!
Zaczęło się normalnie, Dudley trzymał się z dala od Harry’ego, lecz oboje byli jakby na uboczu. Sam Harry wiedział że wystarczy kilka dni by zaklimatyzować się wśród tych ludzi, był też świadomy tego że Dudley’owi nie przyjdzie to tak łatwo, on swe towarzystwo zjednywał wśród reszty dzieciaków które trafiły w tą bajkę z powodów pokrewnych im samym. Podróż mijała mi nadzwyczaj szybko, otaczający go ludzie byli niezwykle pogodni, pełni energii, pasji i fascynacji. Otaczał go chór zdartych od śpiewu głosów i fałszywe dźwięki rozstrojonych gitar, radosny śmiech i barwne opowieści, snujące historie z przez minionych wędrówek i biwaków.
Dojechawszy do Poole przesiedli się na prom, stamtąd już niedaleko wyspę Brownsea, gdzie odbył się pierwszy na świecie, zorganizowany przez Bi-Pi, czyli generała Roberta Baden Powella obóz scautowy. Obozowisko znajdowało się w borze powyżej zabudowań. Dotarłszy na miejsce zastała ich niemiła niespodzianka i przymusowa zmiana planów. Okazało się, iż czeka ich jeszcze co najmniej godzina marszu przez las, bowiem polan – na której mieli się zakwaterować, zajął inny hufiec scautowy, po ówczesnym uzgodnieniu tego z ich hufcowym. Zostali oczywiście poinformowani, iż powinni się cieszyć bo mają lepsze miejsce, w rezerwacie tuz nad jeziorem i do tego blisko plaży.
- Nie wnikam, ale pokładam to całe „uzgadnianie” pod wątpliwość - spuentowała wszystko druhna Wrona, zarządzając natychmiastową zbiórkę w dwuszeregu i wymarsz.
- A od Gacka oczywiście żadnej wiadomości o zmianie planów, no tak! To byłoby przecież ponad jego siły, biedaczysko, chyba umarłby gdyby wziął do swojej czcigodnej dłoni telefon i zadzwonił - mówiła do towarzyszącego jej druha idąc na przedzie szyku i iście aktorsko przy tym gestykulując!
- Może nie mają tam zasięgu - odrzekł jej towarzysz.
- Nie mają zasięgu! - Wykrzyknęła na to z oburzeniem. - Ty pamiętasz kiedyś taką sytuację w której Gacek nie znajduje zasięgu, on w zeszłym roku zabrał Laptopa na obóz wędrowny, wędrowny! Słyszysz! Co wieczór wyszukiwał zasięgu żeby się połączyć z internetem! I Ty mi mówisz że on nie znalazł zasięgu, ten człowiek jest uzależniony od technologii, bez komórki czuje się jak bez prawej ręki. „Gacek nie znalazł zasięgu” muszę to gdzieś zapisać! - Zakończyła wybuchając śmiechem.
Do obozowiska dotarli tuż przez zmierzchem. Słońce zachodziło, zanurzając się w linię horyzontu i rozpalając na niebie złocista pożogę.
- Piękna robota, widać kto był w tym roku na kwaterce - skomentowała stan obozowiska Wrona.
I rzeczywiście polanę otaczało solidne ogrodzenie, namioty rozstawione były po mistrzowsku, kuchnia polowa z całym rynsztunkiem urządzona nienagannie, a warownia w bramie była prawdziwym cudem techniki jak na budowlę z gwoździ, desek i drewnianych bel. Wszyscy zebrali się na majdanie, skąd drużyny zaczęły powoli rozchodzić się każda w swoją stronę, porywając uprzednio co lepsze kanadyjki.
- Cywilów proszę o pozostanie tutaj, za chwilę zostaniecie przyłączeni do poszczególnych drużyn - powiedziała donośnym i władczym tonem druhna Wrona - „jak tylko znajdę tą ofermę komendanta” - dodała cichutko pod nosem.
Harry’emu natychmiast na myśl przyszła profesor McGonnagall. Dziewczyna rozejrzała się ze zdenerwowaniem, krzyknęła coś do kilku druhów, w końcu uzyskując odpowiedź - „Na stołówce... Gacek z Wiewiórem ścigają się w jedzeniu krówek, Komendant sędziuje!”
- No tak! Powinnam się była domyślić, ta ich coroczna, cholerna tradycja! - Skomentowała w duchu, wydając polecenie - Za mną! - W stronę młodzieży cywilnej i kierując się w stronę namiotu jadalnego.
Obraz tego co działo się w środku był nad wszelkie pojęcie nie do opisania. Jakiś blondyn o długich poszarpanych włosach próbował desperacko przełknąć karmel sklejający mu usta, drugi sporo starszy i brodaty, nie mógł powstrzymać się od śmiechu, uderzając z rozbawieniem ręką w zbity z desek stół, spod którego wystawały nogi trzeciego osobnika.
- Dzieci w przedszkolu mają ambitniejsze zajęcia! A ty im jeszcze na to pozwalasz - wymierzyła palec wprost w czoło brodacza.
Harry’emu obserwującemu zajście z tyłu, sytuacja ta wydała się bardzo zabawna. Mężczyźni przy, bądź pod stołem nie kwapili się w udzieleniu jakiejkolwiek odpowiedzi. Wrona oblała się ze złości rumieńcem.
- Macie po cztery dychy na karku a zachowu...
- Oj nie, on ma pięć! - Blondyn przerwał jej uśmiechając się szelmowsko i spoglądając w stronę brodacza.
Próbowała coś powiedzieć, ale tamten kontynuował.
- Wiem co chcesz zrobić, zarzucisz nam kpinę i ignorancję co nie jest tak całkiem odbiegające od prawdy....
- Choć to co raczej domena Gacka, aniżeli nasza - wtrącił się brodacz.
Spod stołu dotarł do ich odgłos będący czymś pomiędzy warknięciem a pomrukiem. Z jego tonu wyczytać można było stanowczy sprzeciw.
- Ale...
- No właśnie, ale... Cóż takiego miało by was tłumaczyć? - Wrona przyjęła pytający wyraz twarzy.
- Choćby to że... - Oboje aktorsko przyjęli pozy myślicieli, kontynuując rozpoczętą farsę.
- Choćby to że? No słucham? - Nie dawała za wygraną.
- Wyluzuj słońce! Prawdziwe życie zaczyna się po czterdziestce! - Spuentował ten trzeci wydostając się spod stołu.
Jego oczy wydały się Harry’emu niezwykle znajome, choć on sam wyglądał raczej odmiennie.
- To nie możliwe - pomyślał, uświadamiając sobie po chwili że niemożliwym w tym wszystkim jest jedynie to, by znalazła się na świecie druga osoba o jednakim spojrzeniu.
Jego rozbawienie całą tą sytuacją natychmiast znikło, mimowolnie schował się w cieniu otaczającej go reszty grupy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lafiel la Fay
Członek Wizengamotu
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Lochy Severusa
|
Wysłany: Sob 16:23, 22 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Boże w takim momęcie przerwac.Gacek to zbrodnia.Ja chce jeszcze;(
Opowiadnie świetne.hm?Tak jak zwykle:D
Cuż mo ge powiedziec jestem ciekawa co się stanie,co będzie z kuzynkiem,kto jest tą osobą bo coś mi się wydaje ,że Syriusz zobaczymy.
Kochanie pisz błagam bo to kolejne opo z uzależnieniem.
Całusy Lafi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ebcia
Wilkołak
Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: sama nie wie, gdzie jest to coś
|
Wysłany: Sob 23:25, 22 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Cóż, od dziś, kiedy przeczytałam Twoje pierwsze opowiadanko, będę się chyba zaliczać do grupy Twoich fanów, mimo iż jestem Gryfonką Opowiadanie świetne, w sam raz na wakacje, chociaż szkoda, że ja już jestem po moim obozie:) Czekam na dokończenie historii
A Gackiem nie może być Syriusz ( Harry by się nie schował, przestraszony)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Nie 0:12, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Kto jest Gackiem? Można odgadnąć na zasadzie prostych skojarzeń i dedukcji... Albo poczekać na rozdział drugi! Wyjątkowe oczy i pseudonim, który na pewno, ale to na pewno wiąże się z pewną kanoniczna postacią w dość jasny sposób... Następna część... Zobaczymy, postaram się znaleźć trochę czasu na poprawianie, więc może jutro.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mircia
Wilkołak
Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gliwice? Łóżko? A kij wie xP
|
Wysłany: Nie 2:58, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Uuuaaa! Naprawdę dobre i naprawde mi się podoba, tylko zastanawiam się kim jest ten Gacek.. Kurczę kto miał jakieś charakterystyczne oczy? Nie wiem, naprawdę nie mogę wykombinować.. To ja sobie na następny rozdiał poczekam <czeka>...
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Nie 11:12, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Przyznam, że byłam niemalże pewna, że każdy się domyśli, a tu fuka, czyli chyba nie oddałam tego podobieństwa zbyt dokładnie... W sumie, dopiero końcówka całego fanfiction wyjaśni ostatecznie dlaczego ta postać jest tak bardzo niekanoniczna i nie podobna do siebie, i mam nadzieję, że zrobi to w sposób wiarygodny... Bo Gacek się nie zachowuje tak jak pierwowzór powinien, no ale trudno... Ja zawsze łamię zasady.
Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce, z równym podekscytowaniem co strachem o to jak zostanie odebrany... Nie wiem czy się ucieszycie, ale ten jest trochę długaśny...
Rozdział - 2
Wrona była typową racjonalistką, jej oświeceniowy światopogląd w konfrontacji z lekko nonszalanckim nietzcheanizmem Gacka dawał prawdziwą mieszankę wybuchową. Znali się od lat, a uczucia miedzy nimi z biegiem czasu ewoluowały z nienawiści po braterstwo, zawsze jednak z nutką odwiecznej rywalizacji.
- Żaden facet nie będzie ode mnie lepszy, a tym bardziej Ten facet! - Lubiła często powtarzać, na co zwykle otrzymywała trafną ripostę składającą się z wyszukanych wyrażeń, składanych i formowanych w określoną całość w zależności od sytuacji...
Czasami zdarzały się także specyficzne dla większości mężczyzn, te dwa charakterystyczne słowa, wypowiedziane z wyjątkową słodyczą i anielskim wręcz uśmiechem na ustach...
- Do Garów! - Czasem również z dodatkiem - Kobieto!
W tym wypadku również mieli sobie wiele do powiedzenia, na propozycję Wrony o dołączeniu po kilku cywilów do każdej z drużyn w celu rozłożenia sił, jako że tegoroczny obóz miął odbywać się w formie turnieju, Gacek odpowiedział z typowym dla siebie prychnięciem i wyrazistym komentarzem.
– Żadnych gołowąsów w mojej kompanii!
Zapadło niezręczne milczenie. Wrona spojrzała błagalnie w stronę komendanta mówiąc:
- Nie możesz się chyba ze mną nie zgodzić?
- Masz rację, tym razem niestety nie mogę - poklepując swoich towarzyszy po ramionach dodał jeszcze - przykro mi chłopcy! Takie życie!
- Przykro! - Prychnął blondyn. - To nam jest przykro!
- I Ty Brutusie przeciwko mnie? - Skrzywił się ten drugi.
- Mogłeś tego uniknąć na dwa sposoby Gacek! - Rozpromieniła się Wrona - Po pierwsze, przyjmując funkcję komendanta którą Ci proponowano, ale nadąsałeś się tylko odmawiając! Po drugie, przyjmując funkcję przywódcy w drużynie zastępczej dla tych chłopaków... - Nie dokończyła
- Nigdy w życiu!
- Właśnie! To było kompletnie do przewidzenia i kompletnie w Twoim stylu! - Popatrzyła nań gniewnie.
- Wrona! Proszę daj już spokój - wtrącił się Wiewiór - patrz na te dzieciaki - skinąwszy w stronę cywilów kontynuował - wyrazy twarzy mamy podzielone, od przerażenia poprzez dezorientację po kompletną kpinę. Czy Ty myślisz że Gacek jest odpowiednią osobą na opiekuna takiej zgrai, przecież on by ich pozabijał przy pierwszej lepszej okazji! Wybacz Stary - skierował słowa w stronę ciemnowłosego. - Ale pedagog z Ciebie żaden.
- Nie mam czego - mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się szelmowsko. - Przyjmuję to jako komplement!
Wrona popatrzyła na obu z niedowierzaniem, załamując przy tym ręce.
- Dobra! - Podjęła wreszcie. - Przejdę się po obozie, porozdzielam chłopaków, przyślę wam dwójkę na końcu.
- Skoro musisz - zniesmaczony druh bezradnie skrzyżował dłonie na piersi. - Niech się dzieje wola nieba!
- Z nią się zawsze zgadzać trzeba - spuentował Wiewiór. - To widzimy się po ciszy nocnej na odprawie - dodał jeszcze.
- Nie no! Wracam za chwilkę, dokończcie sobie swoje zawody - rzekła Wrona zanosząc się histerycznym śmiechem - później pogadamy.
- Nie teraz, obowiązki wzywają - Gacek wstał i wręcz aktorsko wskazał Wiewiórowi drogę przed sobą. – Idziemy przekazać reszcie, jakże niefortunne dla nad wieści.
- Perwers! - Odrzekła mrużąc oczy!
- Ale tylko troszkę - odpowiedział puszczając jej oczko.
Był swego rodzaju perwersem, co do tego nie było i być nie mogło żadnych wątpliwości, choć możliwe, że w jego wypadku, to stwierdzenie jest nazbyt dosadne. Znaleźć go można było zawsze tam gdzie działo się coś niesamowitego i wykraczającego poza zakres zmysłowej percepcji, bynajmniej w kwestii tak zwanej „normalności”. Przylgnęło to do niego do tego stopnia, iż brać scautowa z przyzwyczajenia już lubiła powtarzać - jeśli nie wiadomo o kogo chodzi, to chodzi o Gacka!
Namioty wędrowników tradycyjnie już znajdowały się na uboczu, bywało iż zakładali osobny podobóz kilka kilometrów od reszty, ale ostatnimi czasy zaniechali tych praktyk, głównym tego powodem było najprawdopodobniej czyste lenistwo. Bo chociaż kilka kilometrów to nie dużo, to konieczność ich przemierzania kilka razy dziennie w celu udania się na posiłki, jest naprawdę męcząca. Wiewiór wieczór spędzał w typowy dla siebie sposób, leżąc na pryczy, brzdękoląc coś na rozstrojonej gitarze i obserwując obozowy majdan poprzez szparę pomiędzy klapami namiotu. Gacka nie było, bo jego tak właściwie nigdy nie było w jednym miejscu, jeśli nie miał obowiązku w nim pozostać. Po niedbałym, na szybko zaimprowizowanym apelu i obwieszczeniu kilku spraw organizacyjnych, zniknął gdzieś jak to miał w zwyczaju. Jednak znajdując się w położeniu Wiewióra, można by dojrzeć go teraz zbliżającego się w stronę namiotu. Szedł szybko, jakby marszem lecz ze swą odwieczną nutką nonszalancji. Ubrany w był ciemny bezrękawnik z wyrazistym nadrukiem głoszącym - WHO THE FUCK IS? SIRIUS BLACK! W parze oczywiście z typowymi dlań ciemnooliwkowymi bryczesami wojennymi, wpuszczonymi w tak zwane „Opinacze”. Spodnie te były równie mocno podziwiane co krytykowane, ale chyba tylko on był na tyle postrzelony by bez skrępowania nosić te, jak je nazywali przeciwnicy - antyki, bo nawet Ci którym się podobały mówili - fajne! No... ale ja bym nie ubrał. Z impetem wpadł do namiotu nie odsłaniając nawet klap i rzucając niedbale niesioną w ręku bechatkę w stronę swojej pryczy, zapytał:
- No i gdzie te dzieciaki?
- Dzieciaki? - Mruknął blondyn - tylko jeden... To znaczy na szczęście jeden, bo to aż nadto. Nazywa się... Hmmm... Dudley Dursley... Chyba...
- Jak to jeden? - Orzekł ciemnowłosy z konsternacją.
- No jeden, nie bój się, kłopotu będzie jak za co najmniej tuzin.
- Przed chwilą spotkałem Wronę, coś tam mruczała że posłała nam dwójkę...
- Nie no... Niemożliwe - odrzekł Wiewiór. Minę miał niewyraźną.
- No pięknie stary! - Burknął ciemnowłosy opadając na pryczę - to pierwszy dzień a my już zgubiliśmy dzieciaka! - Po chwili wstał niezadowolony zarówno z faktu samej konieczności wstawania jak i kompletnego milczenia Wiewióra, pomaszerował w poszukiwaniu Wrony...
Obrót sprawy też wydawał się nie za ciekawy biorąc pod uwagę to, kto będzie musiał znaleźć to dziecko. Kto? Chyba jasne - jak nie wiadomo o kogo chodzi to chodzi o Gacka. A jak nie wiadomo kto ma wykonać coś czego nikt wykonać nie chce, to też zazwyczaj wypada na niejakiego Gacka.
Wiewiór lekkoduchem był od zawsze, tak po prawdzie to momentami jeszcze większym niż Gacek. Wedle jego rozumowania każda sprawa w końcu wyjaśni się sama, bo po prostu musi i nie ma od tego żadnych odstępstw ani wyjścia. Tak więc czekał... Znów ta sama sytuacja... Czarnowłosy z impetem wpada do namiotu.
- I jak? - Niechętnie postawił pytanie blondyn.
- Hmmm... Mały, ciemne włosy i okulary.
- No to niestety trzeba się zbierać - westchnął Wiewiór, niezadowolony z konieczności przerwania kontemplacji życia obozowego przez szparę pomiędzy namiotowymi klapami, oraz upajania się fałszywymi dźwiękami swego ukochanego instrumentu. - Idź w stronę plaży, ja pójdę w stronę zabudowań, spotykamy się za godzinę nawet jeśli go nie znajdziemy, wtedy postanowimy co dalej.
- Cóż za przywódcza osobowość ujawnia się w tobie drogi przyjacielu - odparł Gacek z sarkazmem w głosie. - Gdyby nie to, że trzeba szybko znaleźć tego chłopca, chętnie skontrował bym twoje Napoleońskie zapędy Wiewiór! - kontynuował uśmiechając się spode łba.
Gacek zniknął natychmiast, a leniwa natura Wiewióra pozwoliła mu jeszcze na kilka minut błogiego „nic nie robienia”. Po chwili powoli zaczął zwlekać się z pryczy.
- Mały drań - pomyślał surowo Gacek. - Albo to te dzieciaki stają się z pokolenia na pokolenie coraz gorsze, albo to ja się starzeję - powiedział do siebie w duchu, nerwowo chwytając swoje mięśnie trójgłowe ramion - na razie nie zaczynam obwisać jak stara baba, jest dobrze - speszyły go jego własne myśli. - Gacek kompletny z ciebie idiota! - Spuentował ten jakże inteligentny monolog w momencie gdy ręce powędrowały wzdłuż torsu i brzucha - O kruca! Chyba trochę za dużo ciastek! - Skarcił się w duchu wyczuwając lekką wypukłość tam gdzie być jej nie powinno.
Przedzierał się przez las, tuż obok ścieżki, zawsze wolał to niż utarte szlaki. Młode gałązki boleśnie uderzały jego twarz, był to jednak ten rodzaj bólu który na swój sposób lubił, ten który przypominał mu o tym iż żyje, o egzystencji będącej ciągłą wspaniałą walką. W końcu dotarł nad rzekę, jego przypuszczenia potwierdziły się, chłopiec stał na brzegu wpatrując się w biegnącą korytem wodę. Podszedł doń bezszelestnie i położył dłoń na jego ramieniu. Dziecko odskoczyło przed jego dotykiem, po czym odsunęło się jeszcze bardziej ujrzawszy kogo ma przed sobą... Druh zachował swój kamienny wyraz twarzy, niemniej był równie mocno zdezorientowany.
- Co? Jak? Dlaczego? Nie! To niemożliwe! - Tysiące myśli nie dawały mu spokoju. - Moja reputacja, mój wypracowany przez lata image! Teraz wszystko diabli wezmą! Cholerny dzieciak!
- Ucieczka i ukrywanie się to żadne rozwiązanie Potter - szepnął w końcu chłodno, jego głos był jak zwykle twardy, nie zachwiał się nawet przez sekundę, był równie wściekły co rozbawiony zaistniałą sytuacją...
- Ja... Ja nie...
- Nie ważne, czego lub kogo się obawiasz, choćby ukazał ci się sam Czarny Pan nie wolno Ci samowolnie opuszczać obozowiska, tutaj panują moje zasady, jasne?
- Tak - cicho odpowiedział chłopiec.
- Chodźmy już... Wiele osób Cię szuka - nakazał chłodno, tonem dającym do zrozumienia iż nie przyjmuje sprzeciwów.
- Dobrze - chłopiec po raz kolejny mruknął pokornie.
Poczęli zbliżać się do obozu, mężczyzna szedł na przedzie, zaraz za nim chłopak, nieco przestraszony, ale chyba już w pełni świadomy i pewny co do zaistniałej sytuacji.
- Jeszcze jedno Potter - rzekł ciemnowłosy odwracając się w stronę Harrey’go. - Jako że przez najbliższy miesiąc mamy tworzyć zespół, proponuję rozejm na czas trwania tego obozu... - Powinienem dostać Nobla za miłosierdzie - dodał jeszcze w myśli.
- Dobrze Panie Profesorze.
- Od dzisiaj druhu, Potter!
Chłopak skinął tylko głową na znak iż zrozumiał. Mężczyzna wyciągnął ku niemu dłoń, było to kompletnym szokiem dla Harry’ego ale uścisnął ją za znak zgody.
- Ile jeszcze zostało potwora w potworze? - Pomyślał, zaskoczony zachowaniem swego byłego oprawcy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ebcia
Wilkołak
Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: sama nie wie, gdzie jest to coś
|
Wysłany: Nie 11:28, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Rzeczywiście, wczoraj pomyślałam, .że to Snape ( albo ewentualnie Voldemort) Opowiadanko jak zwykle świetne:)
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lafiel la Fay
Członek Wizengamotu
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Lochy Severusa
|
Wysłany: Nie 13:30, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
No to się ździwiłam.Spodziewałam się wszystkich ,ale Snapea.
Gratulje pomysłu.
Boże rozejm z Potterem będzie jazda na całego juz to widze jaja jak berety.
Jak zwykle Gacku opowiadanko świetne boskie dużo by wymieniac pochwał.
Mam andzieje ,że już niedługo dostaniemy następną cześc.
Całusy Lafi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mircia
Wilkołak
Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gliwice? Łóżko? A kij wie xP
|
Wysłany: Nie 17:08, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Łiii!!
Świetnie, naprawdę, naprawdę wspaniale *_*
Ja też nie spodziewałam się Snape'a... Wszystkich tylko nie Snape'a, ale w tym wypadku plus dla Ciebie za umiejętność zszokowania czytelnika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sirith
Wilkołak
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 17:47, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Snape druhem... o czym jak o czym, ale o TYM jeszcze nie było! Kontynuuj Gacku!
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Viga
Charłak
Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Dark Valley.
|
Wysłany: Nie 17:51, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
<tarza się po podłodze zie śmiechu> Gacek! Gacek! A już samo to mówi za siebie... Gacek od nietoperka w lochu. Boski pomysł, komiczny, naprawdę. Snape jako druh w obozie. O, moje serce się zatrzymało na chwilę. Rozejm z Potterem to dla mnie niemałe zaskoczenie. Szok po prostu. Od dziś wiernie będę czytać!
Acha. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o duzej ilości błędów interpunkcyjnych, kilku literówkach, etc. Radzę kolejny raz przejrzeć pod tym kątem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vardamerethiel
Niewymowny
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: Nie 22:15, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Oj! Interpunkcja u mnie leży, tego jestem świadoma, z tego względu, że jestem posiadaczką chyba wszelkich możliwych dys występujących w języku polskim... Teraz jest już chyba lepiej, ale ten tekst był pisany dość dawno, więc pod tym względem rzeczywiście kuleje. Oddaję do waszej dyspozycji kolejną część. Miło mi słyszeć tyle pochlebnych opinii na temat mojej pracy, bardzo wam dziękuję!
Rozdział - 3
Po powrocie do namiotu milczeli oboje. Harry lekko jeszcze przestraszony starał się oswoić i zaakceptować zaistniałą sytuację. Przez chwilę pomyślał nawet że Snape nie jest taki zły jakiego zawzięcie udaje w Hogwarcie, oraz, że z realiów panujących na tym obozie i w tej drużynie, może wkrótce wyniknąć coś naprawdę zabawnego. Obiekt rozmyślań chłopaka rozkładał się właśnie leniwie na swojej pryczy i uprzednio porywając Wiewiórowi z rąk gitarę, sam zaczął wydobywać z niej dźwięki. Na szczęście dla wszystkich wokół obecnych, był znacznie lepszym gitarzystą niż swój przyjaciel. Harry zaryzykowałby nawet stwierdzenie że gra bardzo dobrze. Przypomniały mu się słowa małej Ginny Wesley – „Człowiek który gra na gitarze tak pięknie nie może być zły....” Była to kontra na zarzuty Ron’a, który sprzeciwiał się fascynacji małej Ginny, dotyczącej pewnego mugolskiego zespołu którym się zachwycała, a którego muzycy mieli w zwyczaju odgryzanie łbów gołębiom na koncertach i inne tego typu zabiegi...
- Być może Ona ma rację - pomyślał chłopak, uśmiechając się w duchu - ale ciekawe jak zareagowałaby na widok Snape’a z gitarą - zastanowił się przez chwilkę - czyżby jej życiowa filozofia uległa wtedy zmianie nagle i nieodwracalnie...
- Powinniśmy mieć kadrówkę - przerwał melancholijną cisze Wiewiór - wszystkie drużyny mają kadrówki tylko my śpimy wszyscy w jednym namiocie...
- Tak było od wieków Wiewiór, jest nas mało, więc dostajemy jeden namiot, przywyknij - odpowiedział Snape.
- Przywykłbym gdybym nie musiał spać na górze rozwalającej się pryczy - rzekł blondyn marudnym tonem.
- Ba! Sam ją sobie zbudowałeś.
- Tak! Ale z myślą o spaniu na dole u wepchnięciu kogoś na górę.
- Zrób to... Ten cały Dudley się jeszcze nie rozpakował, możesz przeprowadzić go na górę i spać pod nim.
- Co?! Nie dzięki, chciałbym dożyć starości.
- To nie marudź.
Na tym skończyli, bynajmniej na razie. Dźwięki gitary ucichły. Przez namiot przewijało się wiele różnych osób, Harry jednak wśród nich nie dostrzegł swojego kuzyna.
- Wiewiór! - Odezwał się nagle ciemnowłosy.
- No?
- Ten drugi chłopak, gdzie on właściwie jest?
- A bo ja wiem... - Blondyn zastanowił się przez chwilę... - No, nie wiem - odpowiedział w końcu. - Ale, zaraz zbiórka na kolację, wszyscy się znajdą.
- Oby! Zajmij się tym, idę pobiegać...
- Co!? - Krzyknął zdezorientowany Wiewiór.
- To co słyszałeś, idę pobiegać.
- Stary co ci odbiło - roześmiał się blondyn.
- Nic. Patrz na to - odpowiedział podnosząc koszulkę i naciągając kawałek tkanki na brzuchu - wiesz co to jest?
- No... Niech zgadnę... Kawałek Twojej skóry!?
- Zdaje się że nie. To, jest miesiąc ciężkiej pracy, przede mną długa droga do perfekcji - odpowiedział ciemnowłosy ledwo powstrzymując się od śmiechu, bowiem Wiewiór śmiechem już wybuchnął rycząc głośno.
- A to dobre! Szkoda że nie ma tu Wrony! To by się uśmiała...
- Nie rozumiem z jakiego powodu, ja mówię całkiem serio - wręcz aktorsko skomentował Snape wychodząc z namiotu.
Harry udawał niewzruszonego, bał się go jeszcze, wiedział że jego uśmiech mógłby go tylko rozdrażnić, ale ta sytuacja kompletnie go rozbroiła. Profesor, a właściwie druh, w tej chwili udowodnił mu ostatecznie że nie jest do końca tym kogo zawzięcie udaje w Hogwarcie.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a czarnowłosy z powrotem pojawił się w namiocie. Był jakby lekko wzburzony i niezadowolony.
- Czyli wszystko w normie - pomyślał Harry kończąc wypakowywać swoje rzeczy.
- I jak Gacek, dobre chęci chyba nie przełożyły się na czyny - odezwał się Wiewiór.
- To zależy o czym mówisz? - Snape uśmiechnął się nieznacznie.
- Mówię o Twojej szczytnej idei biegania.
- A czy ja poszedłem biegać?
- A nie? Więc gdzie byłeś? - Zadał pytanie blondyn.
- Wkręcałem cię, byłem sprawdzić co dziś na kolację, w konfrontacji pomiędzy owsianką i chlebem słonecznikowym z Nutellą, a bieganiem, to ostatnie wypada miernie.
- Ma się rozumieć - odpowiedział jeden z przysłuchujących się rozmowie druhów.
- To co zbieramy się? - Zaproponował Wiewiór - a po kolacji... A zresztą sami zobaczycie...
- Masz jakiś pomysł o którym ja nie wiem - Snape przybrał bojową minę wychodząc z namiotu.
Wiewiór podążył zaraz za nim, po chwili do ów pielgrzymki dołączyła również Wrona.
- Ok! Już wyjaśniam - mruknął - chodzi o to że mamy zamiar urządzić dziś „Nazgula”.
- No! I ja dowiaduję się ostatni!
- No... Bo o to chodzi Gacek że... - Blondyn dziwnie nie mógł wyksztusić z siebie słowa.
Może dlatego by nie drażnić przyjaciela tym co miał mu do zakomunikowania. Bo jak powszechnie było wiadomo zły Gacek... Ach szkoda gadać, wesoło nigdy nie było...
- Nie możesz znów robić za Nazgula - uratowała Wiewióra z opresji Wrona - jestem kobietą może będzie delikatniejszy - dodała z nadzieją w duchu i poczęła kontynuować. - No bo wiesz, przy Tobie nikt nie ma szans. - Tak, dobrze trzeba podbudować trochę to chore męskie ego, będzie dobrze Wrona, jesteś w tym dobra - pomyślała mówiąc dalej. - No... Znowu wszyscy się zdołują, spadnie morale w drużynach, sam wiesz jak to jest... I w ogóle. - Cholera zaczynam się plątać długo tak nie pociągnę. Myśl kobieto! - Nakazała sobie ostro, a w efekcie nie zdołała niestety wyksztusić już ani jednego słowa...
Spoglądała tylko na Gacka spode łba, a on na nią z miną równie niewyraźną. To było coś na skraju udawanej złości i chęci powstrzymania histerycznego śmiechu. Gwałtownie nabrał powietrza, nie! Nie wytrzymał... Roześmiał się i udając oburzenie wyksztusił:
- Ej! A co z morale dowództwa!
- No nie mów mi tylko że morale spada akurat Tobie, jakoś dziwnym trafem w ogóle tego nie zauważamy, a wręcz przeciwnie... Chodzisz uhahany jak mały chłopczyk który właśnie dostał nowego resoraka albo...
- Weź się nie nabijaj Wiewiór - wtrącił przyjacielowi w pół zdania.
- Może nasz kochany Gacuś nie daje nam poznać po sobie wszystkiego. - Wrona poczęła ciągnąć zaczętą farsę - ale kto wie jaka tragedia kryje się za tym wielce prześmiewczym i cynicznym obliczem.
- Zaiste wielka to tragedia droga Wronciu, jednakże nie określił bym tego mianem tragedii, bowiem słowo to nie opisuje w pełni katastrofizmu tego zdarzenia, lecz słowa odpowiedniego ku temu również znaleźć nie potrafię - odparł wyniośle i poetycko ciemnowłosy.
- Opowiedz nam o tym drogi Severusie, a zobaczysz że ulży to twemu cierpieniu - odparła dziewczyna próbując naśladować język towarzysza, nadając jednak wypowiedzi ton wykwalifikowanego psychologa.
- Ach! Nie uwierzysz ale... Nie, nie mogę to naprawdę straszne - zatrzymał się na chwilę i przybierając minę męczennika dał sobie chwilę czasu na namyślenie, by w końcu wystrzelić - zdechł mi chomik!
- Tragedia - aktorsko krzyknął Wiewiór - kiedy to się stało?
- Jak miałem sześć lat - odpowiedział po chwili Gacek udając że szlocha. - Uwierzcie mi... Do dziś nie potrafię się z tym pogodzić. Pamiętam jak biegał w swojej karuzelce i jak machał swoimi łapeczkami - misternie kontynuował tę groteskową zagrywkę. - Nie! - Podniósł głos o kilka tonów. - Nie mogę tego znieść. Wy musicie mi pomóc odzyskać radość ducha, bo ogarniającej mnie rozpaczy nie zniosę już ni przez chwilę dłużej. - Gacek mówił dalej podczas gdy towarzystwo wprost umierało ze śmiechu.
- Dobrze, damy mu tego Nazgula, co chłopaki? - Odezwała się w końcu Wrona - ale proszę Cię Sev, nie dokonuj takiego gwałtownego „mordu” jak w zeszłym roku.
- Jak sobie pani życzy, ma cherie! - Odpowiedział uśmiechając się szelmowsko.
I tak oto śmierć nieistniejącego zwierzaczka stała się podstawą do kolejnej porażki całego obozu w popularnej wówczas grze terenowej zwanej „Nazgulem”. Ku uciesze i radości druha Gacka.
Ale nic nigdy nie jest z góry przesądzone...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Viga
Charłak
Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Dark Valley.
|
Wysłany: Nie 23:54, 23 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Pierwsza!
Końcówka była boska. Uśmiałam się niemal do łez przy chomiku Severusa. Taki biedny... I na poetę zakrawa. Ach... <rozmarzyła się> Severus Snape i poezja. Kurde, to jest to! Zawsze chciałam o tym poczytać. Poprawiasz mi humor.
Widziałam błędy. Ni mniej, takiem mam wrażenie. Ale to moje odczucie.
Choć jeśli zachcesz, mogłabym następny rozdział zbetować. Ale to nawiasem.
Piękny rozdział.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mircia
Wilkołak
Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gliwice? Łóżko? A kij wie xP
|
Wysłany: Pon 1:27, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Końcówka była fantastyczna, mały włos a spadłabym z krzesła ze śmiechu ^^ Ponad to strasznie podobał mi sie element o nazwie gitara, kocham facetów grających na gitarze i potrafiących na niej grac naprawdę dobrze ^^ ah *_*
Proszę o dalszą część komentarza, ta jest za krótka-V
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ebcia
Wilkołak
Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: sama nie wie, gdzie jest to coś
|
Wysłany: Pon 9:32, 24 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Super:) Takie opowiadanko pomaga wierzyć mi w tezę, że Snape jest jednak po naszej stronie i śmierć Dumbledore'a to tylko mistyfikacja. Bo jak Człowiek który gra na gitarze tak pięknie, może być zły? Dudley, pewnie się zgubił, co nie? Zastanawia mnie jeszcze jedno, dlaczego Dursleyowie wysłali Harry'ego na wczasy. Za tym chyba kryje się podstęp np. Zakonu, co nie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|