Anna Black
Wilkołak
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Black Manor
|
Wysłany: Czw 10:55, 15 Cze 2006 Temat postu: [Z]Na gwiazdkę |
|
|
- A pamiętasz, kiedy płakałaś…? - głos niski, taki łagodny i dodający ulgi.
Właśnie, kiedy? Nie pamiętam tego. Łzy stały mi się tak bardzo dalekie.
- Dziecko drogie, powiedz mi teraz, czy nadal kochasz swoich rodziców? - zapytał, nadal wpatrując się we mnie, ale ja tym razem odwróciłam wzrok w przeciwną stronę. Patrzyłam na piękny, biały, puszysty śnieg, który tak bardzo lubiłam kiedy jeszcze byłam w Hogwarcie. Pamiętam też, że to były bardzo smutne czasy, bo wszyscy byli święcie przekonani, że Czarny Pan wygrywa.
A czy kochałam rodziców? Bardzo. Byli dla mnie całym moim życiem. Tak wiele dla mnie zrobili. Dla mnie i dla Harry’ego, który... I znowu wspomnienia, które bardzo bolą. Uodporniłam się na ból i nie dam rady się rozpłakać. Nie jestem już małym dzieckiem, ale rany nadal są bardzo głębokie, jak morze wielu tajemnic i niespodzianek.
Wreszcie odzyskałam głos i zaczęłam mówić bardzo cicho, ale wyraźnie.
- Bardzo ich kochałam, ale oni już nie żyją. Voldemort ich zabił, a ja słyszałam ich krzyki, które nas ostrzegły przed atakiem Śmierciożerców. Harry też tam był i walczył razem z innymi. Nawet ksiądz nie ma pojęcia, ilu moich znajomych zginęło… A przecież byli niewinni. Dlaczego? - mówiłam wszystko to, co pamiętałam. Moją pamięć nadal zasnuwała wielka mgła, która nie chciała odejść. A powinna.
- Świat ma wiele tajemnic i niespodzianek, więc robi nam różne figle. Poza tym nie powinniśmy się poddawać, ale cały czas mieć nadzieję.
- Moja nadzieja była wielka jak ten czarujący kościół, ale prysła jak bańka mydlana. Dlatego przyszłam tutaj się spowiadać. Chciałam się otworzyć i uwolnić wszystko, co zostało we mnie zamknięte. - Zauważyłam, że do kościoła przychodziło coraz więcej ludzi.
- Wierzy ksiądz w magię? - nagle w moim umyśle pojawiło się to pytanie.
- Jak byłem mały to wierzyłem, chyba jak każde dziecko, które chciało się uwolnić od bezbarwnej rzeczywistości.
- A ja przestałam. Chciałam się uwolnić od tego wszystkiego. Zrezygnowałam nawet z dalszej nauki i przeprowadziłam się do naszego wujka mugola, który tu mieszka.
- Co się stało z twoimi przyjaciółmi? Dlaczego od nich odeszłaś, kiedy cię potrzebowali?
- Oni nie żyją.
- Co się z stało z tym Hogwartem?
- Zniszczony. - odparłam z wielkim żalem.
- Czyli Voldemort wygrał? - zapytał niepewnie.
- Nie, chociaż na początku tak myśleliśmy. Ale przegrał razem z Harrym. - przez chwilę zamyśliłam się, wracając do przeszłości…
~*~
W mrocznej, starej, śliskiej komnacie rozległ się przerażający, jadowity śmiech. Stały tam naprzeciw siebie dwie postacie, które były półżywe, ale nadal zawzięcie walczyły ze sobą.
Chłopiec Który Przeżył ledwo oddychał, a rany, które były bardzo głębokie, piekły potwornie. Syknął przeraźliwe i sięgnął po różdżkę. Miał jeszcze dość siły na to, by zniszczyć wroga raz na zawsze - albo samego siebie. Domyślał się, że jego przyjaciele nie żyją, w każdym razie większość z nich. Ukochana pewnie też. Przetarł rękawem szaty zakrwawioną wargę i wyprostował się.
Nienawiść do Voldemorta rosła jeszcze bardziej i z każdą minutą pragnął jak najszybciej go zabić. I raz na zawsze uciszyć śmiech przesączony jadem, który zawsze słyszał podczas walki. Pamiętał też, jak to nazwał Ron, kiedy opowiadał mu o tym w Wieży Gryffindoru. Nazywał to Śmiechem Śmierci. I chyba Ronald miał rację, bo śmierć była naprawdę blisko.
- Boisz się, Potter? - po krótkiej ciszy pierwszy odezwał się Voldemort.
- Nigdy!
- Potter, zawsze ci dawałem szansę, żebyś się do mnie przyłączył, ale jak zwykle byłeś uparty.
- Prędzej byś mnie zabił, niż dotrzymał słowa - syknął Harry tak ostro, że krew trysnęła mu z ust.
- Potter, jeszcze nie przekonałeś się, co to jest moc Czarnego Pana? - zaśmiał się Voldemort.
- A zresztą, jesteś, Potter, zbędny na tym świecie, więc Ava…
Nie dosłyszał tych słów, gdyż upadł na zimną posadzkę. Natychmiast otworzył powieki i zobaczył przed sobą ciało Hermiony. Martwe ciało…
Łzy pojawiły w oczach Chłopca Który Przeżył. Znowu stracił kogoś, kogo kochał. A Hermionę kochał jak siostrę, więc ból był jeszcze większy, a Czarny Pan cieszył się z tego…
- Nienawidzę cię… Avada Kedavra!- krzyknął Harry, a z jego różdżki w stronę Voldemorta błysnął strumień światła. Światło odbiło się od Czarnego Pana - padł martwy, a z jego ust trysnęła krew.
Harry oddychał głęboko. Jego rany mocno krwawiły, a organy wewnętrzne nie wytrzymywały. Zielone oczy młodego Pottera powoli zamykały się. Tak. Zrobił to. Uratował świat przed najgorszym losem. A teraz, kiedy umrze, będzie miał wreszcie święty spokój i dołączy do swoich przyjaciół. Już nikt przez niego nie zginie. Nikt nie zawiedzie się i nikt nie będzie obrażał jego rodziców, czy jego przyjaciół, bo zobaczy ich tam. W niebie.
Teraz wiedział już na pewno.
Świat jest bezpieczny.
Już na zawsze.
~*~
- I widzi ksiądz… To co opowiedziałam jest prawdą - odparłam i wytarłam łzy starą szatą. - A ja widziałam całą tę scenę, kiedy Harry został zabity.
Kapłan zakaszlał, jakby bał się odpowiedzieć. Ale może faktycznie nie znał odpowiedzi na wszystkie pytania tej całej Ginny Weasley. Było mu żal. Żal było mu Harry’ego. Tego Chłopca Który Został Za Wcześnie Zabity. Spojrzał w górę, a dokładniej w okno i zobaczył, że zaczęła już migotać pierwsza gwiazda. Uśmiechnął się smutno.
- Amen… - rzekłam. Chciałam zakończyć tę spowiedź, uznałam, że już wystarczająco dużo powiedziałam. Ulżyło mi. Odeszłam od konfesjonału i wyszłam szybkim krokiem z kościoła.
Spojrzałam w górę. Na moją twarz spadały maleńkie płatki śniegu, które bardzo lubiłam.
Pierwsza Gwiazdka Betlejemska zamigotała po raz drugi.
- Wesołych świąt, Harry…
Post został pochwalony 0 razy
|
|